Pierwszy oficer słowackiego samolotu wojskowego typu An-24 przeżył dzięki nieprawdopodobnemu zbiegowi okoliczności. W momencie gdy maszyna – na pokładzie której znajdowali się słowaccy żołnierze wracający z misji w Kosowie – zahaczyła o drzewa w północnych Węgrzech, Farkaš znajdował się w toalecie.
To właśnie metalowe ściany wychodka ochroniły go przed śmiercią. Co więcej, Farkaš zdołał jeszcze zadzwonić z telefonu komórkowego do żony, której powiedział, że samolot się rozbił w jakimś lesie i żeby sprowadziła pomoc. Farkaš odniósł tylko drobne obrażenia. Przyczyną katastrofy, która miała miejsce w styczniu 2006 roku, był błąd pilota. Zbyt szybko usiłował podejść do lądowania w pobliskich Koszycach.
[srodtytul]11 James Polehinke (USA)[/srodtytul]
W sierpniu 2006 roku pod Lexington w stanie Kentucky rozbił się samolot CRJ-100 z 50 osobami na pokładzie. Przyczyną katastrofy był błąd kapitana, który pomylił pasy startowe i próbował podnieść maszynę na pasie znacznie za krótkim dla samolotów pasażerskich. Przetrwał jedynie pierwszy oficer, 44-letni James Polehinke.
Udało się go uratować, ale pozostał jednak przywiązany do wózka inwalidzkiego. Na skutek obrażeń głowy Polehinke nie pamięta, co się wydarzyło feralnego dnia. Śledztwo wykazało jednak, że to nie on, ale kapitan Jeffrey Clay, popełnił fatalną w skutkach pomyłkę. – Nie ma dnia, w którym nie myślałbym o pasażerach i członkach załogi, którzy wtedy zginęli – powiedział w jedynym z wywiadów.
[srodtytul]12 Vesna Vulović (Jugosławia)[/srodtytul]
...czyli mistyfikacja Służby Bezpieczeństwa. Przez długie lata uważano, że najbardziej niesamowitym przypadkiem, w którym katastrofę przeżyła tylko jedna osoba, była historia jugosłowiańskiej stewardesy Vesny Vulović. W styczniu 1972 roku cały świat obiegła wiadomość, że przeżyła ona wypadek samolotu McDonnell Douglas, który rozbił się na terenie ówczesnej Czechosłowacji.
Według oficjalnej wersji maszyna eksplodowała i rozpadła się na wysokości ponad 10 tysięcy metrów. Vulović miała się znajdować w ogonie, którego konstrukcja zamortyzowała upadek. Po wyjściu ze szpitala stała się gwiazdą po obu stronach żelaznej kurtyny. Została nawet wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa za skok bez spadochronu z największej wysokości. Tytuł wręczył jej Paul McCartney.
Czechosłowackie służby specjalne, które prowadziły śledztwo, poinformowały, że przyczyną katastrofy była bomba umieszczona w luku bagażowym. W telewizji pokazano nawet rzekomo wydobyty z wraku kawałek mechanizmu zegarowego. Wkrótce do redakcji jednej z gazet zadzwonił przedstawiciel „chorwackich nacjonalistów” i poinformował, że to właśnie oni są odpowiedzialni za zamach.
Taka wersja wydarzeń obowiązywała aż do stycznia tego roku, gdy dwóch czeskich dziennikarzy dotarło do dokumentów praskiej bezpieki. Okazało się, że samolot, który zboczył z wyznaczonej trasy, został trafiony pociskiem wystrzelonym przez czechosłowackiego miga.
I wcale nie rozpadł się na wysokości 10 tysięcy metrów, tylko podczas nieudanej próby lądowania awaryjnego. Dziennikarze dotarli do świadków – wieśniaków z okolicy – którzy przyznali, że widzieli trafiony samolot w całości na bardzo niskim pułapie. Ranną Vulović znaleźli zaś w środkowej części wraku, a nie przy ogonie. Historia zamachu i upadku stewardesy z 10 tysięcy metrów została zaś spreparowana wspólnie przez czechosłowacką i jugosłowiańską bezpiekę, które chciały zatuszować fatalną pomyłkę.
[srodtytul]Jak przetrwać katastrofę?[/srodtytul]
Uwagę zwraca to, że wielu spośród pasażerów, którzy przeżyli wypadki lotnicze, to dzieci.
– Nie ma na to żadnego przekonującego wytłumaczenia. Być może dzieci mają bardziej elastyczne kości, są bardziej odporne na uderzenia i giętkie. To jednak tylko luźne hipotezy, nikt tego nigdy nie zbadał – mówi amerykański ekspert lotniczy John Eakin.
Według niego rodzice podczas katastrofy nie mogą zrobić nic, żeby dodatkowo zabezpieczyć dziecko. Nie wolno go przytulać ani brać na ręce, bo siła uderzenia i tak wydrze dziecko z rąk. Wszystko, co można zrobić, to stosować się do procedur bezpieczeństwa. Przypiąć dziecko w foteliku, a gdy z sufitu opadną maski tlenowe, najpierw założyć maskę sobie, a dopiero potem dziecku.
– Gdy latam samolotem, widzę, że większość ludzi nie zwraca uwagi na wskazówki, jakich przed lotem udzielają stewardesy. Pasażerowie czytają gazety, rozmawiają lub słuchają iPodów. To poważny błąd, który może sporo kosztować – podkreśla Eakin. Według niego w momencie katastrofy świadomość tego, gdzie znajdują się wyjścia ewakuacyjne czy jak obsłużyć kamizelkę ratunkową, może uratować życie.
Eakin: – Podczas ostatniego głośnego wodowania samolotu na rzece Hudson w Nowym Jorku część pasażerów próbowała podczas ewakuacji wyciągać ze schowków nad głowami swoje torby. To karygodne. Narażali nie tylko siebie, ale również innych podróżujących.
[srodtytul] Loteria[/srodtytul]
Wielu pasażerów ma również swoje własne teorie na temat bezpiecznych miejsc w samolocie. Część uważa, że większe szanse na przeżycie ma się z tyłu, część, że z przodu, jeszcze inni, że w pobliżu skrzydeł. Jak jest w rzeczywistości?
– Odpowiedź jest prosta: nie ma takich miejsc! Powiedz mi, w którym miejscu samolotu nastąpi uderzenie, a ja wskażę ci najbezpieczniejsze miejsce – mówi dr Todd Curtis, dyrektor AirSafe Foundation z Seattle. Według niego wszystko zależy od typu katastrofy. Jeżeli samolot zderzy się czołowo z górą – najniebezpieczniejsze miejsca będą znajdowały się na przodzie, jeżeli podczas lądowania uderzy w ziemię ogonem – na końcu. A jeżeli pęknie na pół, najbardziej narażeni na śmierć będą pasażerowie siedzący na środku.
– To samo dotyczy poszczególnych miejsc. Czasami lepiej jest siedzieć przy oknie, bo łatwiej wydostać się z samolotu. Bywa jednak tak, że ściana maszyny może zostać zmiażdżona – opowiada Curtis. I dodaje: – Tak naprawdę to loteria. Nie ma żadnego sposobu, który pozwala na zwiększenie szans na przeżycie podczas katastrofy. Gdy już wsiadłeś na pokład samolotu, zapnij się pasami i niczym nie przejmuj. Latanie jest bowiem najbezpieczniejszym sposobem podróżowania.