[b]Marek Ławrynowicz[/b]:
Tytuł jest nieco mylący: „Kawa u Doroty” – to może oznaczać wszystko. Na okładce wydanej przez Czytelnika książki – sylwetka dziewczyny we wdzięcznej, jak mi się zdaje, erotycznej pozie. To też nie jest jasny sygnał. Więcej mówi nazwisko autora. Wojciech Chmielewski, autor chyba już średniego pokolenia, wydał dwa tomy opowiadań „Biały bokser” i „Brzytwa”. Oba zauważone i nominowane do ważnych nagród literackich. Teraz doczekaliśmy się pierwszej w dorobku autora powieści. Chmielewski pisze językiem na pozór prostym, konkretnym, bez „zakręcanych zdań”. Za to wnikliwie i o rzeczach ważnych. „Kawa u Doroty” wiele mówi o sztuce i losie artysty, a także o „pokoleniu stanu wojennego”. Ich doświadczenie powinno być w zasadzie radosne, bo wchodzili w dorosłość w momencie zwycięstwa. Ale zwycięstwo było chyba pyrrusowe, bo w prozie Chmielewskiego i jego rówieśników znajdziemy więcej rozpaczy niż entuzjazmu. Znajdziemy też poszukiwanie wartości, a to znaczy, że my starsi zgubiliśmy je gdzieś po drodze.
[i]Pisarz i scenarzysta, opublikował m.in. powieści „Diabeł na dzwonnicy”, „Pogoda dla wszystkich”.[/i]
[b]Magdalena Piekorz[/b]:
Płytę z filmem „Tony Takitani” Juna Ichikawy kupiłam niedawno, trochę przez przypadek, jako bonus w Empiku. I odkryłam dzieło niezwykłe, nakręcone według prozy Murakamiego. Ichikawa opowiada historię człowieka od dzieciństwa skazanego na inność. Jego matka zmarła przy porodzie, ojciec miał przyjaciela Amerykanina i nadał synowi imię Tony. A że działo się to w czasie okupacji amerykańskiej, chłopak był odrzucany przez rówieśników. Jako czterdziestolatek spotkał kobietę swojego życia. Pobrali się, ale jego żona jest zakupoholiczką. To jej sposób na wypełnienie duchowej pustki, której nawet mąż nie jest w stanie wypełnić. „Tony Takitani” staje się przejmującą opowieścią o spotkaniu dwóch samotności. Samotność wylewa się tu z każdego kadru, niemal fizycznie boli.