Gwiazdozbiór prawdy

Długa lista klęsk nie unieważni prawdziwych osiągnięć Joanny i Andrzeja Gwiazdów – architektów Sierpnia '80 i współtwórców „Solidarności”

Aktualizacja: 18.07.2009 15:08 Publikacja: 18.07.2009 15:00

Andrzej Gwiazda i Adam Michnik podczas akcji protestacyjnej „Solidarności” w Warszawie. Sierpień 198

Andrzej Gwiazda i Adam Michnik podczas akcji protestacyjnej „Solidarności” w Warszawie. Sierpień 1981 r.

Foto: PAP

„Gwiazdozbiór w »Solidarności«” to pierwsza książka wspomnieniowa, która w systematyczny, choć subiektywny sposób odkłamuje historię przedsierpniowego ruchu antykomunistycznego i „Solidarności”. Po latach prezentowania jedynie słusznej wersji dziejów oporu w PRL na podstawie wspomnień i relacji środowiska Jacka Kuronia i Adama Michnika, przy współudziale związanych z nim historyków, za sprawą Joanny i Andrzeja Gwiazdów otrzymaliśmy książkę fascynującą, prawdziwą i szczerą.

[srodtytul]Dojrzali ponad wiek[/srodtytul]

Dzieciństwo i wczesne doświadczenia Gwiazdów są typowe dla tysięcy Polaków. Szczenięce lata spędzone na polskich Kresach i dzieciństwo gwałtownie przerwane przez agresję Sowietów – najpierw we wrześniu 1939 r., a później ponownie w 1944 r. Koniec dawnego świata i przyspieszone dojrzewanie Andrzeja Gwiazdy (rocznik 1935) w Pińsku, a potem prawie pięć lat w tajdze i na stepach Sybiru. Choroby, głód, brak odzieży, represje, ciągłe obcowanie ze śmiercią… „Z całą pewnością zsyłka spowodowała, że »Polska« czy »ojczyzna« miały dla mnie konkretne, namacalne znaczenie jako rzeczy najważniejsze. Właśnie dlatego, że je straciłem. (…) Gdy miałem pięć lat, postanowiłem, że za Sybir komunistom odpłacę, i w miarę możności starałem się to robić” – wspomina Andrzej. „Wyzwolenie”, „repatriacja”, polska wersja stalinizmu, służba wojskowa pod sowieckim marszałkiem Rokossowskim, a później „odwilż” 1956 r. utwierdziły go w tym przekonaniu.

[wyimek]W żadnej innej książce wspomnieniowej nie znajdziemy tylu informacji na temat ludzi zasłużonych w walce o wolną Polskę, a wymazanych z szerszej świadomości [/wyimek]

Joanna Duda (rocznik 1939) urodziła się w Krzemieńcu na Wołyniu. Rodzinne doświadczenia wojenne, w tym represje, jakie spadły na najbliższych, spowodowały, że zaledwie pięcioletnia Joanna „wiedziała o komunie wszystko, co wiedzieć powinna – o NKWD, wywózkach na Sybir, łagrach, Katyniu, kołchozach, o potworze Stalinie, który zagłodził na śmierć miliony Ukraińców”. Mimo to podczas studiów na Politechnice Gdańskiej wstąpiła do PZPR. Sprzeciwiał się temu narzeczony – Andrzej Gwiazda, którego poślubiła w 1962 r. „Było mu trochę wstyd, że żeni się z kompletną idiotką, albo zdrajczynią, albo karierowiczką” – wspomina Joanna. I dodaje: „Andrzej oczywiście miał rację. Partia to było dno, ale przynajmniej wiem, że ci, którzy – tak jak ja – zapisali się do partii z głupoty, tkwili potem w tej partii latami ze strachu, a nie dlatego, że tam można było zdziałać coś pożytecznego. (…) Jeśli ktoś decydował się na karierę w partii lub za pomocą partii, deprawował się bardzo szybko, ponieważ po drodze musiał deptać bezpartyjnych”. Zrozumiała to w pełni w latach 60. Była jeszcze próba werbunku ze strony SB, a potem wyjątkowy trójmiejski Marzec ’68, w którym aktywnie uczestniczył Andrzej. 7 kwietnia 1968 r. Joanna Gwiazda rzuciła publicznie legitymacją PZPR.

[srodtytul]Symboliczna klęska komunistów[/srodtytul]

15 grudnia 1970 r. asystent na Politechnice Gdańskiej Andrzej Gwiazda jechał rano na zajęcia ze studentami. Nie wysiadł jednak na stacji Gdańsk Politechnika. Pojechał do centrum Gdańska. Wziął udział w oblężeniu „Reichstagu” – znienawidzonej przez mieszkańców Trójmiasta siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR, która tego samego dnia niemal doszczętnie spłonęła. Gwiazda instruował robotników, jak skutecznie podkładać ogień. Tak o tym opowiada: „Podszedłem do zaplątanej w tłumie ciężarówki i mówię do przerażonego kierowcy: »potrzebna jest benzyna, przygotuj klucze do przewodu paliwowego i połóż je na podłodze, my cię będziemy szarpać, ale na niby, a ty się będziesz bronić, ale też na niby«. Potem ze sklepu wynoszono ocet, odbijano szyjkę, zawartość wylewano, butelki napełniano benzyną, zatykano szmatą, zapalano i rzucano w okna na drugim piętrze. Od razu widać było efekty, z wybitych okien buchnęły kłęby dymu”.

Dla małżeństwa Gwiazdów Grudzień ’70 był „symboliczną klęską komunistów”, której „nic już nie mogło zatrzeć”. Powszechność i otwartość antykomunistycznego buntu, a z drugiej strony łatwe do zauważenia kiepskie morale partyjniaków, dawały nadzieję na trwałą zmianę. Liczyli się jednak z represjami, jak pisze bowiem Joanna Gwiazda: „komuniści działają według zasady, że psa, który raz ugryzie, trzeba upokorzyć, podporządkować, najlepiej zabić”. O tym, jak to wygląda w praktyce, przekonali się wkrótce osobiście. Po Grudniu ’70 komuniści usunęli Andrzeja z politechniki pod pretekstem picia alkoholu w miejscu pracy. Przez jakiś czas był bezrobotny, ale jesienią 1973 r. znalazł wreszcie pracę w gdańskim Elmorze.

[srodtytul]Minimum jawnego oporu[/srodtytul]

Kiedy nastała dekada Gierka i zelżały represje systemu, Gwiazdowie szukali ludzi podobnie myślących. Uważali, że w nowych warunkach każdego powinno być stać na „minimum jawnego oporu”, jak chociażby bojkot pierwszomajowego pochodu czy wyborów do rad narodowych i Sejmu PRL. Próbowali dotrzeć do osób zaangażowanych w Grudzień ’70, żołnierzy II wojny światowej i zorganizowanych środowisk katolickich. Jednak tu nastąpiło rozczarowanie. Strach był tak duży, że „nawet ci, którzy szczerze nienawidzili komuny, woleli za kotarą w lokalu wyborczym włożyć do koperty sprasowane głowienko, niż odmówić udziału w tej farsie”.

W tym kontekście pojawienie się w 1976 r. środowiska jawnie kontestującego porządek PRL – Komitetu Obrony Robotników – odebrali jako zmianę w dobrym kierunku i okazję do działania. Kiedy się o tym dowiedzieli z Radia Wolna Europa, na podany przez rozgłośnię adres Haliny Mikołajskiej wysłali 5 tys. zł na działalność komitetu. W październiku 1976 r. do Sejmu PRL wysłali list z poparciem dla KOR. Chcieli wesprzeć nową inicjatywę i przypomnieć władzy o masakrze Grudnia ’70. „Przekalkulowaliśmy, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, m.in. zagraniczne długi Gierka, że więcej niż trzy lata nie dostaniemy” – wspomina Joanna Duda-Gwiazda.

Natychmiast objęto ich inwigilacją. W Centrum Techniki Okrętowej, gdzie pracowała Joanna, pojawił się „opiekun” z SB, który przeprowadził „rozmowę profilaktyczną”, podczas której usiłował zdyskredytować Mikołajską. Podobnie było w Elmorze. W skrzynce na listy zaczęły się pojawiać listy z „całą prawdą” na temat Kuronia. A to, że Żyd, że nierób, że nie interesuje się rodziną. Ku zdumieniu bezpieki Gwiazdowie zanieśli te anonimy do komisariatu MO i złożyli formalne doniesienie w sprawie autora listów – niebezpiecznego antysemity.

[srodtytul]Drogi do Niepodległej[/srodtytul]

Mimo że w pewnej części KOR był organizacją o charakterze dysydenckim (np. partyjna i harcerska przeszłość Kuronia) i miał pierwotnie jedynie doraźny charakter (pomoc represjonowanym w 1976 r.), to w porównaniu z innymi organizacjami (ROPCiO, RMP i KPN) był Gwiazdom najbliższy. Chcieli oni budować ruch masowego protestu przeciwko komunizmowi. Dlatego niezależnie od komunistycznej i antysemickiej przeszłości Leszka Moczulskiego mierził ich nakreślony przez niego skomplikowany projekt odzyskania niepodległości, w którym ogół społeczeństwa powinien zostać włączony w ten proces na samym końcu. Podobnie odnosili się do „młodopolaków” z RMP, którzy „przygotowywali kadry inteligencji dla przyszłej niepodległej Polski”, nie mówiąc, jak tę niepodległość osiągnąć.

Gwiazdowie uważali, że idea wolnych związków jest najgroźniejszą dla systemu formułą zorganizowanego oporu, było więc kwestią czasu, kiedy takie związki powołają. Poza tym uznali, że ludzie muszą mieć możliwość integracji wokół konkretnego szyldu – organizacji, która w zrozumiały sposób pobudzi świadomość niedoli, wyzysku i łamania praw pracowniczych w PRL i na tym gruncie nakreśli program walki z komunizmem. Idea ta nie była wcale popularna w środowisku KOR. Adam Michnik, jak piszą Gwiazdowie, „dziwił się, dlaczego tyle czasu tracimy na rozmowy z tzw. prostymi ludźmi”. Ale Gwiazdowie „robotników nigdy nie traktowali instrumentalnie, chociaż bardzo zależało im na wciągnięciu ich do opozycji”. Idei związkowej sprzeciwiał się nawet gdański działacz KOR Bogdan Borusewicz, niewątpliwie czarny charakter recenzowanej książki. Ostatecznie pomysłodawca wolnych związków Krzysztof Wyszkowski pojechał do Kuronia i zakomunikował, że w najbliższych dniach powstaną Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża. Kuroń wsparł tę inicjatywę, co wiązało się z udzieleniem praktycznej pomocy WZZ. Dzięki Kuroniowi informacja o Deklaracji Założycielskiej WZZ Wybrzeża sygnowanej przez Gwiazdę, Wyszkowskiego i Antoniego Sokołowskiego poszła w świat.

[srodtytul]Pozytywiści z WZZ[/srodtytul]

Opisana przez Gwiazdów historia WZZ to jeden z najbardziej fascynujących rozdziałów książki. Nie ma w niej tak charakterystycznego dzisiaj „lakierowania” własnych dziejów. Zamiast tego znajdujemy tu wiele informacji o sporach dotyczących idei i sposobów działania, błędnych decyzjach personalnych, nietrafionych pomysłach i próbach przechwycenia WZZ przez konkurencyjne środowiska opozycyjne. W opisie tym nie dominuje wcale własna martyrologia i prześladowania (zatrzymania, rewizje, areszty i zwolnienia z pracy) czy nawet działalność agentury bezpieki (np. Edwin Myszk). Jest to raczej próba opisania rzeczy najistotniejszych z punktu widzenia WZZ – przygotowania do konfrontacji z władzą, nauki zasad konspiracji, obrony praw pracowniczych (np. sprawy nadgodzin, akordu), świadczenia konkretnej pomocy prawnej i materialnej, analizy przeszłości przez pryzmat popełnionych błędów (Grudzień ’70) czy wreszcie działalności publicznej (poligrafia i kolportaż, bojkot wyborów, manifestacje).

Jednak mimo że Gwiazdowie „starają się mówić tylko to, co wówczas wiedzieli”, nie stronią od najbardziej kontrowersyjnych rozważań, które pozornie mogłyby odebrać im część chwały. Tak jest chociażby w przypadku przyjęcia do pracy w stoczni gdyńskiej znanego bezpiece z działalności w WZZ Andrzeja Kołodzieja, który dzień po zatrudnieniu zorganizował tam strajk. Świadczy to ich zdaniem o prowokowaniu protestu w Sierpniu ’80.

Bodajże w żadnej innej książce wspomnieniowej i historycznej nie znajdziemy tylu informacji biograficznych na temat ludzi zasłużonych w walce o wolną Polskę, a wymazanych z szerszej świadomości – Andrzeja Bulca, Andrzeja Butkiewicza, Róży Janc, ks. Hilarego Jastaka, Jacka Jaruchowskiego, Jana Karandzieja, Mieczysława Klamrowskiego, Andrzeja Kołodzieja, Stanisława Kowalskiego, Karola Krementowskiego, Ewy Kubasiewicz, Bogdana Felskiego, Antoniego Mężydły, Mariusza Muskata, Aliny Pieńkowskiej, Maryli Płońskiej, Andrzeja Runowskiego, Kazimierza Szołocha, Błażeja Wyszkowskiego, Leszka Zborowskiego i wielu innych. Przy wszystkich różnicach i słabościach wspólnie z najbardziej dziś znanymi działaczami – Anną Walentynowicz, Bogdanem Borusewiczem, Lechem Kaczyńskim, Jackiem Taylorem i Krzysztofem Wyszkowskim – tworzyli oni unikatowe w skali całego kraju antykomunistyczne środowisko WZZ. Największą zasługą Joanny i Andrzeja Gwiazdów jako autorów wspomnień jest fakt, że ich subiektywna narracja stara się uwzględnić doświadczenia wszystkich zaangażowanych w działalność antykomunistyczną, których na swojej drodze wówczas spotkali.

[srodtytul]Prowokator Lech[/srodtytul]

Odrębną część stanowi w książce wątek związany z Lechem Wałęsą. Mamy tu do czynienia z dość skrupulatnym opisem charakteru i postępowania Wałęsy od czasów WZZ poprzez Sierpień ’80 i „Solidarność” aż do teraźniejszości. Z opisu konkretnych zdarzeń, zwłaszcza tych z lat 1978 – 1981, których byli naocznymi świadkami, wynika, że Wałęsa był początkowo traktowany przez liderów WZZ jako zwykły nieudacznik, drobny kłamczuszek i megaloman, by z czasem zyskać opinię groźnego prowokatora i agenta bezpieki. Pomysły i opowieści Wałęsy sprawiały coraz więcej kłopotów. Swego czasu sygnował on swoim nazwiskiem oświadczenie, w którym domagano się swobodnego dostępu katolików do kariery w wojsku, MO i SB. Później „wygadał się”, że po Grudniu ’70 poznał „potęgę władzy” i na komendzie identyfikował kolegów ze zdjęć, bo przecież „władza, aby rządzić, musi wiedzieć”.

W ten sposób Lecha Wałęsę wspomina Joanna Gwiazda: „Paradoksalnie, początkowo wady Wałęsy broniły go przed podejrzeniami o współpracę z SB. Był tak mało przydatnym działaczem, że „zadaniowanie go na odcinek WZZ” wydawało się mało prawdopodobne. Natomiast był coraz bardziej uciążliwy. Gadał przy podsłuchu, nie przestrzegał zasad konspiracji. Zaczęliśmy podejrzewać, że mimo wszystko jest kapusiem, choć niezbyt sprawnym. Nawet jeśli nie był TW, to cechy jego charakteru i mentalność dyskwalifikowały go jako działacza opozycji. Kompromitujące dla WZZ było również to, że nie potrafił utrzymać dystansu wobec funkcjonariuszy SB, podlizywał się. Wielokrotnie mówił, że nie widzi nic złego w rozmawianiu z SB w czasie zatrzymań. Chętnie pozbylibyśmy się go z WZZ, gdyby można to było jakoś przeprowadzić. Staraliśmy się, żeby wiedział jak najmniej”.

Kiedy w 1979 r. Wałęsa razem z kolegami z Gdańskich Stogów spalił płytę propagandową PZPR, w WZZ myślano o nim w kategoriach prowokatora. Tym bardziej że milicja szybko wykryła sprawców, ale Lechowi nie spadł włos z głowy. Było to dziwne, zważywszy, że wiedziano, iż Wałęsa był pomysłodawcą tej akcji, a jej szczegóły omawiał przy podsłuchu. Dla Andrzeja Gwiazdy sprawa była dość oczywista: „WZZ były wystawione na strzał i ten strzał nie padł. Sprawę wyciszono. Teraz mieliśmy już prawie pewność, że Wałęsa jest ważnym, chronionym agentem, ale jeśli ktoś chciał nadal wierzyć, że Wałęsa jest wspaniałym facetem, który nie boi się podsłuchu, i stać go na bezpośrednią akcję w walce z komuną, to nie mogliśmy mu przedstawić żadnego namacalnego dowodu”.

[srodtytul]Brudne przywództwo[/srodtytul]

Na kartach swojej książki Gwiazdowie konsekwentnie obalają mit „czystego przywództwa” Wałęsy w „Solidarności”. Nie zgadzają się z tymi wszystkimi, którzy jeśli nawet przyznają, że Wałęsa był w przeszłości „Bolkiem”, to kładą nacisk na to, że przecież później odkupił swoje winy, stając się prawdziwym bohaterem i autentycznym przywódcą „Solidarności”. Setki przywołanych przykładów zaprzeczają tej propagandowej tezie. „Wałęsa rozbijał związek i z każdym innym przewodniczącym, byle nie był agentem, „Solidarność” byłaby dla komuny trudniejszym przeciwnikiem” – mówi Andrzej Gwiazda. Już w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej dochodziło do awantur z coraz bardziej nielojalnym Wałęsą. Manipulował postulatami, na boku rozmawiał i składał obietnice komunistom, otoczył się dworem zauszników, dzięki którym miał np. możliwość wyłączania mikrofonu delegatom mającym zdanie inne niż on sam. Później było jeszcze gorzej – Wałęsa notorycznie „faulował” swoich byłych kolegów z WZZ i KOR, przy pomocy swoich stronników eliminował autentycznych działaczy związkowych, kumulował władzę, kompromitował się obyczajowo, łamał wewnątrzzwiązkową demokrację, statut i przyjęte reguły gry. „Gołym okiem było widać – wspomina Joanna Gwiazda – że agenci SB wspierają go i lansują, natomiast kasują niezależnych działaczy. W rewanżu Wałęsa ratował władzę w trudnych momentach. Był to naturalny sojusz, w którym cel był wspólny”.

Gwiazdowie bardzo szybko stanęli przed dylematem: trwać czy opuścić szeregi „Solidarności”. Zdecydowali się zostać. Tak uzasadnia to Andrzej Gwiazda: „Od momentu, kiedy Wałęsa został przewodniczącym prezydium MKS, mogliśmy co najwyżej sami się wycofać. Po kilku dniach strajku już nie mieliśmy wątpliwości, że nasze wcześniejsze podejrzenia były uzasadnione. Nasze wycofanie się osłabiłoby związek, nie Wałęsę. Oznaczałoby oddanie pola agenturze”. I dalej: „Jeśli ktoś uważa, że mogłem wyeliminować Wałęsę z „Solidarności”, oskarżając go o współpracę z SB, przecenia moje możliwości”.

[srodtytul]Zapis klęski… i szlachetności[/srodtytul]

Lektura książki Gwiazdów może być dla wielu czytelników przygnębiająca. Autorzy wspomnień odważnie i precyzyjnie opisali w niej klęskę własną oraz większości wyrosłego z WZZ i „Solidarności” środowiska. Świadczy o tym szczególnie opis wydarzeń od wiosny 1981 r. aż po stan wojenny i polską pieriestrojkę z lat 1988 – 1989. Konflikt wokół prowokacji bydgoskiej w marcu 1981 r. i manipulowanie związkiem przez Wałęsę z Geremkiem, eliminowanie niewygodnych działaczy podczas zjazdów regionalnych „Solidarności”, rozczarowanie i ostateczne rozstanie z Kuroniem podczas I Krajowego Zjazdu Delegatów… Później internowanie, następnie lata więzienia, powstanie podziemnej Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, marginalizacja statutowych władz „Solidarności” i miliony dolarów dla podziemia, które omijają „ekstremistów” takich jak Gwiazdowie czy „Solidarność Walcząca”. „Władze podziemia przyjęły strategię umacniania własnych wpływów, podkreślania władczych uprawnień, powiększania swojego podziemnego królestwa. Inicjatywy nieuzgodnione uważano za niesubordynację” – pisze wprost Joanna Gwiazda.

A potem znów mniejsze i większe zdrady przyjaciół często z wygody lub dla drobnych korzyści. Kuszenie stypendiami i stałym pobytem na Zachodzie, „mediacje” wysłanników prymasa Polski i namawianie do lojalności wobec Jaruzelskiego, początek przyjaźni z ks. Jerzym Popiełuszką przerwanej jego męczeńską śmiercią. Gwiazdowie nie kryją rozczarowania, że ofiara kapelana „Solidarności”, która, zamiast zdecydowanej reakcji podziemia i proklamowania strajku generalnego, spotkała się wyłącznie z jednorazowym protestem – manifestacyjnym pogrzebem. Niewiele później zleceniodawcy mordu na księdzu Jerzym zostali politycznymi partnerami i kontrahentami Wałęsy, Geremka, Michnika i Kuronia, z których najpewniej dla kamuflażu komuniści uczynili „ekstremistów” i „nieprzejednanych”. To oni, gwałcąc statut „Solidarności” z 1981 r., zarejestrowali w 1989 r. zupełnie nową organizację z ukradzionym szyldem. Ale listy porażek i rozczarowań Gwiazdów nie zamykają wcale Magdalenka i Okrągły Stół. Krytycznie oceniają „reformy społeczne” ostatnich 20 lat, proamerykańską orientację polskiej polityki zagranicznej, psucie lustracji przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz Prawo i Sprawiedliwość.

Jednak nawet tak długa lista klęsk nie unieważni prawdziwych osiągnięć Joanny i Andrzeja Gwiazdów – architektów Sierpnia ’80 i współtwórców „Solidarności”. Ich znakiem firmowym na zawsze pozostaną wierność ideałom i zasadom, niezłomność i nieustawanie w walce, a nade wszystko zanikająca już dzisiaj szlachetność i uczciwość. Ponad 500-stronicowy „Gwiazdozbiór w »Solidarności«” jest na to kolejnym dowodem. ?

[i]„Gwiazdozbiór w »Solidarności«”. Joanna i Andrzej Gwiazdowie w rozmowie z Remigiuszem Okraską, Biblioteka Obywatela, Łódź 2009[/i]

[i]Autor jest historykiem, byłym pracownikiem IPN. Ostatnio opublikował książkę „Śladami bezpieki i partii” (Wydawnictwo LTW, Dziekanów Leśny 2009)[/i]

„Gwiazdozbiór w »Solidarności«” to pierwsza książka wspomnieniowa, która w systematyczny, choć subiektywny sposób odkłamuje historię przedsierpniowego ruchu antykomunistycznego i „Solidarności”. Po latach prezentowania jedynie słusznej wersji dziejów oporu w PRL na podstawie wspomnień i relacji środowiska Jacka Kuronia i Adama Michnika, przy współudziale związanych z nim historyków, za sprawą Joanny i Andrzeja Gwiazdów otrzymaliśmy książkę fascynującą, prawdziwą i szczerą.

[srodtytul]Dojrzali ponad wiek[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy