O jego wyjeździe przed rokiem do Nicei trąbiły chyba wszystkie media, podobnie jak o powrocie do Polski w 1996 – na stałe, wydawało się wtedy, bo przecież po 33 latach na emigracji wracać wypada na dobre. Każde spotkanie z nim ściągało tłumy, zwłaszcza jeśli towarzyszyła mu egzotyczna meksykańska żona. Wylew, afazję, udaną rekonwalescencję śledziła cała czytająca Polska. I któż nie podziwiał go za „Baltazara”, zaskakującą autobiografię, którą napisał po dojściu do zdrowia! Tak, pamiętamy człowieka. Ale czy nie zapomnieliśmy jego twórczości?
[srodtytul]Nasi brzydcy kuzyni [/srodtytul]
Stał się ofiarą własnej popularności. „Indyk”, „Tango”, „Emigranci”, jego najbardziej znane utwory sceniczne, od dawna przyciągają widza nie treścią, a kreacjami aktorskimi. Bohaterowie są charakterystyczni, typ Polaka, jaki uosabiają, nie wszystkim się podoba: zadufany głąb, kompleksy przykrywający pogardą i butą. Chętniej widzielibyśmy go jako element przeszłości niż dnia dzisiejszego. Tymczasem Mrożek udowadnia, że Rudolf, Edek czy XX żyją i mają się dobrze.
Lektura Mrożka zawsze była dla mnie przyjemnością masochistyczną – rozkosz czerpana z obcowania z groteską na wysokim poziomie łączyła się równocześnie z falami wstydu. Tadeusz Nyczek, autor subiektywnego wyboru „Mrożek. Tango z samym sobą”, określił go mianem „Stańczyka PRL-u” – Stańczyk był błaznem nader poważnym, nawet tragicznym. PRL wprawdzie się skończył, ale zajęcia dla trefnisia wciąż mnóstwo – Mrożek nadal dokumentuje „pojedynczą i zbiorową schizofrenię życia pod presją sprzeczności”, jakich Polakom nie brakuje.
Dwa lata temu w rozmowie z Magdaleną Miecznicką powiedział: „Odkąd wyjechałem na początku lat 60., w Polsce nic się nie zmieniło. (…) W mentalności ludzi nic się nie zmieniło”. I dalej: „Mamy poczucie wyższości [wobec Zachodu], ale poczucie niższości ciągle też. Polacy się nie zmienili, bo w związku z Zachodem stale mają jakieś problemy”. Tłumaczył je już wcześniej – w 1966 roku pisał do Jana Błońskiego: „Dla typowego myślenia polskiego wszelkie żywe zainteresowanie czymkolwiek, co nie jest tym kawałkiem świata wykrojonym z całości, Polską (…) a już nie daj Boże pozytywna ocena tego czy tamtego, co nie jest nami – od razu jest oceniane jako odchodzenie od tego co nasze”. Przerażająca jest ta aktualność – w jednym z niedawnych numerów „Polityki” Marek Raczkowski narysował grupę obywateli skupionych pod sztandarami „nasizmu”. Mrożek niemal pół wieku wcześniej nazwał te ksenofobiczne zachowania „swoizną”.