Parlament Europejski jest skomplikowany pod każdym względem. Trudno wytłumaczyć postronnemu obserwatorowi, co może, a czego nie, w jakich procedurach wpływa na prawo stanowione w Unii. Problemy rozpoczynają się zaraz na początku: skoro siedziba jest w Strasburgu, to dlaczego większość czasu europoseł spędza w Brukseli i tam ma swoje główne biura?
To efekt typowo unijnego kompromisu. Francja uparła się, żeby stolica Alzacji, symbol powojennego niemiecko-francuskiego pojednania, było miejscem spotkań legislatury. Ale z praktycznych względów, takich jak obecność innych instytucji unijnych, armii lobbystów i dziennikarzy, nie mówiąc o znacznie lepszych połączeniach lotniczych, wygodniejszą lokalizacją jest Bruksela. Stanęło więc na tym, że oficjalnie Strasburg jest siedzibą PE i tam organizowane są comiesięczne sesje plenarne, natomiast niektóre dodatkowe sesje, a także spotkania komisji parlamentarnych, grup politycznych odbywają się w Brukseli. I w konsekwencji tam mieszczą się główne biura posłów oraz parlamentarna administracja.
Gdy posłowie wiedzą już, kiedy jechać do Brukseli, a kiedy do Strasburga, muszą się nauczyć, jak rozpoznawać lokalizacje w budynkach Parlamentu Europejskiego. Tam wszystko nosi imię osób zasłużonych dla integracji europejskiej, ale na co dzień z reguły używa się skrótów. W ogromnym, rozbudowanym jeszcze ostatnio, kompleksie w Brukseli są cztery budynki. Dwa główne to ASP i PHS, a więc odpowiednio Altiero Spinelli (były włoski komisarz) i Paul-Henri Spaak (były belgijski premier). Ten bardziej znany ze zdjęć to PHS, z charakterystycznym półokrągłym dachem. Ze względu na kształt zyskał miano caprice des dieux, co znaczy po francusku kaprys bogów, a jest marką znanego również w Belgii sera o podobnym kształcie.
[srodtytul]Silniejszy ma widok na miasto[/srodtytul]
Za PHS i ASP widać wznoszące się wieże dwóch nowych budynków, ukończonych w 2008 roku. To JAN i WIB, czyli Jozsef Antall (były premier Węgier) i Willy Brandt (były kanclerz Niemiec). Do starych zabudowań można od nich przejść kładką Konrada Adenauera albo po prostu wyjść na zewnątrz i przespacerować się. Sale oznaczone są zwykle symbolami i numerami. W wyjątkowych wypadkach również ważne pokoje zyskują swoich patronów. Sala spotkań Komisji Spraw Zagranicznych nosi imię Anny Lindh, na cześć zamordowanej przez szaleńca szwedzkiej minister spraw zagranicznych. Z kolei patronką sali prasowej jest Anna Politkowska, rosyjska dziennikarka zamordowana na tle politycznym. To jedyny chyba przypadek, gdy sięgnięto po osobę niezwiązaną bezpośrednio z integracją europejską. Rodzi to zresztą pewne problemy, bo na przykład delegacja rosyjskich parlamentarzystów nie chciała tam odbyć swojej konferencji prasowej.