Jacob Talmon – wybitny historyk światowej sławy, z Polski. To on stworzył pojęcie „demokracja totalitarna”. Pod jego wpływem ukształtowały się moje lewicowe poglądy; prof. Benjamin Akzin – twórca Wydziału Nauk Politycznych w Hajfie, wielki syjonista z Rygi. To dzięki niemu czułem się na Bliskim Wschodzie jak na europejskiej wyspie. To on namówił mnie na doktorat. I on ukształtował mój stosunek do Europy; prof. Alexander Fuks – specjalista od historii Grecji. Miał siostrę Miriam w Haddasim i przyjeżdżał do niej. Wtedy go poznałem. Miał polski akcent. I to on nauczył mnie, że z punktu widzenia kultury demokratycznej Izrael to Ateny. Ale ponieważ jest otoczony, więc czasem zachowuje się jak Sparta.
Od początku lat 60. duży wpływ na mnie miał też Lewi Eszkol, pochodził z Ukrainy. W 1963 roku Ben Gurion zrezygnował ze stanowiska premiera i Eszkol go zastąpił. Ben Gurion był bardzo autorytarny. Gdy postanowił, że w Izraelu nie będzie telewizji, to nie było. A Eszkol był liberalnym socjaldemokratą. Postanowił, że zwłoki Zeewa Żabotyńskiego, lidera syjonistycznego, który w latach 30. ostrzegał przed Holokaustem, trzeba przewieźć z Londynu do Izraela. I tak się stało (wcześniej wielu było temu przeciwnych – przyp. red.). Postanowił, że powstanie Narodowa Rada Radiofonii, i tak się stało. Dotychczas radio było głosem premiera. Eszkol dbał też o prawa pracowników. Zbudował system nawadniający. Był jednym z naszych najwybitniejszych premierów. Poznałem go osobiście, gdy zacząłem pracować w radiu jako dziennikarz i jeździłem po kibucach. Prowadziłem program „Dwie minuty inteligencji”. W rzeczywistości były to dwie godziny pytań i zagadek. Eszkol, który pochodził z kibucu Degania B, w każdy piątek tam wracał. I wtedy przychodził na spotkania ze mną.
Dzięki moim audycjom poznałem najważniejsze osoby w państwie. Zacząłem też pisać książki dla dzieci, miałem swoją rubrykę w gazecie. Ożeniłem się z Ester, w 1962 roku urodziła się nasza córka Ifat, a w pięć lat później syn Noam. To była spokojna, rodzinna dekada. Aż do 1967 roku.
[srodtytul]Szansa stracona w sześć dni[/srodtytul]
Wtedy już odczuwało się napięcie. I na południu, i na północy. Mieliśmy poczucie, że z każdej strony otacza nas Związek Radziecki, który dostarczał broń i samoloty m.in. do Egiptu i Syrii. Poszło o system nawadniania. Syrii nie spodobało się, że prowadzimy prace niedaleko granicy i wezwała inne państwa arabskie do działania. Syrię poparły Egipt, Jordania, Irak, Kuwejt, Tunezja, Sudan, Maroko, Algieria. W Izraelu zaczęła się mobilizacja. 5 czerwca Egipt ostrzelał osiedla żydowskie. Ale lotnictwo Izraela, doskonale przygotowane przez Ezera Weizmanna, bratanka pierwszego prezydenta Izraela, zniszczyło egipskie samoloty. Potem on sam został prezydentem, a ja – jako przewodniczący Knesetu – przyjmowałem jego przysięgę.
Tę wojnę wygraliśmy już w ciągu kilku godzin. Malutki Izrael nagle zdobył syryjskie wzgórza Golan, Zachodni Brzeg Jordanu, a także część Jerozolimy, egipski Synaj oraz Strefę Gazy. To było za dużo. Od tego zaczęły się nasze problemy. Ta wojna zmieniła historię Bliskiego Wschodu. 13 państw arabskich uznało, że nigdy w pojedynkę nie będzie negocjować z Izraelem. A stosunki Izraela z całym komunistycznym światem, również z Polską, zostały zerwane.
Z powodu wypadku samochodowego, który miałem w 1965 roku, nie brałem udziału w tej wojnie. Przez osiem miesięcy przebywałem w szpitalu, byłem sparaliżowany, jeździłem na wózku. Nie mogłem służyć w armii. Ale pomagałem żołnierzom, odwiedzając ich w szpitalach i organizując dla nich rozrywkę.
Miesiąc przed wojną sześciodniową wybieraliśmy najlepszą pieśń Izraela. Wygrała kompozytorka Naomi Szemer z pieśnią „Złota Jerozolima”, w której opisała, jak bardzo Żydzi tęsknią za Ścianą Płaczu. Ta pieśń okazała się prorocza, bo pięć tygodni później już byliśmy koło Ściany Płaczu.
Icchak Rabin wygłosił wówczas bardzo pokojową przemowę. Mówił, że ta wojna daje nam nadzieję na pokój. Ale ja czułem, że tracimy szansę na stworzenie nowej rzeczywistości na Bliskim Wschodzie. Dziś widać, że słowa Rabina nie sprawdziły się. Nie udał nam się powrót do normalnego życia. Myślę, że tamto zwycięstwo nas zepsuło.
[srodtytul]Tragedia w Monachium[/srodtytul]
Po wojnie sześciodniowej naród ogarnęła euforia. Co chwila ukazywały się albumy gloryfikujące generałów i nasze zwycięstwo. Mosze Dajan był już prawdziwym bohaterem narodowym. Wkrótce doszli kolejni.
Kiedy w 1969 roku zmarł Lewi Eszkol, na stanowisku premiera zastąpiła go Golda Meir z Partii Pracy. Miała wtedy prawie 80 lat. Do Erec Izrael przyjechała w latach 20. z Ukrainy. Długie lata spędziła w USA. To była żelazna dama.
Pamiętam, jak Marc Chagall, największy malarz żydowski na świecie, podarował Knesetowi swoje przepiękne gobeliny. Zostałem zaproszony na tę uroczystość. Byłem już członkiem Partii Pracy. Pamiętam, jak Golda Meir siedziała w pierwszym rzędzie razem z Chagallem. Trzymała kwiaty i oboje rozmawiali w jidysz. Pod tymi gobelinami w Knesecie odbywały się później wszystkie uroczystości. Ja sam – jako przewodniczący Knesetu w latach 1992 – 1996 przyjąłem tu 58 liderów z całego świata.
Ale na początku lat 70. euforia zaczęła zanikać. W 1972 roku dotknęła nas okropna tragedia – w Monachium, gdzie odbywała się olimpiada, zamordowano 11 izraelskich sportowców. To był 5 września. Przeżyliśmy ogromny szok. W centrum świata mordują Żydów! Wśród nich był Mosze Weinberg. Mój bliski przyjaciel z Hajfy. Nazywałem go Moni. Gdy bywałem w Hajfie z moim programem radiowym, przychodził i odpowiadał na pytania. Był trenerem zapaśników. Morowy człowiek. Spotkałem go trzy tygodnie przed wyjazdem na olimpiadę w Wyższej Szkole Sportu. Prowadziłem tam wykład dla sportowców, by wzbogacić ich wiedzę o społeczeństwie izraelskim. Dużo opowiadałem im o Izraelu. Bardzo wyściskałem się wtedy z Moni. Pożegnaliśmy się serdecznie.
Golda Meir dała wówczas rozkaz, by zlikwidować wszystkich terrorystów. Od tego czasu co jakiś czas dochodziły do nas informacje, że ktoś z nich został zabity. Nie mam dla nich litości, bo z terrorystami można rozmawiać tylko jednym językiem.
To był bardzo smutny rok. A kolejny przyniósł nową wojnę.
[srodtytul]Wojna Jom Kippur[/srodtytul]
Jest godzina 14, jesteśmy w synagogach. Nagle alarm. Wszyscy w szoku. W telewizji pojawia się Golda Meir. Do dziś pamiętam jej przemówienie: – Obywatele Izraela. Dziś, w porze obiadowej armia egipska i syryjska zaatakowały Izrael. Atakują nas artylerią, czołgami, z powietrza. Armia Izraela broni się. Jest dużo ofiar po stronie wroga, ale walka jest ciężka. Myśleli, że jak zaatakują w święto Jom Kippur, kiedy wszyscy modlimy się w synagogach, to damy im wygrać. Ale my się nie damy.
Zaczęła się mobilizacja. Wojna trwała 18 dni. Straciliśmy ponad 2,5 tysiąca żołnierzy, 7,5 tysiąca było rannych. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że Mosze Dajan miał plan, by użyć naszej ostatecznej broni. Nie powiem jakiej. Ale Golda Meir powiedziała: Nie.
Armia izraelska była już 40 km od Damaszku, zbliżała się też do Kairu. Wojna skończyła się historycznym zwycięstwem, ale przyniosła też ostateczny koniec euforii. Analizą wojny zajęła się specjalna komisja śledcza. Rok później Golda Meir podała się do dymisji. Na czele rządu stanął Icchak Rabin. Wraz z nim pojawiła się nadzieja na pokój.
Bardzo popierali go poeci i pisarze. Jednym z nich był Amos Oz, którego poznałem w 1976 roku. Byłem wtedy w sanatorium należącym do związków zawodowych Partii Pracy – w Hajfie. Trafiłem tam po operacji biodra i właśnie tam spotkałem Oza. Już wtedy był niezwykle popularny. Znana była jego powieść „Mój Michael”. Na rozmowach o kulturze i polityce spędziliśmy dwa tygodnie.
W Izraelu zaczęła się wtedy rozwijać pokojowa, antywojenna awangarda. Ale zaczął się też tworzyć kult wielkiego Izraela. Gdy w 1976 roku Rina Mor zdobyła tytuł Miss Universe, byliśmy tacy dumni! Moja rodzina znała ją zresztą bardzo dobrze. Rina pochodziła z Hajfy, była naszą sąsiadką.
W tym samym roku Mossad pokazał, jak bardzo potrafi być skuteczny nawet cztery tysiące kilometrów od granic kraju. W Ugandzie uwolnił zakładników porwanego samolotu. Nikt nie zginął z wyjątkiem prowadzącego akcję Joni Netanjahu, brata późniejszego premiera Izraela.
[i]—współpraca Katarzyna Zuchowicz[/i]