[i]Łukasz Perzyna[/i]
Nieruchawa zwykle komunistyczna władza tym razem działała w zawrotnym tempie. Ledwo 5 kwietnia 1989 r. zakończył obrady Okrągły Stół, a już 7 kwietnia Sejm uchwalał nowe ordynacje wyborcze. 13 kwietnia Rada Państwa wyznaczyła termin głosowania na 4 i 18 czerwca. 17 kwietnia zaś Sąd Wojewódzki w Warszawie zarejestrował „Solidarność”.
„Kierownictwu PZPR bardzo zależało na przeprowadzeniu wyborów w jak najkrótszym terminie; chciano w ten sposób wykorzystać szybko topniejące poparcie części społeczeństwa dla rządu Mieczysława Rakowskiego oraz dać opozycji jak najmniej czasu na zorganizowanie kampanii” – pisze Antoni Dudek w „Reglamentowanej rewolucji”. Rząd i KC PZPR dysponowały analizami, z których wynikało, że sytuacja gospodarcza pogorszy się na jesieni. Tak się rzeczywiście stało: tyle że zmagać się z nią miał już pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego.
Na co liczyła władza? Na „zielone województwa”, gdzie bez skupisk miejskich „Solidarność” była słaba. Spodziewano się co najwyżej porażki w kilkunastu z ówczesnych 49 województw – z większymi miastami i silnymi tradycjami oporu. Władza zakładała neutralność Kościoła, który żyrował kompromis Okrągłego Stołu. Ale to właśnie w zielonych województwach „rzeczpospolita proboszczów” najmocniej wsparła kandydatów „Solidarności”.
Tym bardziej że tempo uchwalania zmian ustrojowych nie przełożyło się na jakość kampanii PZPR. Jak oceniał Timothy Garton Ash w książce „Wiosna obywateli”: „Typowe hasło partii: »Z nami bezpieczniej«, nadawało się raczej do reklamy prezerwatyw niż kandydatów do parlamentu”. A w tym samym czasie – jak relacjonuje Ash – „mury były wszędzie obwieszone nazwiskami i twarzami kandydatów »Solidarności«. Każdy z nich miał zdjęcie z Lechem Wałęsą”.