Nasi przodkowie, starożytni Słowianie, swoich sąsiadów nazwali Niemcami, czyli ludźmi, którzy nie mówią. Jeśli można wyciągnąć jakieś wnioski z niemieckiego sukcesu książki „Magnetyzm serca”, to z mówieniem u Niemców wciąż nie jest najlepiej, zwłaszcza z mówieniem na delikatne tematy. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że od ponad roku poradnik Ruedigera Schachego króluje na listach bestsellerów za Odrą? Autor „Magnetyzmu serca” udziela porad, o jakie zwracamy się do przyjaciół, kiedy mamy kłopoty uczuciowe. Z taką różnicą, że przyjaciele starają się mówić do rzeczy, a Schache nie. Najwyraźniej kilkaset tysięcy Niemców nie ma kogo poprosić o radę.

„Magnetyzm serca” reklamowany jest jako niemiecka wersja „Sekretu” Rhondy Byrne. Nie jest to do końca ścisłe. Owszem, obie książki mają podobną, kiczowatą oprawę graficzną, pełną dziwacznych symboli. Owszem, obie gloryfikują pozytywne myślenie. Jest jednak między nimi zasadnicza różnica. Globalny bestseller Byrne (ponad 10 milionów sprzedanych egzemplarzy) skupia się na tym, jak osiągnąć życiowy sukces, lokalny hit Schachego poświęcony jest temu, jak mieć udane życie uczuciowe. Być może znaczy to, że Niemcy nie mają szczęścia w miłości częściej niż inne nacje. Choć wcale tak być nie musi.

Recepta na miłość nie jest skomplikowana. Wystarczy przeczytać „Magnetyzm serca” i zawsze mieć w pamięci wyłożoną w nim zasadę, nazywaną tu tajemnicą, że „każdego człowieka, który się do ciebie zbliża, przyciąga coś, czego źródłem jest magnetyzm twojego serca”. „Siła ta działa niezależnie od wieku, wyglądu, wykształcenia, narodowości czy warunków materialnych” – klaruje Ruediger Schache. Zdaję sobie sprawę, że ciężko się te brednie czyta, ale tak brzmi najważniejsze przesłanie książki. Zatem przypadku nie ma. I Boga pewnie też nie ma – choć o tym akurat Schache w swojej książce nie wspomina, ale brak jakiegokolwiek odniesienia do religii czy też uniwersalnych wartości wyziera z każdej strony „Magnetyzmu serca”. „Czego się u was nie tknąć, tego nie ma” – mówił Woland w „Mistrzu i Małgorzacie”. A co jest w „Magnetyzmie serca”? Magnetyzm. To, jak działa, wyłożone jest w poradach i „tajemnicach” („To co przyciągasz, pokazuje ci niczym lustro, co tkwi w magnetyzmie twojego serca i jak możesz lepiej z niego korzystać”; „Zrozumienie przyciąga z chaosu niezliczonych możliwości tylko te osoby i wydarzenia, które do ciebie pasują”; „Za każdym razem, gdy odkrywasz jakiś symbol w swoim magnetyzmie, otrzymujesz magiczny klucz do zmiany”). Ale jeszcze ciekawsze są pouczające historyjki Schachego. Jak np. ta o Marku, który chodził na siłownię i wyrzeźbił swoje mięśnie, a mimo to kobiety nie wyczuwały w nim męskich cech (to dlatego, że za wszelką cenę chciał być inny od ojca-brutala).

Nie mam zamiaru wyśmiewać ani autora tej książki, ani nieszczęśników traktujących serio jego porady. Intryguje mnie tylko, skąd wziął się ten sukces? Czyżby ludzie Zachodu nie byli w stanie sami stworzyć podstawowych relacji? Czy społeczeństwa konsumpcyjne są coraz bogatsze i coraz bardziej nieszczęśliwe? Wiele na to wskazuje. Coraz więcej oczekujemy chyba od świata, a coraz mniej jesteśmy skłonni dawać z siebie i stąd biorą się miliony rozczarowanych, niepotrafiących ułożyć sobie życia. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że u nas jest trochę lepiej, bo w Polsce „Magnetyzm serca” na razie nie stał się bestsellerem. Ale kto może wiedzieć, co czeka nas wkrótce. ?

[i]Ruediger Schache „Magnetyzm serca”. Przeł. Daria Kuczyńska-Szymala. Sonia Draga, Katowice 2009[/i]