Wobec tego jestem Polką

Równie utalentowany jak Grażyna Bacewicz był jej brat Witold. Zawirowania historii sprawiły, że nie został tak sławnym kompozytorem jak ona. Na dodatek wybrał inną ojczyznę.

Publikacja: 06.02.2009 23:45

Wanda i Witold Bacewiczowie z ojcem na Litwie. Lata 30. XX wieku

Wanda i Witold Bacewiczowie z ojcem na Litwie. Lata 30. XX wieku

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Grażyna przyszła na świat w Łodzi sto lat temu, 5 lutego 1909 r. Była dzieckiem Marii z Modlińskich i Vincasa Bacevičiusa. Syna włościańskiej familii z Litwy Zaniemeńskiej i polską szlachciankę zbliżyły wspólne zamiłowania muzyczne, ale ich spotkanie było możliwe dzięki przemianom społecznym i politycznym końca XIX wieku.

„Ojciec mojej mamy był spokrewniony z hrabiowską rodziną Dąmbskich – wspominała Maria Bacewiczowa. – Szlachecki ród Modlińskich to był „ślepowron” – w polu błękitnym podkowa srebrna barkiem do góry, na niej krzyż z czarnym krukiem ze złotym pierścieniem w dziobie; w hełmie szczytu takiż kruk. Dąmbscy posiadali wiele majątków w Opoczyńskim, Łowickim, Kieleckim, tj. w Świętokrzyskich Górach etc.”.

Ojciec Marii pracował jednak jako inżynier w Warszawie. Umarł młodo, więc musiała pójść do pracy. Dostała posadę w filii Banku Petersburskiego w Warszawie, potem podobną w Łodzi. W tym samym czasie znalazł się tam Vincas Bacevičius. Ukończył seminarium nauczycielskie w Veiveriai na Żmudzi, uchodzące za ośrodek działalności narodowej, więc władze carskie zakazywały absolwentom pracy na Litwie.

[srodtytul]Przez zieloną granicę[/srodtytul]

Vincas został skierowany do Polski. W Łodzi, gdzie osiadł w 1899 r., mógł kontynuować wymarzone studia muzyczne. Maria odebrała staranne wykształcenie w tej dziedzinie, więc ich dom przepełniała muzyka. Trójka dzieci Bacewiczów już w 1916 r. wystąpiła na publicznym koncercie, 11-letni Witold wykonał własną „Fantazję na tematy wiosenne”, ze starszym o rok Kiejstutem grał poloneza Chopina na cztery ręce. Grażyna popisywała się jako pianistka i skrzypaczka, tylko najmłodsza, dwuletnia Wanda była za młoda, by ujawnić swe talenty.

W domu wszyscy rozmawiali po polsku. Grażyna sama nauczyła się języka ojca, ale w PRL nie przyznawała się do znajomości litewskiego. Gdy po I wojnie Vincas Bacevičius postanowił wrócić do niepodległej Litwy, żona odmówiła wyjazdu. On w 1923 r. przedarł się przez zieloną granicę do Kowna. Za ojcem ruszył jedynie, i to później, po zakończeniu nauki w konserwatorium, Witold, który odtąd będzie znany jako Vytautas.

W latach 30. on zaczynał zdobywać uznanie na Liwie jako pianista i kompozytor, w Polsce Grażyna odnotowała pierwsze sukcesy jako kompozytorka i skrzypaczka. Ich drogi skrzyżowały się na moment, gdy po skończeniu studiów pojechała do Kowna, licząc, że ojciec, mocno zaangażowany w litewskie życie kulturalne, pomoże jej tam znaleźć zajęcie dające stały dochód. „Tatuś chciał Ci wyrobić stypendium do Paryża u ministra oświaty Šakenisa – wspominał po latach w liście Vytautas – ale Motkaitis i Balvys Dvarionas wnieśli skargę do ministerstwa, że Ty jesteś Polką i wobec tego nie powinnaś dostać stypendium. Wtedy to Ty po dwóch triumfalnych koncertach słusznie oświadczyłaś: a więc dobrze, jestem wobec tego Polką”.

Dalej następuje znamienne stwierdzenie: „To był punkt zwrotny w Twoim życiu, choć bardzo wtedy bolesny dla naszego Tatusia”. Ostatnia szansa, by jego córka związała życie z Litwą, została zaprzepaszczona.

[srodtytul]Smutny azyl w Ameryce[/srodtytul]

W 1939 r. Vytautas Bacevičius wyruszył na tournée do Ameryki Południowej, gdzie zastał go wybuch wojny. Osiadł w Nowym Jorku. Grażyna przeżyła okupację hitlerowską w Warszawie w miarę spokojnie. Nawet w powstaniu warszawskim jej rodzina, bo miała już męża i córkę, specjalnie nie ucierpiała. Za największą stratę uznała pozostawienie walizki z kompozycjami w mieszkaniu na Koszykowej, gdy trzeba było je opuścić po zakończeniu powstańczych walk. Jeden z przyjaciół zdecydował się po nią wrócić.

Już wiosną 1945 r. Grażyna Bacewicz włączyła się w odbudowę życia muzycznego w Polsce. Występowała jako skrzypaczka, pisała, działała w Związku Kompozytorów Polskich, podjęła pracę pedagogiczną. W Nowym Jorku muzyką Vytautasa nikt się nie interesował, po pianistycznych występach nie było recenzji, kilka recitali w Carnegie Hall zorganizował zresztą za pożyczone pieniądze, co potem spłacał niemal do śmierci. Na dodatek nie miał prawa pobytu w Stanach. Groziło mu więc wydalenie do Związku Sowieckiego, a tam jako autor „Poematu elektrycznego”, sztandarowego utworu awangardy litewskiej lat 30., otrzymał etykietkę „faszystowskiego kompozytora wysługującego się burżuazyjnym gustom”.

Przez cały czas krążyły listy między Nowym Jorkiem a Warszawą. „Nie mogę sobie wyobrazić komponowania bez własnej satysfakcji” – zwierzał się Vytautas, lecz o nią było trudno. Z goryczą relacjonował dyskusję, jaka rozgorzała w prasie amerykańskiej po ogłoszonym w 1952 r. konkursie na utwór symfoniczny. Domagano się muzyki zrozumiałej, odwołującej się do rodzimej tradycji i mogącej zainteresować masowego odbiorcę.

Bardzo przypominało to postulaty komunistycznej władzy, wcielającej w Polsce sztukę socrealistyczną. Grażyna, nagrodzona niedawno w kraju na Festiwalu Muzyki Współczesnej, odpowiadała więc bratu: „Kompozytor musi pisać z wewnętrzną satysfakcją i szczerze, ale nie może zapominać o tym, że pisze dla ludzi.... Już parę lat temu zrozumiałam, że kompozytorzy rzeczywiście wleźli ze swoją awangardowością w ślepą uliczkę. Dalej brnąć nie było sensu”.

W tym samym liście Grażyna Bacewicz tłumaczyła: „Zdaje się, że źle Cię poinformowano o naszej akcji zamówień. To jest cudowna rzecz, której zazdrości nam cała zachodnia Europa. Dostajemy od państwa forsę, abyśmy mogli spokojnie pracować. Czy Bach napisał choć jeden utwór nie na zamówienie? A wolę dostawać od państwa niż od poszczególnej jednostki. Nie sądź, że u nas pisze się tylko pieśni masowe. Ja dostaję zamówienia na kwartety, symfonie, koncerty, utwory pedagogiczne”.

Cóż na to mógł rzec Vytautas? „Czuję zawsze, że jestem nie tylko jednym z najlepszych na świecie kompozytorów, ale również jednym z największych pianistów... staję dużo wyżej pod względem duchowym i intelektualnym od wszystkich Amerykanów razem wziętych”. Był to wyraz bezradności człowieka, którego życie twórcze ograniczało się do podejmowanych dla zarobku lekcji, jakich udzielał dzieciom i znudzonym, bogatym Amerykankom.

Grażyna replikowała: „Ludzie rzygają na tych, którzy się skarżą. Ja wolałabym umrzeć, niż wzbudzać w ludziach litość. Nikt nie może wiedzieć o moich zmartwieniach i kłopotach, a mam ich niemało. Gdyby mnie wcale nie grali, też bym siedziała w kącie i pisała tak, jak to teraz robię”. Być może łatwo było jej to stwierdzić jako kompozytorce obsypywanej państwowymi nagrodami.

[srodtytul]Ratunek w kosmosie[/srodtytul]

Ale mimo wszystko jej – jak i bratu – obcy był koniunkturalizm. Bacznie obserwowała przemiany zachodzące w światowej muzyce, nie lekceważyła zaleceń PRL-owskiej władzy, ale brała jedynie to, co ją interesowało. Zaczynała od modnego w latach 30. neoklasycyzmu, bo i w życiu obce jej było romantyczne, emocjonalne rozwichrzenie. Sięgała do ludowej tradycji, gdyż dzięki temu jej muzyka zyskała dynamikę i energię. A kiedy pod koniec lat 50. wybuchła awangarda, bacznie obserwowała poczynania młodszych kolegów, a potem zaczęła eksperymentować z nowymi efektami brzmieniowymi i środkami ekspresji.

Vytautas tkwił zaś w Nowym Jorku. W 1958 r. wysłał partyturę nowych dwóch symfonii Grażynie i bratu Kiejstutowi (rektorowi łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej), ale spotkał się z ich surową krytyką za „brak rozwoju artystycznego spowodowanego izolacją”. Urażony poprosił o zwrot rękopisów („ani Waszej, ani niczyjej łaski nie potrzebuję”), jednak postanowił zacząć komponować inaczej.

W 1960 r. otrzymał wreszcie w USA status stałego rezydenta i mógł pojechać za granicę. Wybrał Paryż, gdzie spotkał się z siostrami, a przede wszystkim poznawał nowe dzieła europejskich kompozytorów. Tak narodziła się jego koncepcja muzyki kosmicznej – jak pisał w 2005 r. w „Ruchu Muzycznym” Krzysztof Droba – tworzonej po wejściu we własne duchowe uniwersum tożsame z uniwersum kosmicznym. „Dusza mi się kraje z radości bez żadnego powodu” – donosił w liście do Polski.

Skomponowana w 1960 r. VI symfonia „Kosmiczna” miała być zapowiedzią artystycznego przeobrażenia, ale na niej właściwie się skończyło. Opisanie muzyką filozoficznych wizji okazało się niewykonalne. „Zupełnie nie mogę zacząć komponować, bo wszystko (wszelkie koncepcje) już jest skomponowane przez awangardzistów – wyznał w 1966 r. – Robię tylko dziesiątki szkiców (próbek)... Smutne to bardzo, ale może te długogodzinne poszukiwania wreszcie doprowadzą mnie do czegoś, choć już zaczynam tracić nadzieję”.

Vytautas Bacevičius nie osiągnął wymarzonego celu, zmarł w 1970 r. w Nowym Jorku. Na Litwę wróciła w latach 80. jego muzyka, gdzie dziś jest traktowany jako czołowy przedstawiciel artystycznej emigracji. Okazjonalnie jego utwory bywają wykonywane w Polsce, na zachodzie Europy pojawiły się na kilku płytach, ale nie ma już chyba szans, by na trwałe weszły do światowego obiegu.

Grażyna Bacewicz zmarła rok wcześniej od brata, nagle, na zawał serca. W 40 lat po śmierci jej muzyka coraz bardziej fascynuje nie tylko w Polsce. – Nazwałbym ją rasowym kompozytorem – powiedział kiedyś wybitny dyrygent Jan Krenz. – Gdyby ktoś nie wiedział, że Grażyna to imię żeńskie, nie zorientowałby się, że jej muzyka wyszła spod pióra kobiety.

Feministki mogą się oburzać, ale to największy komplement.

Grażyna przyszła na świat w Łodzi sto lat temu, 5 lutego 1909 r. Była dzieckiem Marii z Modlińskich i Vincasa Bacevičiusa. Syna włościańskiej familii z Litwy Zaniemeńskiej i polską szlachciankę zbliżyły wspólne zamiłowania muzyczne, ale ich spotkanie było możliwe dzięki przemianom społecznym i politycznym końca XIX wieku.

„Ojciec mojej mamy był spokrewniony z hrabiowską rodziną Dąmbskich – wspominała Maria Bacewiczowa. – Szlachecki ród Modlińskich to był „ślepowron” – w polu błękitnym podkowa srebrna barkiem do góry, na niej krzyż z czarnym krukiem ze złotym pierścieniem w dziobie; w hełmie szczytu takiż kruk. Dąmbscy posiadali wiele majątków w Opoczyńskim, Łowickim, Kieleckim, tj. w Świętokrzyskich Górach etc.”.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą