Plecy Witolda K.

Gałczyński ukształtował go jako artystę. Picasso narysował jego portret. Hłasko uwiecznił w literaturze. Witold Kaczanowski od lat maluje ludzi odwróconych. Sam jest obecny wszędzie

Publikacja: 07.03.2009 01:16

Plecy Witolda K.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

„Nie żal pani?” – notariusz z włosami do ramion i czerwoną muchą pod szyją zadaje to pytanie starszej kobiecie, która cały dorobek życia zapisuje na rzecz ogniska dla dzieci. W filmie Doroty Kędzierzawskiej „Pora umierać” rejenta gra Witold Kaczanowski, 76-letni malarz i rzeźbiarz mieszkający w Denver, sygnujący swe prace jako Witold K. Gdyby artysta pytanie o bilans życia zadał sobie, musiałby szczerze odpowiedzieć, że ma wyjątkowo barwny życiorys.

[srodtytul]W Tworkach z Gałczyńskim[/srodtytul]

Kaczanowski, rocznik 1932, dzieciństwo spędził w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach. Jego ojciec był tam lekarzem. Wcześnie osierocony przez matkę, z zabaw najlepiej wspomina te z pacjentami. Roman, chudy jak tyka, był lokomotywą i gnał po okolicy z dziećmi doczepionymi jako wagoniki.

Podczas wojny ojciec ukrywał Żydów, Witoldowi jednak w pamięć wbiło się kilka innych obrazów. Jaśka Jąkały, który woził trupy pod oknami. A także ukochanego psa Misia, którego zabili Niemcy. Krew na jego futrze utworzyła biało-czerwoną flagę.

Lubi powtarzać, że to Konstanty Ildefons Gałczyński uczynił z niego malarza. Poeta, już po wojnie, trafił na odwyk do Tworek. Ojciec Kaczanowskiego dołożył wszelkich starań, by pacjent czuł się jak w domu – dokwaterował go do pokoju syna. Gałczyński uczestniczył w rodzinnych kolacjach. Gdy kiedyś młody Witold przyjechał z wyprawy do Krakowa, gdzie węglem robił szkice zaułków, portali i stiuków, grono spożywające kolację przystąpiło do oceny prac. Ojciec miał pewne uwagi, ale dumny był z syna. Macocha, historyk sztuki i kustosz w Muzeum Narodowym, kiwała głową z uznaniem. Gałczyński zaś popatrzył i zapytał: „Ale dlaczego ty to rysujesz? Przecież to już jest!”. Wtedy Witold uświadomił sobie, że sztuka rodzi się w głowie artysty. – To było nieprawdopodobnie rewolucyjne! Nigdy w życiu nie zrobiłem już żadnych szkiców z natury – opowiada Kaczanowski.

Mogło się wydawać, że drogę do kariery utorują mu rodzinne koneksje. Siostra matki przed wojną wyszła za Zenona Kliszkę, zdeklarowanego komunistę. Gdy ten po 1956 r. stał się prawą ręką Gomułki, o Witoldzie mówiono „kuzyn Kliszki”. – Nigdy tego nie wykorzystywał, nic z tego powinowactwa nie wynikało – zapewnia Andrzej Roman, dziennikarz, przyjaciel artysty, z którym razem wiedli życie stołecznych bon vivantów.

Kaczanowski pamięta, jak kiedyś niespodziewanie wrócił do domu i zastał przy rodzinnym stole Gomułkę z żoną oraz Kliszków. Popijając wódeczkę, rozprawiali o wyższości socjalizmu nad kapitalizmem. – Akurat tego dnia „Trybuna Ludu” na pierwszej stronie ogłosiła sukces, bo ukończono drugą latarnię na placu Konstytucji. Mówię: – W Tokio budują najwyższe budynki świata i nikt o tym nie pisze w prasie. Gomułka popatrzył na Kliszkę, potem na mojego ojca. Pokiwał głową: – No, towarzyszu, chyba źle wychowujecie syna – opowiada Kaczanowski.

Gdy koledzy robili popiersia Lenina, Witold – czarna owca – wyleciał ze studiów na architekturze. Bo określił wyrazem na ch sekretarza partii. Na ASP przyjmują go bez jego udziału – ojciec w tajemnicy zabiera rysunki i niesie na uczelnię.

[srodtytul]Człowiek, który kopnął Bułganina[/srodtytul]

Należy do warszawskiej bohemy. Przesiaduje w kawiarniach, przysiada się do stolika Zbyszka Cybulskiego w SPATiF, zawiera przyjaźń z Wojciechem Frykowskim. Marka Hłaskę poznaje w Kameralnej. Pisarz wkroczył tam na rauszu, odurzony alkoholem i sukcesem „Pierwszego kroku w chmurach”. Kaczanowski zażartował wtedy, że on napisze tom drugi: „Pierwsze chmury w kroku”. Wymiana ciosów zakończyła się przyjaźnią.

Już wtedy Kaczanowski odnosił sukcesy artystyczne. Zwrócono uwagę na jego talent, gdy namalował plafon – fresk w sali teatralnej w Oświęcimskim Centrum Kultury. Jednak w legendę obrastał dzięki skandalom, które prowokował.

Andrzej Bachleda-Curuś, przyjaciel i znany narciarz, opowiada: – Był człowiekiem, który kopnął w dupę sowieckiego dygnitarza Nikołaja Bułganina. – Kaczanowski został poproszony o wykonanie plafonu na wystawę w Moskwie. Pracował dwa tygodnie i zrobił abstrakcję. Gdy kolejnego dnia wrócił, by dopieścić dzieło, zobaczył, jak sowieccy robotnicy uwijają się, by je zamalować. – Kto wam to kazał zrobić? – zapytał Kaczanowski. – Dostaliśmy rozkaz od towarzysza Bułganina – tłumaczyli się robotnicy. Artysta bardzo się zdenerwował i, jak wieść niosła, kiedy w kilka dni później zobaczył wchodzącego na salę Bułganina, doskoczył do niego, obrócił i kopnął. Ochrona była tak zszokowana, że zdołała tylko wciągnąć dygnitarza do auta i odjechać. Kaczanowski wrócił zaś do hotelu i upił się w przekonaniu, że czeka go śmierć. Uratowali go pracownicy polskiej ambasady, którzy wsadzili Witolda do samolotu do Warszawy. Po kilku dniach dostał zaproszenie od Cyrankiewicza. Ten mu pogroził: Ale następnym razem bądź trochę łagodniejszy. Widocznie wuj Kliszko – choć legendarnie kostyczny i sztywny – uważał za swój obowiązek opiekować się rodziną.

[srodtytul]Picassa kompozycja z flądry[/srodtytul]

Do Paryża wyjechał w 1964 r. Do końca starał się utrzymać plan w tajemnicy. W kieszeni miał przepisowe 5 dolarów, w jednej z walizek manuskrypt książki Stanisława Cat-Mackiewicza. Pisarz poprosił Witolda, by przewiózł książkę dla paryskiej „Kultury”. – Najpierw się zgodziłem, a potem tak się bałem, że z napięcia dostałem biegunki – przyznaje Kaczanowski.

W Paryżu oczekiwał już komitet powitalny. Wywołano go przez megafon, przed lotniskiem stała wielka, amerykańska limuzyna. – Okazało się, że mój wuj zadbał o to, bym w Paryżu nie popadł w złe towarzystwo. Zaopiekowali się mną tamtejsi komuniści – opowiada. Zawieziono go do domu partyjnego dygnitarza – prawej ręki Maurice Thoreza, sekretarza generalnego partii komunistycznej Francji. Przy wykwintnej kolacji, porozumiewając się głównie po niemiecku, Witold wyraził radość, że wreszcie jest w wolnym kraju. – Bluzgnąłem na komunizm. Zapanowała grobowa cisza. Kazali mi zabrać rzeczy z sypialni i się wynieść.

Znalazł się na ulicy z kilkoma obrazkami pod pachą, 5 dolarami w kieszeni i walizką. Pomogła mu córka jednego z komunistycznych działaczy. Zaprowadziła do pracowni malarskiej znajomego. Tak wchodzi we francuską bohemę. Mieszkania – pracownie, połączone, ciągnące się przez wiele domów. Tabuny ludzi przetaczających się przez wnętrze, nocne libacje, nieskrępowany przygodny seks, biegające nago modelki, krzyki, śmiechy i płacze wywołane alkoholem lub jego chwilowym brakiem.

„Kiedy byłem w Paryżu, spotkałem kiedyś Kaczanowskiego i poszliśmy na calva” – napisał Marek Hłasko w „Nawróconym w Jaffie”. Witold pamięta, jak z Hłaską i Frykowskim przepijali w restauracji La Boheme zaliczkę pisarza. Kelnera do uprzejmości przekonała harmonia stufrankowych banknotów wyciągniętych przez Hłaskę. Zażądali trzech stolików i calvadosów ustawionych w rzędzie. Witold zarządził: spotkamy się w połowie stolików i tam powinniśmy stracić przytomność. Zamiast tego jednak pobili się z kilkoma francuskimi studentami, bo ci obrazili Polskę.

W Paryżu poznaje Jacques’a Preverta, który w przyszłości napisze dla niego poemat. To z nim trafił do Pabla Picassa, który narysował Witoldowi portret datowany na czerwiec 1967. Kaczanowskiemu zapadła w pamięć kolacja z autorem gołąbka pokoju. – Podano flądry – opowiada. – Picasso swoją podzielił na części. Gadał, a na talerzu robił kompozycje. Prevert wbił widelec w środek ryby i ją brzydko rozgrzebał. Obserwowałem niesmak na twarzy malarza. W końcu rzucił kąśliwie: – Wiesz, Jacques, dobry poeta powinien znać anatomię ryby. Prevert odwzajemnił złośliwość: – Niektórzy nie powinni być malarzami, tylko sprzedawcami ryb.

[srodtytul]Rzeźba czarnej dziury[/srodtytul]

W 1968 r. Witold wylatuje do Stanów Zjednoczonych. W Nowym Jorku z lotniska odbiera go Jerzy Kosiński, dobry znajomy z czasów warszawskiej bohemy. Wkrótce potem Kaczanowski dołącza do przebywającego w Los Angeles Wojciecha Frykowskiego. Z domu Romana Polańskiego wyrzucają po krótkiej bójce dwóch mężczyzn, którzy na odchodne rzucają groźby. Po kilku tygodniach w domu Polańskiego dochodzi do masakry. Zabita zostaje ciężarna żona reżysera Sharon Tate, Wojciech Frykowski i trzy inne osoby, które przebywały na terenie willi.

Policja sprawdza wszystkie tropy. Między innymi ten, że zemsty dokonali odgrażający się mężczyźni. Kaczanowski rysuje portrety pamięciowe. Na kilka tygodni staje się ważnym i szczególnie chronionym świadkiem. Policja przewozi go z hotelu do hotelu. A wraz z nim jego sekretarkę, a zarazem kochankę. Po pewnym czasie któryś z policjantów zauważa, że dziewczyna ma zaledwie 16 lat, a zatem w myśl amerykańskiego prawa jest nieletnia. To powoduje, że Kaczanowski – mimo listów polecających Giedroycia – na uprawniającą do pobytu w Stanach zieloną kartę będzie musiał czekać siedem lat.

W Beverly Hills zakłada własną galerię. Pewnego dnia zaprasza na kawę starszą kobietę, która nie może ukryć wzruszenia, gdy ogląda wystawę. Kobieta okazuje się żoną jednego z dyrektorów ośrodka naukowego w Los Alamos. To za jej pośrednictwem Kaczanowski poznał wybitnego astrofizyka prof. Stirlinga Colgate. Dzięki niemu może prowadzić projekt rzeźby czarnej dziury.

W 2007 r. galeria Sotheby’s wystawiła w Amsterdamie 163 prace Kaczanowskiego. Jest pierwszym Polakiem, który otrzymał taką propozycję. Kiedy jednak studentka z New Jersey University zapytała: – Dlaczego malujesz postaci od tyłu? – odpowiedział: – Nie wiem, dlaczego odchodzą. Może nie lubią mojego malarstwa?

„Nie żal pani?” – notariusz z włosami do ramion i czerwoną muchą pod szyją zadaje to pytanie starszej kobiecie, która cały dorobek życia zapisuje na rzecz ogniska dla dzieci. W filmie Doroty Kędzierzawskiej „Pora umierać” rejenta gra Witold Kaczanowski, 76-letni malarz i rzeźbiarz mieszkający w Denver, sygnujący swe prace jako Witold K. Gdyby artysta pytanie o bilans życia zadał sobie, musiałby szczerze odpowiedzieć, że ma wyjątkowo barwny życiorys.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy