Była ona wynikiem niełatwej współpracy CDU i SPD. Jej liderzy: Konrad Adenauer i Kurt Schumacher, twardo walczyli o kształt każdego zapisu. Ojców powojennej niemieckiej demokracji godził wspomniany już Carlo Schmid – nie tylko sprawny konstytucjonalista, ale i człowiek rubaszny, wręcz stworzony do rozładowywania napięć.
Punktem wyjścia do prac nad ustawą zasadniczą republiki federalnej była mądra refleksja nad wadami Weimaru. Pamiętając zmieniające się jak w kalejdoskopie gabinety, postanowiono wzmocnić stabilność rządów. Realną i silną władzę otrzymał kanclerz, a prezydenta sprowadzono do roli sumienia narodu. Duże znaczenie przyznano zapisom ustawy o ochronie demokracji przed jej wrogami – stąd zapisy o możliwości delegalizacji partii ekstremistycznych. Pamiętano też o systemie terroru Hitlera –podkreślono wagę praworządności i praw jednostki.
Chrześcijańska wrażliwość kanclerza Adenauera znalazła z kolei odbicie w pierwszym zdaniu preambuły: „Mając świadomość swojej odpowiedzialności przed Bogiem i ludźmi, kierowany wolą, by jako równoprawny członek zjednoczonej Europy służyć pokojowi na świecie – naród niemiecki mocą swojej władzy ustawodawczej przyjął niniejszą ustawę zasadniczą”.
Dlaczego Konstytucja RFN z 23 maja 1949 roku zbudowała tak udany model demokracji? Adenauer nie krył, że obawia się niedobrych cech psychiki Niemców, i dlatego dbał, by nowa republika miała sztywne ramy praworządności z pewną dozą państwowego autorytaryzmu. Ale tej silnej ręki władzy nie było zbytnio widać. Coś jak styl bycia brytyjskiego policjanta: grzecznie, ale bez dyskusji.
Konstytucja była jak dobry przepis kulinarny, ale dopiero intuicja politycznego kucharza Adenauera pozwoliła sporządzić według tego przepisu wyśmienite danie.
Gdy oddawano do użytku gmach Bundestagu, osobiście zadbał nawet o taki szczegół jak konstrukcja poselskich pulpitów. Ciągle tkwiły w pamięci sceny burd w sali weimarskiego Reichstagu, gdy posłowie obrzucali się kałamarzami, więc tym razem kazał przykręcić je śrubami.
Stary, jak nazywano pierwszego kanclerza, był nieprzejednany wobec tych, których uważał za zagrożenie dla demokracji. W 1956 roku doprowadził do delegalizacji Komunistycznej Partii Niemiec i wcielił w życie zasadę „Berufsverbot” – zakazu pracy np. w szkołach dla osób uznanych za ekstremistów.
W 1968 roku po fali lewicowych demonstracji dopisano do ustawy zasadniczej możliwość wprowadzenia stanu wyjątkowego. Lewica zaczęła wieszczyć powrót faszystowskiego totalitaryzmu, ale państwo mimo ataków bojówek RAF nie dało się sprowokować do działań na skróty w obronie ładu demokratycznego. Niemcy zdali wtedy egzamin z demokracji.
Gdy w 1949 roku Adenauer uzgadniał z liderami SPD ostatnie szczegóły ustawy zasadniczej, po drugiej stronie kordonu komunistyczni władcy szykowali konstytucję NRD pozornie bardzo podobną do tej z Bonn. Pełno było w niej górnolotnych deklaracji, gwarancji swobód, ale praktyka była zupełnie inna. Terror Stasi i monopol władzy partii komunistycznej zmieniły dokument w atrapę czczoną na typowe dla stalinizmu sposoby.
W 1968 roku dyktator NRD Walter Ulbricht obwieścił, że czas na ogłoszenie nowej konstytucji uwzględniającej „powstanie osobnego narodu socjalistycznej NRD”, który ma już nie mieć żadnego związku z zachodnimi współplemieńcami. Do dokumentu wpisano wtedy zasadę sojuszu z ZSRR.W surrealistycznej aurze NRD nikogo nie szokowały deklaracje Ulbrichta, że „nasza konstytucja jest tak bardzo demokratyczna, że podobnej w Niemczech jeszcze nigdy nie było”.
Gdy jesienią 1989 roku na ulice największych miast NRD wyszli demonstranci – podstawowym hasłem było wypełnienie konstytucyjnych zasad wolności słowa i poglądów.
Dziwnym trafem wszystko to działo się 140 lat po niemieckiej wiośnie ludów. Po upadku monopolu SED w ramach enerdowskiego „okrągłego stołu” znowelizowano konstytucję, dodając zapisy o podstawowych prawach obywatelskich. Nową preambułę zdążyła jeszcze napisać pisarka Christa Wolf. Ale NRD już kończyła żywot. 1 października 1990 roku, wraz z włączeniem wschodnich landów do Republiki Federalnej, ustawa zasadnicza RFN zaczęła działać na całym obszarze zjednoczonych Niemiec.
[srodtytul]Konstytucja jako nowa religia?[/srodtytul]
Gdy ogląda się wystawione w berlińskim muzeum karminowe togi sędziów Trybunału Konstytucyjnego RFN, przypomina się ironiczne określenie: „Kardynałowie naszej świeckiej religii”. Czy konstytucja naprawdę ma za Odrą taki status?
Niemcom zrażonym po koszmarze nazizmu do patriotyzmu narodowego nowy etos obywatelski pomogło skonstruować utożsamiane z Jürgenem Habermasem pojęcie „patriotyzmu konstytucyjnego”.
Na ten właśnie eksperyment powoływano się przy dywagacjach nad stworzeniem nowej europejskiej świadomości. Poczucia obywatelskiego zbudowanego bardziej na wspólnych wartościach niż na wspólnej historii, religii czy narodowości. Przechodząc przez kolejne sale poświęcone niemieckim konstytucjom, można zadać sobie pytanie, jak pogodzić uniwersalizm wartości z partykularyzmem narodowych ambicji.
Z epopei wiosny ludów została dzisiejszym Niemcom jedna pamiątka: czarno-czerwono-złoty sztandar. Jego barwy powstańczy poeci opisywali jako symboliczne – czerń prochu, czerwień krwi przelanej za wolność i złoto ognia niemieckiej rewolucji.
Ale tak naprawdę genezą sztandaru niemieckiej demokracji były czarno-czerwono-złote barwy mundurów ochotników z 1813 roku walczących przeciw Napoleonowi.
Ta tradycja pokazywała też rozdwojenie jaźni rewolucjonistów wiosny ludów. Wolnościowe hasła miały swoją genezę w rewolucji francuskiej, ale własne „ja” demokraci wykrzyczeli w powstaniu przeciw Francuzom.W 1849 roku ten nacjonalizm nie wyzierał jeszcze zanadto zza fasady demokratycznego idealizmu. W Rzeszy Bismarcka szowinizm przykrył idealizm, podobnie jak po I wojnie zadusił z czasem republikę weimarską. Dopiero po 1949 roku Konrad Adenauer mógł za pomocą udanej konstytucji „wymyślić Niemcy na nowo”.
Wychodząc z wystawy w berlińskiej Zbrojowni, nie sposób odegnać pytania: czy ambicje RFN przy tworzeniu wspólnej Europy nie wystawią tamtych adenauerowskich cnót na zbytnią próbę?
[i]Wystawa „W imię wolności – Konstytucje i realia konstytucyjne w Niemczech” w Niemieckim Muzeum Historycznym w Berlinie trwa do 11 stycznia 2009 roku. Szczegóły: [link=http://www.dhm.de]www.dhm.de[/link][/i]