Kreatywne źródłoznawstwo

Teza Piotra Gontarczyka o stosowaniu przez Armię Krajową „metod chirurgicznych” przy likwidowaniu szczególnie groźnych działaczy komunistycznych jest pomówieniem i oszczerstwem

Publikacja: 31.01.2009 00:54

Fałszywy dowód osobisty na nazwisko Krzyżanowski, jakim posługiwał się podczas okupacji Jerzy Makowi

Fałszywy dowód osobisty na nazwisko Krzyżanowski, jakim posługiwał się podczas okupacji Jerzy Makowiecki

Foto: Rzeczpospolita

Red

Dr Piotr Gontarczyk w artykule [link=http://www.rp.pl/artykul/239804.html" "target=_blank]„To nie była wojna domowa”[/link] („Rz”, 27 – 28 grudnia 2008 r.), polemizując z opublikowanym tydzień wcześniej [link=http://www.rp.pl/artykul/237005.html" "target=_blank]tekstem prof. Andrzeja Friszke[/link], twierdzi, że „nie tylko w NSZ padały pomysły likwidacji komunistów dla obrony własnych szeregów przed infiltracją i rozbiciem”.

[srodtytul]Dwa źródła[/srodtytul]

Na poparcie swojego stanowiska przytacza on dwa źródła: fragment artykułu jednego z pism konspiracyjnych i fragment niezidentyfikowanego raportu bliżej nieznanej komórki konspiracyjnej.

Przywołany fragment artykułu brzmi: „Odpowiednie czynniki, reprezentujące społeczeństwo, winny wywrzeć swój wpływ tam, gdzie należy, aby nasze władze państwowe [...] nie ograniczały się wyłącznie do zwalczania okupanta niemieckiego, lecz przystąpiły również [opuszczono bez zaznaczenia słowa: już i obecnie – przyp. A.K.K.] do stopniowego i planowego likwidowania sowieckich ośrodków dyspozycyjnych”.

Rozumiem, że tekst Piotra Gontarczyka należy do gatunku publicystyki historycznej, ale tyczy spraw tak poważnych, iż czytelnikowi należała się w tym miejscu informacja źródłowa nieco bardziej szczegółowa niż tylko stwierdzenie, że artykuł ten został wydrukowany w 1943 r. w konspiracyjnym „Czynie”, organie prasowym Stronnictwa Pracy.

Możliwe, że wówczas autor zauważyłby swoje dwa błędy. Konspiracyjne pismo „Czyn” (nie wiedzieć czemu nazwane nieco lekceważąco „pisemkiem”) było bowiem organem Związku Syndykalistów Polskich, natomiast cytowany artykuł został zamieszczony na łamach „Reformy”, centralnego organu prasowego Stronnictwa Pracy (Warszawa, 10 V 1943, nr 7, artykuł pt. „Wobec niebezpieczeństwa bolszewickiego”).

„Podobnie komunistyczny problem przedstawiają – pisze dalej Piotr Gontarczyk – dokumenty wytworzone przez wyspecjalizowane struktury Polskiego Państwa Podziemnego. Jedna z analiz opisywała metody i cele działalności komunistycznej konspiracji. W konkluzjach stawiano znak równości pomiędzy PPR/NKWD i gestapo, stwierdzając, że dla polskich aspiracji niepodległościowych ci pierwsi są znacznie groźniejsi. W zakończeniu pisano o konieczności eliminowania komunistycznych agentów: «usunięcie macek npla [nieprzyjaciela] z naszych szeregów jest zadaniem trudnym, ale bezwzględnie koniecznym. W wykonaniu tego zadania zastosować należy metody chirurgiczne [podkreślenie moje – A.K.K.], czułostkowość i chwiejność w przeprowadzaniu akcji oczyszczającej spowodować mogą w wyniku zmarnowanie tego olbrzymiego wysiłku społeczeństwa, jaki został włożony w organizację wojska i władz cywilnych»”.

Tu wprawdzie znalazła się nawet sygnatura archiwalna cytowanego dokumentu, ale z kolei zabrakło daty (marzec 1944 r.) i choćby próby rozszyfrowania jego autorstwa. Czy można bowiem uznać za wystarczającą identyfikację: „jedna z analiz” jednej z „wyspecjalizowanych struktur Polskiego Państwa Podziemnego”?

[srodtytul]Dwie tezy [/srodtytul]

Tymczasem na podstawie takich oto dwóch źródeł Piotr Gontarczyk uważa, że ma prawo postawić i stawia dwie tezy: „Nie tylko w NSZ padały pomysły likwidacji komunistów dla obrony własnych szeregów przed infiltracją i rozbiciem” i „Jest rzeczą powszechnie znaną, że żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych w odpowiedzi na zbrojną działalność PPR [...] likwidowali komunistycznych działaczy uznanych za szczególnie groźnych”.

Teza pierwsza jest częściowo prawdziwa: rzeczywiście w różnych środowiskach konspiracyjnych pojawiały się pomysły zastosowania metody „fizycznej likwidacji” komunistów. Uczciwość badawcza nakazywałaby jednak, by autor, przywołując powyższy artykuł z „Reformy” (organu Stronnictwa Pracy, konspiracyjnego stronnictwa współtworzącego namiastkę parlamentu Polskiego Państwa Podziemnego), zacytował również stwierdzenie z poprzedniego akapitu: „Nakazem chwili jest bezwzględna karność i podporządkowanie się zarządzeniom Rządu i jego władz krajowych”. Jeszcze wyraźniej podkreśla ono bowiem – oczywisty przecież – kontekst i charakter tej wypowiedzi prasowej jako propozycji danej pod rozwagę władzom Polskiego Państwa Podziemnego.

Uczciwość badawcza winna skłaniać autora również do poszerzenia swojej tezy o podanie przykładu znacznie liczniej przecież obecnego w prasie konspiracyjnej różnych organizacji potępiania takich pomysłów. Tak się składa, że można je znaleźć choćby w omyłkowo przywołanym przez Piotra Gontarczyka piśmie „Czyn”, które stwierdzało: „W Gwardii Ludowej znaleźli się ludzie, którzy wyżywając się w orężnej walce z Niemcami, nie zdają sobie sprawy, pod czyim walczą sztandarem. Należy ich uświadamiać. Nawoływanie jednak do bratobójczej walki, do orężnego «tępienia» gwardzistów [...] uważamy za ZBRODNIĘ” („Czyn”, Warszawa, 4 IX 1943, nr 7, artykuł pt. „P.P.R.”, ostatnie cytowane słowo zostało wyróżnione w taki właśnie sposób).

Podaję ten przykład celowo, bowiem autor przytoczył fragmenty właśnie tego artykułu z „Czynu” w swojej książce „Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy (1941 – 1944)” (Warszawa 2003, s. 233). Szkoda, że zacytował on tam jedynie fragmenty tego tekstu „podające w wątpliwość szczerość patriotycznych intencji PPR”, a przecież dla rzetelnego przedstawienia całości wywodu uwzględnienie także trzech zdań przytoczonych wyżej przeze mnie – pominiętych w książce Gontarczyka, choć stanowiących puentę tekstu – wydaje się niezbędne.

Zapewne uznał on, że w rozważaniach o propagandowej walce z PPR, prowadzonej przez różne ugrupowania Polskiego Państwa Podziemnego, zamieszczenie informacji o wyraźnym rozdzielaniu przez nie metod propagandowych (akceptowanych) i metod fizycznej likwidacji (potępianych) – jest niepotrzebne.

[srodtytul]Metody chirurgiczne [/srodtytul]

Żadne z obu przytoczonych przez Piotra Gontarczyka źródeł nie upoważnia do postawienia drugiej tezy – o stosowaniu przez Armię Krajową „metod chirurgicznych” przy „likwidowaniu komunistycznych działaczy uznanych za szczególnie groźnych”, mam zatem prawo uznać ją za bezpodstawne pomówienie i oszczerstwo.

Ośmielam się także twierdzić, że cytatu z owej tajemniczej „jednej z analiz”, jednej z „wyspecjalizowanych struktur Polskiego Państwa Podziemnego” nie można byłoby uznać za cień dowodu, nawet biorąc pod uwagę, iż w edycji dokumentów „Tajne oblicze GL-AL i PPR”, opracowanej przez Marka J. Chodakiewicza, Piotra Gontarczyka i Leszka Żebrowskiego (t. 3, Warszawa 1999, s.193 – 197), została ona nazwana „raportem kontrwywiadu AK”.

Nie można byłoby uznać za cień dowodu choćby z tego względu, że historyk po dokładnej analizie tego dokumentu – pozbawionego tytułu, adresata i podpisu – może jedynie stwierdzić, iż ów nieznanego autorstwa raport trafił z nieznanego miejsca nieznaną drogą do rąk szefa Oddziału II Komendy Głównej AK płk. Kazimierza Iranka-Osmeckiego, który z kolei przekazał go do „przestudiowania” podległemu sobie szefowi „Honoratki” (kryptonim Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu w Oddziale II Komendy Głównej AK, stosowany od 25 I 1944 r.), czyli Bernardowi Zakrzewskiemu.

Nawiasem mówiąc, wydawcy przywołanego wyżej zbioru dokumentów nazwali w „główce edytorskiej” omawiany tu raport – raportem „o agenturach komuny i NKWD w AK i Delegaturze Rządu”, gdy w rzeczywistości mówił on także o agenturze niemieckiej, i to w dodatku w pierwszej kolejności, o czym zresztą sami wydawcy informowali, tyle że jedynie w przypisie pod tekstem.

[srodtytul]Bezkrytyczne podejście[/srodtytul]

Co więcej, cytując w „Rzeczpospolitej” fragment owego tajemniczego raportu, Piotr Gontarczyk (w przeciwieństwie do zbioru „Tajne oblicze GL-AL i PPR”) pominął wymienione tam personalia osób, przeciwko którym owe sugerowane „metody chirurgiczne” powinny zostać zastosowane (dane personalne wprawdzie zaszyfrowano kryptonimami liczbowymi, ale zachował się klucz szyfrowy umożliwiający ich odczytanie).

Pragnę zatem przypomnieć, że w omawianym raporcie chodzi m.in. o Jerzego Makowieckiego i Ludwika Widerszala (skrytobójczo zamordowanych 13 VI 1944 r.) oraz o Halinę Krahelską i prof. Marcelego Handelsmana (wydanych w ręce niemieckie miesiąc później), zaś Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, gdzie wszyscy oni pracowali, uznane tam zostało za „ognisko, w którym skupiają się główne nici wpływów politycznych pro- i parakomunistycznych w 1. [Armii Krajowej]”.

Dokument ten – któremu tak bezkrytycznie ufa Piotr Gontarczyk – nie zawiera żadnych dowodów jakiejkolwiek agenturalnej działalności na rzecz komuny wymienionych wyżej osób, niezwykle – i dla Armii Krajowej, i dla Polskiego Państwa Podziemnego, i dla Polski, i przed wojną, i w czasie wojny – zasłużonych.

Czyż bowiem za dowód (a choćby cień dowodu) uznać można stwierdzenie „Żyd, przejawiający «komunistyczne tendencje»” (dotyczy Makowieckiego i Widerszala), doniesienie jakiegoś informatora, że komuniści uważają Widerszala za „swojego człowieka”, czyjeś prywatne informacje, iż Krahelska znająca żonę szefa BIP „tą drogą uzyskuje zarówno informacje, jak i możność penetracji w stosunki wewnętrzne 7. [BIP]”... Ten sam raport wyraża wszak wątpliwości, czy aby na pewno Makowiecki i zastępca szefa BIP mjr Tadeusz Wardejn-Zagórski to dwie różne osoby, i zawiera nawet takie wręcz kuriozum jak stwierdzenie, że Handelsman jest organizatorem komunistycznego „Komitetu Inicjatywy Narodowej” i współpracownikiem prof. Stanisława Arnolda, „premiera Rządu Ludowego Republiki Polskiej”!

Piotr Gontarczyk nie tylko bezkrytycznie traktuje tego typu źródła, ale i zdaje się postępować bardzo podobnie jak ich nieznani autorzy, choć przecież dysponuje dalece większymi możliwościami weryfikacji podawanych w nich informacji. „Jako miejsce o szczególnym zagęszczeniu sympatii prokomunistycznych wskazywano Biuro Informacji i Propagandy [...] – pisał on w 2003 r. w książce o PPR (s. 381). – Z zachowanych dokumentów archiwalnych wynika, że informacje z BIP-u przepływały do komunistycznej konspiracji”.

Pierwsze zacytowane zdanie informuje zgodnie z prawdą, że w wielu źródłach w czasie wojny tak pisano. Ale przecież autor nie udowodnił, że to, co pisano, było prawdą. Również drugie zdanie jest prawdziwe – rzeczywiście informacje przepływały. Ale czego to dowodzi? Czy z faktu, że do komunistycznej konspiracji przepływały także informacje z NSZ, Piotr Gontarczyk wyciągnie wniosek, iż również NSZ był „miejscem o szczególnym zagęszczeniu sympatii prokomunistycznych”?

Równie bezkrytycznie podchodzi Gontarczyk do informacji zawartych w dokumentach kontrwywiadu komunistycznej GL. Przykładowo, zdanie z jednego z takich raportów z grudnia 1943 r.: „Makowiecki zdementował wiadomość o liście komunistów jakoby sporządzonej przez BIP, która miała się znajdować w rękach g-[estap]o”, opatruje on jednoznacznym komentarzem: „Powyższy meldunek GL potwierdza jego współpracę z komunistami” („Tajne oblicze GL-AL i PPR”, t. 2, Warszawa 1997, s. 215). Czytelnik nie dowiaduje się jednak, w jaki konkretnie sposób potwierdza, jaki rodzaj współpracy i jakimż to sposobem autor dokonał takiego potwierdzenia? Czy z podobną ufnością traktuje Piotr Gontarczyk inną informację z tej samej strony tego samego dokumentu: „Dowództwo harcerstwa żeńskiego daje młodzieży rozkazy śledzenia i nadawania [denuncjowania do gestapo – przyp. A.K.K.] członków PPR”?

I czy przypadkiem nie jest to ten właśnie dokument, na podstawie którego nie tak dawno wygłosił on zdanie: „W dokumentach komunistycznej informacji znajdują się namacalne dowody, że docierały do nich informacje BIP” („Biuletyn IPN”, 2006, nr 3 – 4, s. 23). Czy naprawdę tak mają wyglądać „namacalne dowody”?

[srodtytul]Oszczerstwo[/srodtytul]

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Piotr Gontarczyk w tekście w „Rzeczpospolitej” nie przedstawił czytelnikom całego toku swojego rozumowania, który doprowadził go do dwukrotnie wcześniej opublikowanych kategorycznych stwierdzeń: „[Makowiecki] Zastrzelony 13 VI 1944 r. z polecenia kontrwywiadu DR [Delegatury Rządu] i AK” („Tajne oblicze GL-AL i PPR”, t. 2, s. 215); „Latem 1944 r. kontrwywiad AK podjął ostrą akcję przeciwko niektórym pracownikom BIP-u. Zginął m.in. Ludwik Widerszal i Jerzy Makowiecki” (książka „PPR...”, s. 381).

Miałby wówczas dobrą okazję do wyjaśnienia czytelnikom, jakież to nowe fakty odkryte przezeń w latach 1997 – 2003 skłoniły go do „ułaskawienia” kontrwywiadu Delegatury Rządu i ograniczenia oskarżenia tylko do kontrwywiadu AK. Miałby po raz kolejny szansę podjęcia choćby próby udowodnienia takiego bezpodstawnego i gołosłownego oskarżenia. Dopóki go nie udowodni, pozostanie ono wynikiem metody badawczej, którą nazywam kreatywnym źródłoznawstwem, ewidentnym pomówieniem i skandalicznym wręcz oszczerstwem.

W świetle obecnego stanu wiedzy historyk może przecież powiedzieć jedynie, że w skrytobójczy mord polityczny na eksponowanych pracownikach BIP KG AK Makowieckim i Widerszalu zamieszanych było trzech pracowników kontrwywiadu Delegatury Rządu i AK, wykorzystujących swoje funkcje konspiracyjne do zupełnie innych celów. Czy muszę Piotrowi Gontarczykowi przypominać, że jednak od takiego stwierdzenia do rzucenia najcięższego oskarżenia na obie te instytucje czy też na jedną z nich kontrwywiad AK, w którym w samej Warszawie pracowało kilkaset osób, droga ogromnie daleka?

Uważam zatem, że mam prawo nazwać jego twierdzenie pomówieniem i oszczerstwem. Czynię to z pełną odpowiedzialnością, użyłem ich już bowiem wcześniej publicznie w rozmowie z Piotrem Gontarczykiem podczas promocji drugiego wydania jego książki o PPR w Muzeum Powstania Warszawskiego 31 sierpnia 2006 r., proponując zorganizowanie w IPN dyskusji z udziałem zawodowych historyków, podczas której mógłby udokumentować swoje twierdzenie.

Naiwnie uznałem, że skoro trzy miesiące wcześniej w polemice z dr. Januszem Marszalcem („Biuletyn IPN”, 2006, nr 5, s. 120) Gontarczyk upominał się o stosowanie „pryncypiów działalności naukowej” i domagał „dokładniejszej identyfikacji i opisywania dokumentów” – sam jest gotów natychmiast odpowiedzieć pozytywnie na podobne wezwanie do tablicy wystosowane do niego. Na moją propozycję Piotr Gontarczyk do dziś jednak nie odpowiedział.

[i]Andrzej Krzysztof Kunert, historyk bez instytucjonalnej afiliacji naukowej, autor i współautor przeszło 100 publikacji książkowych (w tym także poświęconych kontrwywiadowi Armii Krajowej), Kustosz Pamięci Narodowej (2006).[/i]

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą