Wszyscy przedstawiali studiowanie historii jako rozkosz, a relacje w Instytucie, nawet w czasach stalinowskich, jako bliskie ideałowi.
Ale w tym roku, przy okazji hucznej rocznicy 80-lecia, sam uległem magii. Zadowoliłem się uwagą uczestnika ostatniego panelu doktora Jerzego Halbersztadta (dyrektora Muzeum Żydów Polskich, który prowadził ze mną przed 26 laty zajęcia z historii najnowszej), że w czasach stalinowskich nie wszystko w IH UW było sympatyczne. I sam chłonąłem kolejne pochwały. Agnieszka Romaszewska, która przyszła na historię dwa lata wcześniej ode mnie, w roku 1980, powiedziała na tym panelu: „Ja nie studiowałam w PRL, ja studiowałam w Polsce”.
Trochę sobie ten kawałek Polski wyrąbywaliśmy sami. Po raz pierwszy zabiedzone wnętrze Instytutu nawiedziłem jesienią 1981. Byłem w czwartej klasie liceum i poznany na olimpiadzie starszy kolega Maciek Podbielkowski wprowadził mnie na strajk studencki. Spotykałem kolejnych bojowników z ogniem w oczach, często w studenckich czapkach, i nie mogłem nie widzieć IH UW jako twierdzy oporu. Potem gdy już tam się dostałem na dobre, z nowo poznanymi kolegami biegaliśmy na demonstracje jak na rewie. A kiedy jednemu z „naszych”, Andrzejowi Trojanowi, zomowiec podarł T-shirt, prawie go oklaskiwaliśmy niczym weterana.
Ale wolność, którą się zachłysnęliśmy, to nie był tylko udział w powstaniu narodowym w kwartale Krakowskiego Przedmieścia, placu Zwycięstwa i Starego Miasta. To nowy program studiowania, o którym po latach wicedyrektor IH UW Jolanta Choińska-Mika powie, że był nastawiony na zostawienie studentom wolnego czasu, aby czytali mądre książki. Program bez sztywnych grup (dzięki czemu poznawaliśmy dziesiątki osób) i z prawem wyboru zajęć – wtedy ewenement.
I to był też dostęp do tajemnicy. Nie tylko tej politycznej, choć kiedy w 1985 roku na opłatku historyka pewien duchowny życzył nam historii „niezakłamanej”, tylko się uśmiechnęliśmy. Nasi profesorowie rozmawiali z nami o zakazanych książkach i zdarzeniach.
Ale na pierwszym roku biegałem na wykład o Sparcie u doktora Włodzimierza Lengauera (w tym roku jako prorektor UW profesor Lengauer otwierał panel). Na wstępie podważył podręcznikowy podział mieszkańców tego greckiego państewka na trzy klasy społeczne: Spartiatów, Periojków i Helotów. – Czytacie, że Spartiatom nadawano jednakowe działki i że byli to najstarsi synowie. A co z synami młodszymi? Czyżby o nich źródła milczały? – spytał, a na kolejnych wykładach próbował odpowiedzieć. Ten duch permanentnego poszukiwania zakrytych fragmentów rzeczywistości może być jednym z wyjaśnień, dlaczego studia na IH UW przydają się do wielu rzeczy. Skąd zastęp dziennikarzy, polityków, a nawet biznesmenów, którzy się przez to staromodne gmaszysko po prawej stronie uniwersyteckiego dziedzińca przewinęli.