Seks i konsumpcja w Muzeum Narodowym

Gdy za sprawą dobrobytu znikły klasyczne konflikty klasowe, dialektyka rewolucji mająca swoje korzenie w marksizmie wymusza szukanie nowego oręża. Stał się nim seks

Aktualizacja: 21.06.2010 16:38 Publikacja: 18.06.2010 11:42

Fragment instalacji „Entropa” czeskiego artysty Davida Černy’ego, przedstawiający księży wbijających

Fragment instalacji „Entropa” czeskiego artysty Davida Černy’ego, przedstawiający księży wbijających flagę symbolizującą ruch gejowski w kartoflisko

Foto: Fotorzepa, Mateusz Dąbrowski Mateusz Dąbrowski

Red

Otwarta tydzień temu w warszawskim Muzeum Narodowym wystawa „Ars Homo Erotica” gromadzi obiekty sztuki od starożytności do współczesności, w której „zaszyfrowany” jest bardziej lub mniej czynnik homoseksualny. Współcześni artyści jawnie demonstrują swoją akceptację różnic i to, że pożądanie przybiera pluralistyczne formy. Wystawa przytłacza ilością męskiej golizny. Muzeum Narodowe, którego dyrektorem został prof. Piotr Piotrowski, przekształca się w miejsce walki z niewidoczną opresją, jaka jest ponoć udziałem dużej części społeczeństwa, pozostającej zakładnikiem patriarchalnych struktur niewidzialnej przemocy. Ta przemoc to dziedzictwo tradycji. Tradycja ta jest zafałszowaną świadomością, którą trzeba „odfałszować”, organizując takie właśnie wystawy.

Jak wyznał w jednym z wywiadów kurator wystawy Paweł Leszkowicz, motywami przewodnimi, które przyświecały mu w doborze obiektów, były rozkosz i emancypacja. Zdaniem kuratora odebrano nam możliwość przeżycia rozkoszy, ponieważ większość z nas nie jest jeszcze wystarczająco wyemancypowana, gdyż ma zafałszowaną świadomość z powodu wychowania w opresyjnej wobec seksu kulturze.

Otóż ta walka z zafałszowaną świadomością, o czym się nie mówi wprost, to dziedzictwo marksistowskiej ideologii, bardzo silnej w środowiskach historyków i krytyków sztuki, części artystów i liberalnej elity.

Oczywistość tej dychotomii „wyzwolony do rozkoszy” – „spięty wewnętrznie” jest tak banalna, że niewarta uwagi. Obiekty sztuki, poza aktami Anny Bilińskiej, także nie zachwycają. Ale wystawa jest ważna z innych, pozaartystycznych powodów. Spróbuję je wyłowić.

W społeczeństwach demokratycznych „różnicowanie klasowe” dokonuje się dzisiaj poprzez wybory estetyczne. Akceptacja wystawy poświęconej „sztuce gejowskiej”, a właściwie każdej wystawy z tezą o wyzwoleniu z opresji, zwłaszcza jeśli dokonuje jej ktoś w społeczeństwie homofobicznym, czyni go automatycznie „cool”. I o to w gruncie rzeczy chodzi, nie o sztukę.

[srodtytul]Kurator wyznacza problem [/srodtytul]

Wystawa Pawła Leszkowicza ujawnia, kim jest kurator we współczesnym świecie sztuki. Sytuacja „różnicowania klasowego” czyni go dysponentem prestiżu. Jego funkcje są zatem polityczne. Skupia na sobie uwagę jako twórca problemu. Staje się w jakimś sensie artystą, żyjąc kosztem innych artystów.

Wysoki prestiż kuratora wynika z przyznawanego mu statusu eksperta. Coraz mniejsza liczba wszechstronnie wykształconych ludzi i coraz większa liczba obiektów sztuki niejako wymusza pojawienie się ludzi, którzy ten chaos będą porządkowali na dużych wystawach, według kryteriów, które są zrozumiałe dla coraz gorzej wykształconej humanistycznie masy. Potrzebny jest ktoś, kto rozwieje wszystkie wątpliwości i mocą swojego instytucjonalnego autorytetu utwierdzi publiczność co do „istotności” sztuki. Im więcej wątpliwości, tym większa konieczność takich ortodoksyjnych orzeczeń.

Dość powszechna staje się polityka tak zwanej inkluzji i partycypacji, czyli włączania ludzi upośledzonych społecznie, napiętnowanych rzeczywiście lub nie. Wynika to z braku politycznej woli zajęcia się społecznymi problemami. Instytucje kultury zostają więc obarczone przez urzędników zadaniami do tej pory zarezerwowanymi dla opieki społecznej. Znacznie łatwiej zrobić wystawę o ubóstwie niż walczyć skutecznie z ubóstwem.

Stąd niby-lewicowa retoryka, która utrwala, pod pozorami walki o sprawiedliwość, fundamenty oligarchicznego systemu władzy. Kurator jest swoistym wysłannikiem władzy w świecie kultury. Organizuje wystawy, które mają poprawić samopoczucie zwiedzającym, stąd częste odwołania do psychoanalizy, do odreagowania traumy na wystawach i poprzez wystawy.

Kurator jako inspirator idei i działań wybiera i artykułuje problemy, wyznacza ramy. Jest właścicielem pola, na którym odbywa się dyskusja. Takim postawom sprzyja w szczególności tzw. nurt krytyczny, gdyż kurator spełnia funkcje ideologiczne. Jest przywódcą artystów walczących o zmianę niewidocznych represyjnych mechanizmów kultury, pracuje na rzecz programu „liberalnych” reform.

Inaczej niż staromodni kustosze, którzy pracowali zazwyczaj samotnie, kuratorzy, jako „producenci wysokiej jakości intuicji” działają w zespołach albo tworzą zespoły artystów (złożone z odkrytych przez siebie talentów) podobne do stajni na wyścigach samochodowych. W społeczeństwie sieciowym pozycja kuratora i jego nieformalna władza może być bardzo duża, ponieważ granice między źródłami władzy – finansami, rządem, światem sztuki i rozrywki się zacierają, a one same są w coraz większym stopniu wymienne. Sprawność kuratora sprowadza się do zdolności zarządzania środowiskiem.

Fetysz sztuki jest zasłoną dymną dla działań będących „miękką władzą”. Obsesja artystów, których prace poruszają problem władzy, być może jest wynikiem tej misternej sieci powiązań w obrębie świata sztuki. Są one związane ze zniewoleniem, które za sprawą kuratorów przenika z szerszego systemu władzy (np. ekonomicznej) do systemu sztuki właśnie. Akceptacja reguł warunkuje funkcjonowanie w tym systemie, to znaczy robienie takiej sztuki, która zachowuje i utrwala ten system. Wszystko to jest ubrane i sprzedawane w języku niebywale nadmuchanym retoryką emancypacji i wyzwolenia. Sztuką nazywa się wszystko, co służy celom ze sztuką niemających wiele wspólnego. Dla celów ideologicznych poszerzono i zrewidowano zasady estetyki.

[srodtytul]Seks jako idea polityczna [/srodtytul]

Paweł Leszkowicz w jednym z wywiadów powiedział, że homoerotyzm to nie mniejszość w historii kultury, ale tajemnicze centrum kanonu. W towarzyszącym wystawie bardzo rozbudowanym programie debat i dyskusji będzie się tę tezę udowadniało. A humanistyce, mało odpornej na ideologizowanie, udowodnić da się wszystko. Patrząc szerzej, ta wystawa i jej retoryka wyzwolenia z opresji jest związana z psuciem się obyczajów i końcem istotnego dla trwałości porządku społecznego ładunku pewnej hipokryzji, która każe nam ukrywać to, co robimy w życiu prywatnym.

Prywatność stała się przedmiotem politycznej obróbki, co wiąże się z kryzysem, a może wręcz końcem systemu liberalnego. Klasyczni liberałowie mieli świadomość konieczności wycofania z polityki tego, co, z kim i w jaki sposób robimy w łóżku, w co wierzymy, bo obyczaje i religia to obszary w życiu społecznym najbardziej konfliktogenne. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku lepiej tego nie ruszać, bo w tych kwestiach ludzie zawsze będą się różnić.

Dzisiaj uwaga społeczna tak jest formowana, że większość ludzi bardziej interesuje życie prywatne innych, zwłaszcza będących u władzy, niż to, czy są mądrymi ludźmi. O mądrości nie decyduje zdolność posługiwania się rozumem, ale „cnoty moralne” w postaci współczucia, zrozumienia dla prześladowanych mniejszości. Rozum, smak trzeba wykształcić, „cnoty moralne” mamy zaś ponoć wszyscy dane w sposób naturalny.

W takim kontekście pojawia się komunikat: „nie popierasz sztuki homoseksualnej, jesteś złym, niewrażliwym człowiekiem, homofobem”. Zmusza się w ten sposób ludzi do deklaracji. Wymuszanie obowiązku wypowiadania się na tematy, które dla większości ludzi są obojętne, nosi na sobie cień pretotalitarnej dyktatury.

Upolitycznienie obyczajów i wierzeń prowadzi do wojny domowej. Gdy za sprawą dobrobytu znikły klasyczne konflikty klasowe, dialektyka rewolucji mająca swoje korzenie w marksizmie wymusza szukanie nowego oręża. Stał się nim seks.

Ucisk, tak nierozerwalnie związany ze społeczeństwem mieszczańskim, nie mógł bowiem sobie zwyczajnie wyparować. Nie widać go już wprawdzie na ulicach, nie ma konfliktów klasowych, ale musi przecież gdzieś być. Gdzie? Otóż przeniósł się do samej duszy ludzkiej, a przede wszystkim do ludzkich ciał. Ograniczenia seksualne, tabu stały się dowodem jego istnienia.

Wolna miłość w wolnym społeczeństwie nie jest ideą nową. Ale dawniej było to pojęcie ze świata estetów, cyganerii i artystów. Dzisiaj lewica niemająca już proletariatu, ale szlachetne jednostki pełne „cnót moralnych”, czyni z seksualności program. Ponieważ stosunek heteroseksualny jako idea polityczna, jak napisał poeta Philip Larkin, w latach 60. stał się już czymś oczywistym, przyszła teraz kolej na stosunek homoseksualny.

Warto przypomnieć, że uznanie spełnienia seksualnego za jeden z najważniejszych celów było dla tradycyjnej lewicy dość prostackie. Tak samo żadnemu z klasycznych lewicowców nie przyszłoby do głowy, aby walkę z prohibicją czy legalizację marihuany uczynić częścią programu politycznego.

[srodtytul]Sztuka w służbie konsumpcji [/srodtytul]

W gruncie rzeczy to potężna mechanika konsumpcji tworzy takie wydarzenia jak wystawa „Ars Homo Erotica”. Jej kurator reprezentuje nie tyle świat akademicki i muzealniczy, ale świat konsumpcji posługujący się retoryką „naukową” i rewolucyjną.

Upolitycznienie seksu w ramach walki z homofobią jest ściśle powiązane z rynkiem, który nie znosi ograniczeń i regulacji, zagarnia instytucje kultury. Rewolucjoniści namawiający nas do wyzwolenia się do nowych doznań są w rzeczywistości konformistami. Tworzą nową grupę konsumentów – niekonwencjonalnego seksu, a jeśli nie seksu, to nowej linii ubrań z gejowskim szykiem. Wytwarzają nową sferę doznań pod pozorem walki z uciskiem narzucanym przez mieszczaństwo, religię.

Gargantuiczny apetyt kultury konsumpcji (należałoby powiedzieć raczej antykultury) tworzy nowe obszary kolonizacji, czyli nowe obszary pragnień i pożądań. To, co jest kulturą w tradycyjnym sensie, ale także uniwersalnym, to pewien sposób bycia polegający na samoograniczeniu, ponieważ nadmiar niemożliwych do spełnienia pragnień czyni człowieka nieszczęśliwym. To ograniczenie jako zdroworozsądkowa zasada płynęło ze wszystkich systemów etycznych oraz religii.

Dzisiaj to już nie działa. Ale zdaniem ideologów wyzwolenia do szczęścia – czyli konsumpcji – ta restrykcja ciągle w nas siedzi. Nie wiemy nawet o tym, ale wiedzą o tym za nas subtelni intelektualiści. Jest to ich zdaniem spadek po religii, która represjonuje nasze wnętrze. Tak mocno w nas ta represja siedzi, że większość ludzi trwa raczej przy mało kreatywnym modelu hetero. Wystawy takie jak „Ars Homo Erotica” o tym nam właśnie chcą przypomnieć. Skoro chodzi w nich o rozkosz i emancypację zwiedzających, to przekaz brzmi: „wyzwól się z ograniczeń, przesądów, a doznasz rozkoszy”.

Problem w tym, że w każdym człowieku jest obecny pewien poziom niezadowolenia z życia. To niezadowolenie potęguje kultura konsumpcji, która zmusza do walki o prestiż. Podstawową funkcją sztuki jest zaś godzenie człowieka z życiem. Sztuka uspokaja, pozwala wyrwać się z twardych konieczności bytowania. Dzięki niej człowiek odzyskiwał siły do życia. Wystawa w rodzaju „Ars Homo Erotica” robi coś dokładnie przeciwnego. Wciąga widza w „metabolizm konsumpcyjno-ideologiczny”.

W reklamach samochodów na przykład nie reklamuje się silnika czy opon, tylko kosmiczny odlot, ekstazę, czyli wyjście z siebie. Gdy ciągle coś takiego oglądamy, to musi się w nas pojawić niezadowolenie z powodu braku „konsumpcyjnego” spełnienia. A skoro tak, to automatycznie zaczyna się szukanie winnego. Znajdujemy go w opresyjnej kulturze fundowanej oczywiście na patriarchalnej tradycji. I oto zjawia się głośna wystawa urządzona w instytucji udzielającej „sakralizacji” tematom, ideom i ludziom. Dowiadujemy się, dlaczego cierpimy: bo mamy jeszcze seksualne ograniczenia narzucone przez tradycję, wychowanie, religie etc.

Paweł Leszkowicz zgromadził dzieła sztuki wskazujące na zainteresowane „tymi sprawami” od zarania kultury plastycznej. Odkrywa, że człowiek to byt seksualny. Ludzie przychodzą na wystawę i są olśnieni. Jak Pan Jourdain, bohater Moliere’a, uświadomił sobie, że mówi prozą, tak dla nich wszystko nagle staje się jasne. Tylko po co do tych „odkryć” angażować od razu Muzeum Narodowe?

[i]Maciej Mazurek; malarz, poeta, krytyk sztuki, współpracownik „Teologii Politycznej”.

Redaktor w TVP Kultura[/i]

Otwarta tydzień temu w warszawskim Muzeum Narodowym wystawa „Ars Homo Erotica” gromadzi obiekty sztuki od starożytności do współczesności, w której „zaszyfrowany” jest bardziej lub mniej czynnik homoseksualny. Współcześni artyści jawnie demonstrują swoją akceptację różnic i to, że pożądanie przybiera pluralistyczne formy. Wystawa przytłacza ilością męskiej golizny. Muzeum Narodowe, którego dyrektorem został prof. Piotr Piotrowski, przekształca się w miejsce walki z niewidoczną opresją, jaka jest ponoć udziałem dużej części społeczeństwa, pozostającej zakładnikiem patriarchalnych struktur niewidzialnej przemocy. Ta przemoc to dziedzictwo tradycji. Tradycja ta jest zafałszowaną świadomością, którą trzeba „odfałszować”, organizując takie właśnie wystawy.

Jak wyznał w jednym z wywiadów kurator wystawy Paweł Leszkowicz, motywami przewodnimi, które przyświecały mu w doborze obiektów, były rozkosz i emancypacja. Zdaniem kuratora odebrano nam możliwość przeżycia rozkoszy, ponieważ większość z nas nie jest jeszcze wystarczająco wyemancypowana, gdyż ma zafałszowaną świadomość z powodu wychowania w opresyjnej wobec seksu kulturze.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy