Jako jedyny polityk w Polsce może podjąć równą walkę z Bronisławem Komorowskim. Jest też naturalnym wykonawcą politycznego testamentu swego tragicznie zmarłego brata. Czy może wygrać? W jakim stopniu na jego pozycję wpłynęła żałoba? Nad tymi pytaniami głowią się dziś wszyscy komentatorzy. Jedni z nadzieją, inni ze strachem.
Według sondaży kandydat Platformy wciąż dysponuje bezpieczną przewagą. I – mogłoby się zdawać – może spać spokojnie, bo do wyborów ledwo dwa miesiące. Co więcej, w oczach wielu Polaków Komorowski nie tyle zastępuje zmarłego prezydenta, ile już po prostu – dzięki publicznym wystąpieniom – jest głową państwa. Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że badania opinii nie pokazują prawdy, bo w tym szczególnym wypadku wskutek traumy respondenci nie przyznają się do politycznych sympatii. Co nie ulega wątpliwości, to zmiana obrazu Jarosława Kaczyńskiego. Ludzie widzą w nim teraz przede wszystkim człowieka zdruzgotanego cierpieniem. Kogoś, kto niczym biblijny Hiob musi znieść śmierć najbliższych. Miliony mogły obserwować jego skupioną twarz przy trumnie brata. Patrzeć i współczuć. Widzieć nie polityka, nie ideologa IV RP, nie sprawnego i bezwzględnego gracza politycznego, ale żałobnika. Obciążonego całą ludzką bezradnością, słabością, niemocą. Równego im w bólu, w rozpaczy wobec przemagającej mocy zła. Śmiertelnika owładniętego żalem i smutkiem.
Ale Kaczyński może liczyć na więcej niż współczucie. Próbowałem to już wcześniej opisać. Chodzi o zadośćuczynienie. Myślę, że jednym – podkreślam jednym, a nie jedynym – z powodów powszechnej i głęboko przeżywanej żałoby Polaków po śmierci Lecha Kaczyńskiego było przekonanie, że przed katastrofą go krzywdzono. Że za życia go nie doceniono. Że zbyt łatwo i bezkrytycznie przyjmowano wszelkie złośliwości, szyderstwa i kpiny pod jego adresem. Nieczyste sumienie i chęć zadośćuczynienia powinny mieć przeto, mniemam, również istotny wpływ na stosunek do jego brata. Wielu ludzi rozumuje w taki oto sposób: skoro nie mogę już nic zrobić dla Lecha, przynajmniej odwdzięczę się, głosując na Jarosława.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2010/04/23/portret-polskiej-duszy/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Jeśli naszkicowany przeze mnie portret polskiej duszy jest prawdziwy, Jarosław Kaczyński staje przed szansą na zwycięstwo. Wszakże odwołanie się do współczucia to za mało. By wygrać, powinien pokazać, że się zmienił. Nie tylko że potrafi znosić cierpienie, ale też że ono go przemieniło. Potrzebny jest mu inny ton i przede wszystkim gesty. Znaki wskazujące, że były premier potrafi puścić w niepamięć urazy i jednać się ze swymi politycznymi oponentami. Choćby z Ludwikiem Dornem, Kazimierzem Ujazdowskim czy Markiem Jurkiem. Wyborcy dostrzegli w Kaczyńskim człowieka. To, czy zrobią go prezydentem, zależy już od niego.