Powrót do tej idei w 2005 roku nie był przez nikogo chciany i został wymuszony przez rozdrobnienie sceny politycznej i brak zdecydowanego zwycięstwa którejkolwiek z dwóch wielkich partii.
Czy brak wyrazistych projektów i unikanie ostrych sporów po obu stronach to wynik trwania cztery lata w tej wielkiej koalicji? A może to po prostu odgadywanie nastrojów wyborców, którzy chcieliby w obliczu kryzysu jakichś zmian, ale się ich boją?
„Frankfurter Allgemeine Zei-tung” z ironią pisze: „Tak zatem wygląda polityka, której sedno sprowadza się do poszukiwań koalicjanta, a nie osiągania własnej siły. Obie wielkie partie – CDU i SPD – zrezygnowały z wiary w pozyskanie większości dla własnych celów, programów i przywódców. Nie stawiają już na zdobycie maksymalnej liczby głosów wyborców, lecz karmią się nadzieją, że pożądany partner koalicyjny wyrówna ich własne słabości”.
Ten deficyt wiary w swoje idee jest dziwnym paradoksem w kraju, który swoją wielkością i siłą zdaje się rozsadzać Unię Europejską. Kraju o ambicjach globalnego gracza, gdzie jedno nieszczęśliwe bombardowanie w Afganistanie powoduje szok opinii publicznej i wzrost popularności skrajnej lewicy o 4 punkty procentowe. Kraju podminowanym w wyniku kryzysu podskórnym lękiem przed poszerzaniem się deklasacji społecznej.
Zarówno lewica, jak i prawica zaakceptowały odbudowę poczucia dumy narodowej i kreację wspólnej świadomości historycznej. Jednocześnie jednak lewicowi postkomuniści z Die Linke mimo żenującej demagogii przełamali polityczną izolację i zdobywają mocną pozycję także w zachodnich landach.
Kraj jest rozdarty między świadomością potrzeby konkurencyjności a obawą robotników przed utratą świadczeń. Niedawna obraźliwa tyrada polityka CDU Juergena Ruttgersa o miernych kwalifikacjach rumuńskich robotników, których Nokia postawiła wyżej niż robotników z RFN, przenosząc do Rumunii produkcję komórek z niemieckiego Bochum, pokazuje, jak trudno Niemcom pogodzić się z końcem dawnego świata.
A jednak w kampanii te wszystkie niebłahe problemy rzadko inspirowały jakieś interesujące debaty między politykami. Wśród tego splotu przeciwstawnych dylematów i oczekiwań Angela Markel jako kanclerz RFN wymyśliła siebie samą w tak atrakcyjny sposób, że odpowiada to nadziejom wielu grup. Słabym socjalnie kojarzy się z wrażliwością społeczną i wiarą, że koszty kryzysu będą rozkładane sprawiedliwie.
Bogatym kojarzy się z dobrą ręką do wyprowadzania gospodarki z kryzysu. Jednocześnie mimo prób SPD rozpętania afery wokół kolacji urodzinowej w Urzędzie Kanclerskim dla szefa Deutsche Banku Josefa Ackermanna pani Merkel słabo kojarzy się z wizerunkiem kumpla biznesowych bossów, jaki zdobył sobie jej poprzednik Gerhardt Schröder ze swym nierozłącznym nowobogackim cygarem.
Jej rządy mają dyskretny sznyt odbudowywania narodowej dumy i mocarstwowości, ale też pani kanclerz w tej delikatnej materii zawsze udawało się uniknąć powiedzenia o jedno słowo za dużo. Przywódca zatem na każdą okazję. I za to nagradzają ją w sondażach wyborcy, przyznając jej prawo decyzji o kształcie powyborczej koalicji. Jak pokazują ostatnie sondaże, 58 procent Niemców chce koalicji chadecji z FDP. Dlatego Niemcy mogą szykować się na kolejne cztery lata pod władzą „Mutti”.
Aby podkreślić, że weszła już w buty wielkości w niemieckiej polityce, pani kanclerz postarała się w trakcie kampanii o wizytę u ojca zjednoczenia Helmuta Kohla. Swojego niegdysiejszego mentora, ale i polityka, który rządził Niemcami przez 16 lat. Angela Merkel rządzi Niemcami dopiero od czterech lat, ale już wielu Niemcom wydaje się jakby robiła to od zawsze.
[ramka][b]Ostatni sondaż z 18.09: [/b]
- CDU 36 proc.
- SPD 25 proc.
- FDP 13 proc.
- Die Linke 11 proc.
- Zieloni 10 proc.
(źródło: ZDF-Politbarometer)
[b]Możliwe powyborcze kombinacje koalicyjne [/b]
- CDU/CSU + FDP, czyli czarno-żółci.
Najbardziej prawdopodobna koalicja, za którą opowiada się formalnie Angela Merkel. Życzy jej sobie 58 proc. respondentów sondażu „Die Welt” z 16.09. Dla jej wzmocnienia może być doproszona Partia Zielonych (patrz niżej).
- CDU/CSU + FDP + Zieloni czyli „Jamajka”.
Jej zaletą jest solidna większość, którą można oszacować na ok. 60-65 proc. głosów. Problemem jest krytycyzm Zielonych wobec radykalnie wolnorynkowych pomysłów FDP jak obniżka podatków czy liberalizacja prawa pracy.
- CDU/CSU + SPD, czyli powtórka z wielkiej koalicji.
Nikt nie chce się wprost przyznać do takiej idei ale plotki na jej temat uparcie powracają na łamy prasy. Nie wykluczają jej tacy politycy SPD jak minister finansów Peer Steinbrueck
- SPD + Zieloni + Die Linke.
Ideowo do pomyślenia, ale wymagałaby ze strony socjaldemokratów upokarzającego uznania za równego postkomunistów.
- SPD + FDP + Zieloni, czyli koalicja
czerwono-żółto-zielona z tej racji zwana „Ampel” – (światła uliczne). Najmniej prawdopodobna wobec gromkich deklaracji zielonych, że nigdy nie wejdą w koalicję z liberałami z FDP. Ale w polityce podobno nie ma słowa nigdy. [/ramka]