Egzamin z krnąbrności

Pięć lat temu, kiedy wpadłem na 75-lecie Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, nieco mnie od lukru zemdliło

Publikacja: 30.10.2010 01:01

Egzamin z krnąbrności

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Zaremba PZ Piotr Zaremba

Wszyscy przedstawiali studiowanie historii jako rozkosz, a relacje w Instytucie, nawet w czasach stalinowskich, jako bliskie ideałowi.

Ale w tym roku, przy okazji hucznej rocznicy 80-lecia, sam uległem magii. Zadowoliłem się uwagą uczestnika ostatniego panelu doktora Jerzego Halbersztadta (dyrektora Muzeum Żydów Polskich, który prowadził ze mną przed 26 laty zajęcia z historii najnowszej), że w czasach stalinowskich nie wszystko w IH UW było sympatyczne. I sam chłonąłem kolejne pochwały. Agnieszka Romaszewska, która przyszła na historię dwa lata wcześniej ode mnie, w roku 1980, powiedziała na tym panelu: „Ja nie studiowałam w PRL, ja studiowałam w Polsce”.

Trochę sobie ten kawałek Polski wyrąbywaliśmy sami. Po raz pierwszy zabiedzone wnętrze Instytutu nawiedziłem jesienią 1981. Byłem w czwartej klasie liceum i poznany na olimpiadzie starszy kolega Maciek Podbielkowski wprowadził mnie na strajk studencki. Spotykałem kolejnych bojowników z ogniem w oczach, często w studenckich czapkach, i nie mogłem nie widzieć IH UW jako twierdzy oporu. Potem gdy już tam się dostałem na dobre, z nowo poznanymi kolegami biegaliśmy na demonstracje jak na rewie. A kiedy jednemu z „naszych”, Andrzejowi Trojanowi, zomowiec podarł T-shirt, prawie go oklaskiwaliśmy niczym weterana.

Ale wolność, którą się zachłysnęliśmy, to nie był tylko udział w powstaniu narodowym w kwartale Krakowskiego Przedmieścia, placu Zwycięstwa i Starego Miasta. To nowy program studiowania, o którym po latach wicedyrektor IH UW Jolanta Choińska-Mika powie, że był nastawiony na zostawienie studentom wolnego czasu, aby czytali mądre książki. Program bez sztywnych grup (dzięki czemu poznawaliśmy dziesiątki osób) i z prawem wyboru zajęć – wtedy ewenement.

I to był też dostęp do tajemnicy. Nie tylko tej politycznej, choć kiedy w 1985 roku na opłatku historyka pewien duchowny życzył nam historii „niezakłamanej”, tylko się uśmiechnęliśmy. Nasi profesorowie rozmawiali z nami o zakazanych książkach i zdarzeniach.

Ale na pierwszym roku biegałem na wykład o Sparcie u doktora Włodzimierza Lengauera (w tym roku jako prorektor UW profesor Lengauer otwierał panel). Na wstępie podważył podręcznikowy podział mieszkańców tego greckiego państewka na trzy klasy społeczne: Spartiatów, Periojków i Helotów. – Czytacie, że Spartiatom nadawano jednakowe działki i że byli to najstarsi synowie. A co z synami młodszymi? Czyżby o nich źródła milczały? – spytał, a na kolejnych wykładach próbował odpowiedzieć. Ten duch permanentnego poszukiwania zakrytych fragmentów rzeczywistości może być jednym z wyjaśnień, dlaczego studia na IH UW przydają się do wielu rzeczy. Skąd zastęp dziennikarzy, polityków, a nawet biznesmenów, którzy się przez to staromodne gmaszysko po prawej stronie uniwersyteckiego dziedzińca przewinęli.

Ja nie mam problemu Bartłomieja Sienkiewicza, który w uroczej książeczce "Onegdaj w Krakowie" o swoich studiach na UJ wyraża się, z pewnym lekceważeniem przedstawiając swoją profesurę jako skutą duchem XIX-wiecznego pojmowania historii. Oczywiście nie wszystko było idealne, doktor Halbersztadt robiący na panelu za obrazoburcę zarzucił na przykład warszawskim historykom, że nie dbali o wyrobienie w studentach umiejętności ładnego pisania, bo sami mają z tym problemy. Pewnie prawda, choć mój promotor profesor Andrzej Garlicki nauczył mnie na swoim świetnym seminarium konstrukcji logicznej tekstu, co przydało się potem w pracy dziennikarza. Dziękuję.

Niektórzy nasi wykładowcy miotali się między XIX-wieczną wyniosłością i próbami zbratania się, co często oznaczało polowanie przez panów doktorów i docentów na co ładniejsze koleżanki studentki. Tylko docent Benedetto Bravo był bezinteresownie uprzejmy, przepuszczając nawet studentów w drzwiach. A jednak nasza kadra dbała o swą trzódkę. Dyskretnie czuwała, żeby nam nie zrobiono w czasach ostatniej fali peerelowskich represji nadmiernej krzywdy. Czuwał zresztą cały uniwersytet. Kiedy w 1984 roku wpadłem na manifestacji, to nawet karę za mnie zapłacił uczelniany komitet pomocy. Kokon "wolnej Polski", złożony także z wykładowców należących do PZPR, okazał się skuteczny.

I ukształtował nas cokolwiek krnąbrnych, wdzierających się do Pałacu Kazimierzowskiego, gdzie w tamtejszym klubie bezczelnie podsiadaliśmy naukowców. Wychował biegających na piwo w przerwach między zajęciami, a czasem i zamiast zajęć (o ile było, trudno to dziś młodzieży pojąć). Ale też czytających mądre książki i rozmawiających o wielkich sprawach. Potem tak wychowani poszliśmy zmieniać rzeczywistość – od peerelowskich szkół i archaicznych wydawnictw po nowe instytucje III RP. Do dziś pamiętni tamtego esprit de corps zadzieramy wysoko głowy.

Wszyscy przedstawiali studiowanie historii jako rozkosz, a relacje w Instytucie, nawet w czasach stalinowskich, jako bliskie ideałowi.

Ale w tym roku, przy okazji hucznej rocznicy 80-lecia, sam uległem magii. Zadowoliłem się uwagą uczestnika ostatniego panelu doktora Jerzego Halbersztadta (dyrektora Muzeum Żydów Polskich, który prowadził ze mną przed 26 laty zajęcia z historii najnowszej), że w czasach stalinowskich nie wszystko w IH UW było sympatyczne. I sam chłonąłem kolejne pochwały. Agnieszka Romaszewska, która przyszła na historię dwa lata wcześniej ode mnie, w roku 1980, powiedziała na tym panelu: „Ja nie studiowałam w PRL, ja studiowałam w Polsce”.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy