Miles nigdy nas nie poprawiał

Granie z Milesem było szkołą życia i nieustającą lekcją przetrwania w świecie. Czuliśmy jego opiekuńczą obecność - mówi Ron Carter

Aktualizacja: 07.03.2009 08:28 Publikacja: 07.03.2009 01:25

Ron Carter

Ron Carter

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

[b]Rz: Czy tęskni pan za Milesem Davisem?[/b]

Tak, bardzo mi go brakuje, był moim przyjacielem. Bardzo bliskim w pewnym okresie przyjacielem. Polegaliśmy na sobie, ufaliśmy sobie, wspieraliśmy się.

[b]O czym rozmawialiście?[/b]

O sporcie, polityce, czasem o muzyce. Miles rozumiał to, co dzieje się w polityce, interesowały go kariery polityków. Doskonale znał się na sporcie, szczególnie na boksie i koszykówce.

[b]Czy dlatego jeden ze swoich albumów zadedykował legendarnemu bokserowi Jackowi Johnsonowi?[/b]

To był akt polityczny i nie miał nic wspólnego ze sportem. Miles uwielbiał Johnsona, pierwszego czarnego czempiona w boksie.

[b]Czy razem uprawialiście sport?[/b]

Nie miałem zacięcia sportowego. Miles lubił boksować, chodził nawet na treningi zawodowców. Ja nie. Podziwiałem boks jako sztukę walki. Wspólnie natomiast graliśmy w golfa. Kiedy byliśmy w trasie i akurat w pobliżu znajdowało się pole golfowe, wstawaliśmy tak wcześnie, jak to było możliwe, jechaliśmy tam, braliśmy kosze piłek i posyłaliśmy je naprawdę daleko. To był świetny relaks.

[b]U boku Milesa zaczynał pan karierę muzyka. Czy dawał panu jakieś rady?[/b]

Miles nie był typem człowieka, który mówił rób to, rób tak. Nie traktował nas jak studentów, których się uczy, jak być dobrym muzykiem, jak zorganizować trasę. Granie z Milesem było szkołą życia i nieustającą lekcją przetrwania w świecie. Czuliśmy jego opiekuńczą obecność, byliśmy bezpieczni, bo Miles był poważany i gwarantował nam dobre warunki pracy. Był dla całego zespołu wzorem, ale sami troszczyliśmy się o siebie. Jednak wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć. Z czasem zaufał mi do tego stopnia, że wypłacałem muzykom gaże, załatwiałem rezerwacje, zajmowałem się biznesową stroną całego zespołu. Byłem z tego dumny.

[b]Jak wyglądały przygotowania do sesji nagraniowych czy koncertów?[/b]

W ciągu pięciu lat mieliśmy może dwie czy trzy próby. Graliśmy tyle koncertów, że wypracowywaliśmy podczas nich brzmienie na żywo. Miles oceniał z różnych stron swoje kompozycje i na te, które mu przynosiliśmy. Rozważał aspekt tonacji, harmonii, tempa, na żywo, razem z nami. Musieliśmy odgadywać jego zamiary. I choć nie zawsze byliśmy pewni, czy o to Milesowi chodzi, on nigdy nas nie poprawiał. Każda wersja była dobra, ale on i tak próbował dalej, zawsze coś zmieniał i zachęcał nas do tego samego.

Graliśmy ze sobą długo, znaliśmy doskonale możliwości każdego z nas, ufaliśmy sobie. Nawet nie musieliśmy o tym rozmawiać, płaszczyzną porozumienia była muzyka. Po prostu graliśmy i w ten sposób każdy prezentował swoje idee.

[b]Czy tak samo prowadzi pan swoje zespoły?[/b]

Owszem. Z moimi muzykami gram również dość długo, od kilku do kilkunastu lat. Nikt nie pyta mnie, czy solo było wystarczająco długie, czy grał w odpowiedniej tonacji, tempie. Perkusista nie pyta mnie, czy użyć pałeczek czy szczoteczek. Dobrze wiedzą, co chcę osiągnąć i każdy dodaje coś od siebie.

[b]Tytuł pana albumu „Dear Miles” jest jak początek listu. Co chciałby pan mu napisać?[/b]

Rzeczywiście płyta jest muzycznym listem do Milesa. Opisałem mu moją drogę, od kiedy opuściłem jego zespół, przedstawiłem moje idee. Chciałem się pochwalić tym, co osiągnąłem przez te wszystkie lata. Gdyby żył, dałbym tę płytę, mówiąc: to jest moje spojrzenie na twoją muzykę, posłuchaj, jak inaczej można ją zagrać.

[b]Dlaczego tak długo przygotowywał się pan do tego projektu?[/b]

Po prostu nie byłem wcześniej gotowy. Powstawało mnóstwo nagrań będących hołdem dla Milesa lub reinterpretacją jego kompozycji. Każdy chciał coś powiedzieć na ten temat. Ja nosiłem Milesa w sercu i w myślach tak długo, aż powstała moja, osobista wersja jego muzyki.

[b]Często wykonuje pan utwory klasycznych kompozytorów, jest pan członkiem zespołu The Classical Jazz Quartet.[/b]

Lubię grać muzykę klasyczną, bo to inny rodzaj estetyki, inne harmonie. Taka odmiana jest pożądana.

[b]Otrzymał pan klasyczne wykształcenie, czy to pomaga w karierze jazzmana?[/b]

Mnie pomogło, ale nie mogę mówić za innych. Dzięki klasycznej edukacji już w wieku dziesięciu lat zrozumiałem, czym w istocie jest muzyka. To zdecydowało, że poświęciłem się jej w całości. Niektórym zajmuje to o wiele więcej czasu, często dochodzi do frustracji i załamań. Nie widzą sensu w ćwiczeniu techniki i dalszym kształceniu. Ja wiedziałem to od dziecka.

[b]Znany jest incydent z pana młodości, kiedy nie pozwolono panu grać w orkiestrze symfonicznej na wiolonczeli. Czy to zaważyło na pana karierze i definitywnym wyborze jazzu?[/b]

To przykre dla mnie przeżycie i nie chcę go wspominać.

[b]Czy możliwe jest połączenie klasyki i jazzu?[/b]

– Generalnie tak. To dotyczy wszystkich stylów, a zależy wyłącznie od koncepcji artysty i sposobu realizacji.

[b]Może pan ocenić rozwój jazzu z perspektywy 50 lat swojej kariery? Czy rzeczywiście możemy mówić o rozwoju?[/b]

Z pewnością tak, choć współczesny jazz bazuje ciągle na koncepcjach z przeszłości. Koncepcjach Johna Coltrane’a, Milesa Davisa, Louisa Armstronga, Charliego Parkera. Nie jestem pewien, czy pominąłem kogoś, kto miałby równie wielki wpływ na jazz jak oni. Oczywiście rozwija się on w wielu kierunkach, ale to są różne warianty tego, co wymyślili i wypracowali tamci muzycy.

[b]A Ornette Coleman i jego free jazz?[/b]

Nie sądzę, by to, co grał, było rzeczywiście free, moim zdaniem jego muzyka w ogóle nie była wyzwolona.

[b]Wiele osób uważa, że jazz nie istnieje już w formie, którą znamy z płyt Davisa czy Coltrane’a.[/b]

Jazz był i jest bardzo różnorodny. Dlatego uprawnione są wszelkie sądy na ten temat. Przecież do dziś żywe są wszystkie style, nawet te najstarsze, jak dixiland, boogie, ragtime. Jeśli znajdzie się ktoś, kto chce tak grać, ta muzyka nadal istnieje i się rozwija.

Czy jest pan w stanie przewidzieć, jaki będzie jazz w przyszłości?

Nie zastanawiam się nad tym. Trudno mi nawet określić, jaki jest jazz dzisiaj.

[b]Przyjął pan zaproszenie od hiphopowej grupy A Tribe Called Quest. Co pana do tego skłoniło?[/b]

To bardzo dobry zespół, przynajmniej w warstwie muzycznej, niezwykle inspirujący dla basisty. Zaprosili mnie, bo chcieli inne niż wszystkie zespoły tego typu rytmicznego wsparcia dla swoich melodeklamacji granego przez jazzowego kontrabasistę. Po latach dowiedziałem się, że płyta „The Low End Theory” uważana jest za najważniejszą w tym gatunku. Jestem szczęśliwy, że mogłem wziąć w niej udział.

[b]Lubi pan hip-hop?[/b]

Nie sądzę, żeby można było zrobić dobrą muzykę wyłącznie z rytmów i rymów, bez harmonii. Nie odpowiadają mi teksty raperów. Słowa zresztą nie są moją domeną, więc nie słucham hip-hopu.

[b]Jest jazzman, z którym pan jeszcze nie grał, a chciałby pan zagrać?[/b]

(zastanawia się długo) Przychodzi mi do głowy pianista Ahmad Jamal. Tak, z nim jeszcze nie występowałem.

[b]Na festiwalu Bielska Zadymka Jazzowa, na którym pan wystąpił, kultywowana jest tradycja jam session, która gdzie indziej właściwie zanikła. Co pan sądzi o tej formie występów?[/b]

Jam session są dobre dla młodych muzyków chcących zdobyć więcej doświadczeń. Bardzo ważne jest, by nauczyli się poprawiać błędy, jakie się pojawiają w spontanicznym graniu. Niestety, niektóre jam session zamieniają się w turnieje, kiedy muzycy rywalizują między sobą. To mi nie odpowiada.

[ramka][srodtytul]Ron Carter [/srodtytul]

(ur. 1937) należy do najwybitniejszych artystów w historii jazzu. Otrzymał klasyczne wykształcenie w klasie wiolonczeli i kontrabasu. Pierwszych nagrań dokonał z Erikiem Dolphym. W 1963 r. dołączył do legendarnego kwintetu Milesa Davisa i pozostał w nim pięć lat. Nagrywał z wieloma artystami: Colemanem Hawkinsem, Cannonballem Adderleyem, Herbie Hancockiem, Wayne’em Shorterem, Quincy Jonesem, Robertą Flack. Jego nazwisko znajduje się na ponad 2500 albumów. Otrzymał dwie nagrody Grammy, zespołową dla Miles Davis Tribute Band i za kompozycję do filmu „Round Midnight” Bertranda Taverniera, w którym również wystąpił. Jest ekspertem w grze na kontrabasie, napisał podręczniki do nauki, prowadzi kursy mistrzowskie na całym świecie, jest profesorem City College of New York. Namiętnie pali fajkę.

[/ramka]

[b]Rz: Czy tęskni pan za Milesem Davisem?[/b]

Tak, bardzo mi go brakuje, był moim przyjacielem. Bardzo bliskim w pewnym okresie przyjacielem. Polegaliśmy na sobie, ufaliśmy sobie, wspieraliśmy się.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał