– Czy jest możliwa literatura o literaturze? – Pytanie to na pierwszy rzut oka wydaje się dość banalne. Można odpowiedzieć, że wielka część literatury, zwłaszcza współcześnie, ma taki właśnie charakter. Jednak Antoni Libera, który na pytanie to odpowiada swoją najnowszą pracą, dochodzi do zdecydowanie niebanalnych wniosków. Dlatego „Godot i jego cień” to jedna z ciekawszych polskich książek lat ostatnich. Niestety, zmyleni tytułem, szatą graficzną i kompozycją krytycy bardzo często traktują ją jako kolejną monografię o irlandzkim laureacie Nagrody Nobla Samuelu Becketcie. Trudno im się dziwić: przecież najgłośniejsza sztuka Becketta nosi tytuł „Czekając na Godota”, jeśli więc „Godot i jego cień”...
„Godot i jego cień” to esej, ale esej autobiograficzny, w którym jednak biografia autora poddana została, wydaje się, niebłahym zabiegom konstrukcyjnym. To wariacja na temat „Boskiej komedii”, w której po infernie współczesnym oprowadza narratora nowy Wergiliusz – Samuel Beckett. Gdyż autor „Końcówki” to dla Libery ktoś zdecydowanie większy niż nawet najwybitniejszy pisarz i filozof, to prorok nowożytności. „Godot i jego cień” to także bildungsroman (powieść edukacyjna), dzieje kształtowania się młodej osobowości narratora. Jej przewodnikiem duchowym jest Beckett właśnie, który nie pozwala utonąć w poczuciu klęski i rozpaczy. Wydawałoby się: dość dziwny to zbawca, którego twórczość – słusznie – uważa się za jedną z bardziej pesymistycznych pozycji w literaturze XX wieku.
[srodtytul]Ład utracony[/srodtytul]
Bildungsroman Libery rozgrywa się na wielu poziomach. Jest historią osobistą, nieomal psychologiczną, którą jednak pojąć można dopiero na tle historii wielowymiarowej: dziejów zbiorowości, które określają losy bohatera i to jeszcze w szczególnym wydaniu. Narrator Libery jest bowiem Polakiem żydowskiego pochodzenia, co jego polskości nadaje rys szczególny. Ale ta osobniczo-narodowa historia wpisana jest w dzieje naszej cywilizacji i, ostatecznie, jest metafizyczną rozprawą o miejscu i roli człowieka w świecie. To w tym wymiarze przewodnikiem okazuje się Beckett. Tak podsumowuje przesłanie jego literatury Libera: „...zajmuje się ona sprawą fundamentalną: kondycją człowieka w skali uniwersalnej. Przyjmując założenie, że człowiek to taka istota, która się sama współtworzy poprzez tworzenie rzeczy według swoich wyobrażeń, odnosi się zarazem do jego głównego projektu, czyli do ładu świata, za którym ma stać Bóg.
Ład ów przez setki lat przynosił pocieszenie, uśmierzał lęk, dawał sens. Lecz właśnie nie był on wieczny. W wyniku długotrwałej konfrontacji ze światem, który, oględnie mówiąc, nazbyt często mu przeczył, ulegał on powolnej, acz nieuchronnej korozji, aż wreszcie się zawalił. Ta katastrofa zrazu przyniosła pewną ulgę: kres złudzeń i zawodów wydawał się czymś lżejszym niż nigdy niespełnione nadzieje i pragnienia. Poza tym znikał rygor, którego wymagał ład, i uwodziła szansa bezgranicznej wolności. Rozbudzona euforia nie trwała jednak długo i skończyła się źle: chaosem, zbrodnią i rozpaczą. Na zrujnowanej ziemi człowiek tkwi znowu sam i bez dachu nad głową. Nie może już powrócić do dawnego porządku: jest on jak raj biblijny – utracony na zawsze. Nowego porządku nie ma. Człowiek w tym stanie rzeczy na nowo jest wygnańcem, jak na początku świata. Tyle że bardziej świadomym swojej przypadkowości”.