Znalazłem tę książkę w bibliotece któregoś z przyjaciół i nie oddam jej, dopóki nie ukaże się wznowienie. Jest to przede wszystkim autoportret polskiego, w którymś kolejnym pokoleniu, inteligenta. Autor urodził się w roku 1907. Na przełomie lat 1919/1920 był zabierany przez swojego ojca na cykl 12 wykładów z historii Polski wygłaszanych w kolejne niedzielne popołudnia w przepełnionej wielkiej sali Towarzystwa Higienicznego przy ulicy Karowej w Warszawie, za biletami, o które było trudno.
Na 20-latku, namiętnym czytelniku powieści historycznych Walerego Przyborowskiego zainteresowanym nade wszystko dziejami powstań (epizody powstania styczniowego poznawał z opowieści rodzinnych), wyjątkowe wrażenie sprawił najmłodszy z prelegentów, 29-letni Oskar Halecki mówiący o najszczęśliwszym okresie naszych dziejów, czyli epoce jagiellońskiej. Gimnazjalista sięgnął po dwutomowe „Dzieje Unii Jagiellońskiej” i tak doszło do wyboru studiów uniwersyteckich.
Wykłady Haleckiego „oczywiście monograficzne – bo innych wówczas nie prowadzono – należały do najpopularniejszych... tematykę wykładów zmieniał Halecki rokrocznie, nigdy się nie powtarzał. Gdy raz, po dziesięciu latach, zdarzyło mu się podjąć temat zbliżony, sumitował się długo, że będzie mówił o czymś innym niż przed laty, bo przeprowadził nowe badania, doszedł do nowych wniosków i ustaleń. Każdy wykład przygotowywał niesłychanie starannie, opierając się zawsze na długich i żmudnych badaniach archiwalnych.
Wykład nie oparty na własnych badaniach źródłowych – powiedział mi, gdy już zostałem jego uczniem – spożytkowujący samą tylko literaturę przedmiotu, nie ma wielkiej wartości. Wyobrazić sobie można, ile kosztowało go wygłoszenie – zawsze z pamięci, bez kartek – wykładu obfitującego nieraz w drobiazgową faktografię. Ale też słuchając go, nie wiedziało się, co bardziej podziwiać – erudycję, fenomenalną pamięć, bogaty język”.
Janusz Pajewski uzyskał doktorat w wieku 22 lat, habilitował się, mając lat 26. Nie spieszył się jednak z dalszą karierą uniwersytecką. Wolał poznawać ciekawych ludzi różnych generacji i rozmaitych profesji. Historyków: Szymona Askenazego – jego „Księcia Józefa” przeczytał jeszcze w gimnazjum zachęcony do tego przez nauczycielkę polskiego; ucznia Askenazego – Emila Kipę; swego niemal rówieśnika, późniejszego profesora KUL, ks. Mieczysława Żywczyńskiego. Prócz XVI wieku zajmowała go historia najnowsza i jej wybitniejsi aktorzy, z którymi starał się spotykać. Na poniedziałkach u Jana Kucharzewskiego na Górnośląskiej młody człowiek słuchał i oglądał Janusza Radziwiłła pogrążonego w rozmowie ze Stanisławem Thuguttem, Aleksandra Skrzyńskiego z Askenazym, Mieczysława Niedziałkowskiego z Maciejem Ratajem. Rozmawiał z byłym prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Przygotowując biogram do Encyklopedii Nauk Politycznych, poznał naszych byłych ambasadorów: w Japonii, Związku Radzieckim i Stanach Zjednoczonych – mecenasa Stanisława Patka, w Brukseli i Madrycie – Władysława Sobańskiego, w Berlinie – Romana Knolla.