Twórca facebooka ma kłopoty

Cudowne dziecko Internetu, Bill Gates młodego pokolenia, a może hochsztapler i plagiator? Kim jest 26-letni Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka?

Publikacja: 09.10.2010 01:01

Mark Zuckerberg

Mark Zuckerberg

Foto: Getty Images/AFP

Gdyby Facebook był państwem, byłby trzecim pod względem ludności krajem świata, po Chinach i Indiach. Konto na tym portalu ma już pół miliarda osób. Miesięcznie na stronach serwisu pojawia się 25 miliardów informacji i około 4 miliardy zdjęć. Użytkownicy tego największego portalu społecznościowego spędzają w nim 8,3 miliarda godzin miesięcznie. Na Islandii i w Hongkongu konto na Facebooku ma już 60 proc. mieszkańców. Z serwisu korzysta co drugi Amerykanin i Brytyjczyk. Liczbę polskich użytkowników szacuje się na 6 mln. Serwis dostępny jest w 64 wersjach językowych. Nic więc dziwnego, że magazyn „Vanity Fair” ogłosił Zuckerberga Nowym Cezarem. Założyciel i dyrektor generalny Facebooka znalazł się na pierwszym miejscu w rankingu „nowego establishmentu”, wyprzedzając takie legendy biznesu jak Steve Jobs, szefowie Google’a (Sergey Brin, Larry Page i Eric Schmidt) czy medialny potentat Rupert Murdoch.

Ostatni rok był dla Zuckerberga najlepszym i zarazem najgorszym w życiu. Jak oszacował amerykański magazyn „Forbes” jego majątek wzrósł w tym czasie ponadtrzykrotnie z 2 mld USD do 6,9 mld dolarów (wartość całego serwisu to około 11 mld dol.), a Zuckerberg awansował na 35. miejsce w rankingu 400 najbogatszych Amerykanów. Jednocześnie Facebook jeszcze nigdy nie miał tak złej prasy i tylu problemów technicznych. Zuckerberg coraz więcej czasu musi spędzać w salach sądowych i bronić się przed byłymi partnerami w interesach, którzy oskarżają go o kradzież pomysłu. Na dodatek na ekrany kin wszedł film „The Social Network” (polska premiera 5 listopada), w którym postać Zuckerberga pokazana jest, delikatnie mówiąc, w nie najlepszym świetle. Hasło promujące film: „nie da się pozyskać 500 mln przyjaciół bez zrobienia sobie paru wrogów” wydaje się bardzo trafne.

[srodtytul]Miliard dolarów? Nie, dziękuję[/srodtytul]

Zuckerberg, syn lekarzy, od dzieciństwa interesował się komputerami. Jego pierwszym dziełem był ZuckNet, prymitywny komunikator pozwalający na przesyłanie wiadomości tekstowych pomiędzy komputerami w domu i biurze jego ojca. Tworzył też proste gry komputerowe. W wieku 11 lat rozpoczął indywidualne zajęcia z informatyki, a niedługo potem kurs komputerowy w pobliskim college’u.

Pierwszym dziełem Zuckerberga jako studenta psychologii Uniwersytetu Harvarda był program CourseMatch pomagający studentom właściwie dobierać zajęcia bazując na wyborze innych uczniów. Następnie w październiku 2003 roku stworzył Facemash, stronę internetową, na której zamieścił zdjęcia studentów. Odwiedzający mieli wyrażać opinie o ich atrakcyjności. Ponieważ władze uniwersytetu nie chciały udostępnić akt studentów, Zuckerberg włamał się do komputerowego systemu uczelni, za co został zawieszony w prawach studenta.

[srodtytul]4 lutego 2004 r. powstał Facebook [/srodtytul]

– serwis społecznościowy pozwalający na utrzymywanie kontaktów początkowo w gronie studentów Harvardu. Serwis został założony przez dwóch z nich: Marka Zuckerberga i Eduardo Saverina. Potem dołączyli Dustin Moskovitz i Chris Hughes. Platforma szybko zyskała popularność. W ciągu 3 tygodni zapisało się 6 tysięcy osób. Pod koniec miesiąca już połowa studentów miała konto na Facebooku. Twórcy rozszerzyli krąg użytkowników na inne uniwersytety: MIT, Boston University, Columbia, Princeton, Yale. Zuckerberg zamiast chodzić na zajęcia, pracował nad projektem, w maju 2004 r. ostatecznie zrezygnował ze studiów i przeniósł firmę do Palo Alto w Kalifornii. Dziewięć miesięcy od startu portal miał już milion użytkowników.

Podczas gdy popularność strony rosła w zawrotnym tempie, równie szybko kończyły się pieniądze na rozwój serwisu. Z pomocą przyszedł współtwórca systemu PayPal Peter Thiel. Zainwestował w Facebooka pół miliona dolarów. – Widziałem wtedy wiele serwisów społecznościowych, ale Mark Zuckerberg i jego ludzie wydawali się najbardziej zdeterminowani, aby osiągnąć sukces – twierdzi Thiel.

W 2006 r. strona została udostępniona dla wszystkich powyżej 13. roku życia. W lipcu 2006 r. portal miał 7 mln użytkowników, prawie wszyscy byli studentami. Facebooka dostrzegli światowi giganci. Yahoo chciał przejąć firmę za miliard dolarów. Zuckerberg się nie zgodził, uzasadniając odmowę tym, że serwis jest dla niego jak dziecko i chce dalej pracować nad jego rozwojem. – Pierwszy raz w życiu spotkałem kogoś, kto odrzucił miliard dolarów. Nie mogłem w to uwierzyć – opowiada Terry Semel, ówczesny prezes Yahoo.

[srodtytul]W maju 2007 r. serwis miał prawie [/srodtytul]

50 milionów użytkowników, a codziennie przybywało ich 250 tys. Facebook był najczęściej odwiedzaną stroną w Kanadzie i Norwegii, w USA i Wielkiej Brytanii uplasował się na 7. miejscu, a na świecie zajął 10. pozycję. W październiku 2007 r. w serwis zainwestował Microsoft. Za 1,6 proc. akcji firmy, której roczny obrót wynosił wówczas 100 mln dolarów, informatyczny gigant zapłacił 240 mln dolarów. Szefowie Microsoftu szacowali, że liczba użytkowników Facebooka wzrośnie w 2011 r. do 300 mln. Tymczasem stało się to już w 2009 r.

W 2008 roku Zuckerberg pokazywał, jak mapa świata zabarwia się na niebiesko (kolor Facebooka i jedyny prawidłowo rozpoznawalny przez Zuckerberga, który jest daltonistą): Chile stało się pierwszym krajem, w którym liczba mieszkańców korzystających z Facebooka przekroczyła 50 proc.

Rok 2008 był przełomowy dla firmy. Zuckerberg zadebiutował na liście najbogatszych Amerykanów. Jak donosił amerykański magazyn „Forbes”, mając 23 lata był najmłodszym samorodnym miliarderem wszech czasów. Znalazł się wówczas na 785. miejscu. Szybko piął się w górę. To właśnie wtedy na całym świecie zrobiło się naprawdę głośno o cudownym dziecku Internetu. W maju 2009 r. w serwis 200 mln dolarów zainwestował rosyjski koncern internetowy Digital Sky.

[srodtytul]Sukces ma wielu ojców[/srodtytul]

Według Marka Zuckerberga pomysł na Facebooka miał się zrodzić podczas wspólnego wyjścia na pizzę z przyjaciółmi. „Czy to nie oczywiste, że każdy będzie w sieci? Że powstanie wielka społeczność ludzi w wirtualnej rzeczywistości?” – te zdania miały paść podczas tamtej rozmowy. Tymczasem bracia Tyler i Cameron Winklevoss uważają, że Zuckerberg skopiował ich pomysł na serwis społecznościowy. – Byliśmy sfrustrowani tym, że tak wielu ludzi na Harvardzie nigdy nie będzie miało okazji się poznać. Wtedy wpadliśmy na pomysł stworzenia portalu internetowego – mówi Tyler Winklevoss.

[wyimek]Facebook jeszcze nigdy nie miał tak złej prasy i tylu problemów technicznych. A jego twórca musi bronić się przed tymi, którzy oskarżają go o brak pomysłu[/wyimek]

Miało to być coś w rodzaju elektronicznej wersji papierowych albumów z podstawowymi danymi o studentach (tzw. facebooków). Zuckerberg miał im pomóc stworzyć oprogramowanie portalu. Ale po trzech miesiącach pracy nad projektem nagle zniknął. Ze szkolnej gazetki dowiedzieli się o projekcie „thefacebook”, który brzmiał znajomo. Sprawa trafiła do sądu już w 2004 r. Po czterech latach batalii sądowych zawarto tajną ugodę, na mocy której Zuckerberg miał zapłacić braciom odszkodowanie w wysokości 65 mln dolarów.

Roszczenia do firmy złożył też nowojorski prawnik Paul Argentieri reprezentujący Paula Ceglię. Twierdzi on, że jego klient zapłacił w 2003 r. Zuckerbergowi 2 tys. dolarów za stworzenie dwóch stron, w tym witryny „The Face Book”. W wypadku powstania serwisu do stycznia 2004 r. Ceglia miał mieć 50 proc. udziałów. Za każdy dzień zwłoki Ceglia miał dostać dodatkowy 1 proc. udziałów. Dowodem w sprawie jest umowa podpisana w 2003 r. przez, jak utrzymuje Ceglia, Marka Zuckerberga. Prawnicy Facebooka twierdzą, że umowa została sfałszowana. Jednak Zuckerberg nie zaprzeczył wprost. – Jesteśmy całkiem pewni, że nie podpisaliśmy wtedy umowy, która mówi, że oni mają jakiekolwiek prawo do własności Facebooka – twierdzi. Dodał też, że „nawet nie myślał wtedy o Facebooku. Jak więc mógł mu dać udziały?”.

Właśnie te kontrowersje stały się podstawą filmu „The Social Network” przedstawiającego alternatywną do znanej z mediów historię drogi do sukcesu Zuckerberga. Scenariusz bazuje na książce Bena Mezricha „Przypadkowi miliarderzy”. – Nie stworzyłem encyklopedycznego opisu procesu tworzenia Facebooka, przekazuję za to prawdziwą historią, parę osób wolałoby, żeby nigdy nie została opowiedziana – twierdzi autor. Jego książka przedstawia Zuckerberga jako osobę, dla której zdobycie dużych pieniędzy jest życiowym priorytetem.

Filmowy Zuckerberg to złodziej cudzych pomysłów (przedstawiona jest m.in. wspomniana historia braci Winklevossów) niestroniący od narkotyków imprezowicz i organizator orgii. Film przedstawia też historię Eduardo Saverina, który był pierwszym informatykiem i inwestorem portalu. Wedle koleżeńskiej umowy miał dostać 30 proc. udziałów. Nie tylko początkowo nie dostał ani grosza, ale musiał walczyć o to, żeby został uznany za współzałożyciela Facebooka (obecnie posiada 5 proc. udziałów firmy). To właśnie on miał być pomysłodawcą i głównym źródłem dla Mezricha przy pisaniu książki. Po dogadaniu się z Facebookiem przestał udzielać wywiadów.

Kontrowersje wokół swojej osoby Zuckerberg zbywa milczeniem. Zapowiedział tylko, że nie obejrzy filmu, ale miał być widziany na jego pokazie w Seattle. – Zwiastun zapowiada się bardziej emocjonująco, niż wyglądała rzeczywistość, więc może po prostu zapamiętam sobie wszystko w ten sposób, w jaki przestawili to twórcy filmu: upijaliśmy się, bawiliśmy i uprawialiśmy mnóstwo seksu z koleżankami ze studiów – kpi Moskovitz, współzałożyciel serwisu.

[srodtytul]Wojny o prywatność[/srodtytul]

Film to cios dla Zuckerberga, który dużo zrobił, aby być postrzegany jako miły chłopak z sąsiedztwa. W tym celu zamieścił nawet na Facebooku zdjęcia z prywatnego życia, w piżamie, z dziewczyną (są ze sobą od wielu lat), z przyjaciółmi. Informacje, że jego ulubioną książką jest „Gra Endera”; wśród ulubionych filmów znalazły się m.in. „Gladiator”, „Gwiezdne Wojny” czy „Ojciec chrzestny”. Wśród jego ulubionych kapel są m.in. Green Day, Nirvana i Jay-Z. Podczas gdy sam Zuckerberg kreuje się na osobę, dla której pieniądze nie są ważne (do pracy chodzi pieszo i gdyby to od niego zależało, to nie byłby na liście najbogatszych), inni uważają, że bliższa prawdy jest wersja przedstawiona w filmie. Ludzie są skłonni wierzyć w tę wersję, bo zarządzany przez niego Facebook traktuje swoich użytkowników przedmiotowo. Dobrą ilustracją jest spór na temat nowych ustaleń w regulaminie, które miały odbierać użytkownikom sporą część prywatności, a Facebookowi gwarantować duże zyski.

Film nie jest bynajmniej jedynym problemem dyrektora generalnego Facebooka. Serwis ostatnio musiał odeprzeć wielką falę krytyki dotyczącą jednego z najnowszych projektów Open Graph. Projekt ten zakładał brak ograniczeń w tym, czym ludzie będą się dzielić i że Facebook może na tym skorzystać. Poprzez to narzędzie dostęp do danych użytkowników miały zyskać także firmy, które tworzą w portalu aplikacje. Pomysł ten tak rozgniewał internautów, że 31 maja rozpoczęli akcję kasowania kont: tzw. „Quit Facebook Day”. Wnioski o zmianę zasad i większe dbanie o prawa użytkowników wysyłały europejskie władze

ds. ochrony danych i senatorzy USA. Według oficjalnych danych do akcji przyłączyło się jednak zaledwie 34 tysiące osób. W USA liczba użytkowników zakładających nowe konta drastycznie zmalała. W maju założono 7,8 mln nowych kont w serwisie, w czerwcu już tylko 320 tysięcy. Właściciele Facebooka prawdopodobnie przestraszyli się danych firmy Sophos (wedle przeprowadzonych przez nią badań 60 proc. użytkowników było skłonnych odejść z serwisu w obawie o swoją prywatność) i zmienili ustawienia prywatności na bardziej przejrzyste oraz wycofali najbardziej kontrowersyjne z nich.

Do tego doszły jeszcze największe w historii problemy techniczne Facebooka. 23 września miliony użytkowników w USA, Europie i Ameryce Południowej nie miały dostępu do swoich kont. Z powodów technicznych cała strona musiała zostać zamknięta na ponad 2 godziny. Awarię spowodowały zmiany wprowadzane do modułu odpowiedzialnego za obsługę błędów.

[srodtytul]Otwieranie świata[/srodtytul]

W Australii nawet powiadomienia sądowe mogą być przesyłane na Facebooka i są one tam prawnie wiążące. – Facebook już dawno przestał być tylko platformą do komunikowania się ze znajomymi, a stał się zintegrowanym systemem komunikacyjnym zarówno dla osób prywatnych, jak i organizacji czy firm, tak w świecie rzeczywistym, jak i realnym – mówi „Rz” specjalistka ds. serwisów społecznościowych Barbara Rozgonyi z CoryWest Media, LLC, firmy konsultingowej zajmującej się strategicznym marketingiem.

Użytkownicy mogą też dodawać zdjęcia, uczestniczyć w grupach tematycznych, prowadzić mikrobloga, a także dzięki tzw. geolokalizacji pokazać znajomym na swoim profilu, gdzie się aktualnie znajdują, oraz wskazać, gdzie znajdują się nasi przyjaciele (funkcję tę można zablokować). Ostatnio rozszerzono też funkcję „lubię to”. Użytkownicy mogą nie tylko „polecać” czy dodawać ulubione strony czy firmy, ale także zobaczyć, ile osób uznało je za wartą uznania. Dzięki aplikacji Facebook Connect, wchodząc przez stronę Facebooka na stronę danej firmy, możemy się dowiedzieć, że właśnie nasz przyjaciel kupił na przykład telewizor tej marki. Już ponad 70 tysięcy stron wdrożyło pewne elementy Facebook Connect. W sumie jest ponad

80 tysięcy aplikacji i miliony twórców na całym świecie, którzy wymyślają dla Facebooka różne zastosowanie. – Dla firm i organizacji obecność na Facebooku jest równie ważna, jak posiadanie strony internetowej – mów „Rz” Barbara Rozgonyi.

Właśnie na tym zarabia Facebook. Jego celem jest zbudowanie profilu reklamowego danej osoby i zaprezentowanie odpowiedniej reklamy grupie osób potencjalnie zainteresowanych danym produktem. Na Facebooku reklamuje się 80 ze 100 największych na świecie reklamodawców. W 2007 r. wpływy reklamowe serwisu wyniosły 150 milionów dolarów. W tym roku według Bloomberga obrót firmy ma wynieść 1,4 miliard dolarów.

Po fali krytyki i głośnym filmie Zuckerberg zdecydował się na ocieplenie swojego wizerunku. W jednym z najbardziej znanych amerykańskich talk show „The Oprah Winfrey Show” Zuckerberg zadeklarował, że przekaże 100 mln dolarów na szkoły w Newark (największe miasto w stanie New Jersey).

– Chcę uczynić świat bardziej otwartym miejscem – powtarza niemal w każdym wywiadzie Mark Zuckerberg. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi o to, aby było to miejsce otwarte dla Facebooka.

Gdyby Facebook był państwem, byłby trzecim pod względem ludności krajem świata, po Chinach i Indiach. Konto na tym portalu ma już pół miliarda osób. Miesięcznie na stronach serwisu pojawia się 25 miliardów informacji i około 4 miliardy zdjęć. Użytkownicy tego największego portalu społecznościowego spędzają w nim 8,3 miliarda godzin miesięcznie. Na Islandii i w Hongkongu konto na Facebooku ma już 60 proc. mieszkańców. Z serwisu korzysta co drugi Amerykanin i Brytyjczyk. Liczbę polskich użytkowników szacuje się na 6 mln. Serwis dostępny jest w 64 wersjach językowych. Nic więc dziwnego, że magazyn „Vanity Fair” ogłosił Zuckerberga Nowym Cezarem. Założyciel i dyrektor generalny Facebooka znalazł się na pierwszym miejscu w rankingu „nowego establishmentu”, wyprzedzając takie legendy biznesu jak Steve Jobs, szefowie Google’a (Sergey Brin, Larry Page i Eric Schmidt) czy medialny potentat Rupert Murdoch.

Ostatni rok był dla Zuckerberga najlepszym i zarazem najgorszym w życiu. Jak oszacował amerykański magazyn „Forbes” jego majątek wzrósł w tym czasie ponadtrzykrotnie z 2 mld USD do 6,9 mld dolarów (wartość całego serwisu to około 11 mld dol.), a Zuckerberg awansował na 35. miejsce w rankingu 400 najbogatszych Amerykanów. Jednocześnie Facebook jeszcze nigdy nie miał tak złej prasy i tylu problemów technicznych. Zuckerberg coraz więcej czasu musi spędzać w salach sądowych i bronić się przed byłymi partnerami w interesach, którzy oskarżają go o kradzież pomysłu. Na dodatek na ekrany kin wszedł film „The Social Network” (polska premiera 5 listopada), w którym postać Zuckerberga pokazana jest, delikatnie mówiąc, w nie najlepszym świetle. Hasło promujące film: „nie da się pozyskać 500 mln przyjaciół bez zrobienia sobie paru wrogów” wydaje się bardzo trafne.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem