Tak się złożyło, że jeden z moich szkolnych przyjaciół miał w domu emigracyjne wydanie, przeszmuglowane niegdyś przez ojca. Podniszczone, pozbawione obwolut i zdekompletowane, bo bez pierwszego tomu, ale w owych czasach po prostu bezcenne. Mieliśmy z kumplami kilka takich książek – ja ocalałe z dziadkowej biblioteki pamiętniki generała Dowbora-Muśnickiego i tom wspomnień „uczniów-żołnierzy” z 1920 roku, inny z kolegów przedwojenny podręcznik historii z omówieniem wojny z bolszewikami (które całe pracowicie przepisałem, odrysowując też mapy taktyczne).
Ale pierwsze wydanie Wańkowicza było bez wątpienia skarbem najcenniejszym. Nie chciałbym popadać w patos, a bez tego bardzo trudno wyjaśnić, czym dla mnie i dla moich przyjaciół była wtedy ta książka, pożyczana na jedną noc pod karą śmierci, czytana z wypiekami na twarzy, z łomotem serca, i czym była ta Polska, o której się z niej dowiadywaliśmy.
Brakujący pierwszy tom mogłem przeczytać dopiero dobre dziesięć lat później, kiedy to emigracyjne wydanie doczekało się krajowego reprintu. Niezorientowanym muszę wyjaśnić, iż znaczenie emigracyjnej edycji podkreślam nie tylko ze względów sentymentalnych. Była to książka także pod względem sposobu wydania niezwykła, imponująca nawet jak na dzisiejsze możliwości techniczne i skomputeryzowane drukarnie; w jaki sposób można było ją wydrukować w latach 40. w polowej drukarni
II Korpusu, pozostaje dla mnie tajemnicą. Niemal każda strona jest tu starannie zakomponowana graficznie, tekst łączy się z niezliczoną ilością fotografii, fotomontaży, rysunków. Widać niewiarygodną staranność wszystkich, aż po najprostszego zecera, włożoną w upamiętnienie wielkiego wydarzenia. Kto czytał „Monte Cassino” w innym wydaniu, ten – z całym szacunkiem dla wysiłku wydawcy – poznaje jedynie cień właściwego dzieła.
Reprint rozszedł się błyskawicznie, po czym na lat bez mała 20 książka Wańkowicza zniknęła z rynku. Przez cały ten czas dla młodego Polaka, który chciałby się o tej bitwie czegoś dowiedzieć, jedynym dostępnym w polskich księgarniach źródłem wiedzy pozostawała jej skwapliwie u nas wydana amerykańska monografia, która udziałowi II Korpusu Polskiego poświęca dokładnie pół strony; ewentualnie filmy dokumentalne na Planete, zgodnie z którymi Monte Cassino zdobyli Francuzi, i na Discovery, uczciwsze o tyle, że wspominające o działaniach Polaków, jakkolwiek nienadające im wielkiej rangi.