Ludzie kochają gawędę

Z Jeffreyem Archerem rozmawia Krzysztof Masłoń

Aktualizacja: 22.11.2010 12:29 Publikacja: 20.11.2010 00:01

Ludzie kochają gawędę

Foto: Archiwum, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Rz: Osiągnął pan świetną pozycję na rynku literackim. Czy pan się czasami jeszcze zastanawia, jak do tego doszło?[/b]

[b]Jeffrey Archer:[/b] Można odnieść sukces bez łutu szczęścia, ale jak się ma ten łut, to wiele on upraszcza. Ja go miałem. Ale szczęściu trzeba pomóc, trzeba pomóc sobie samemu. Pojechałem do Ameryki, gdy ukazał się tam „Kane i Abel”, i naprawdę robiłem bardzo dużo, by zainteresować swoją książką potencjalnych czytelników. Z umiarkowanym powodzeniem. I wtedy Johnny Carson, który miał swój program telewizyjny nagrywany w Kalifornii, ale transmitowany na całe Stany, pokazał 40-milionowej widowni okładkę „Kane i Abla” i powiedział, że jest to najlepsza powieść, jaką przeczytał w ciągu ostatnich dziesięciu lat. I książka od razu poszybowała na szczyt listy bestsellerów.

[wyimek][link=http://empik.rp.pl/szukaj/produkt?author=Jeffrey+Archer&start=1&catalogType=all&searchCategory=all]Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]

[b]Co musiał pan zrobić, by skłonić Carsona do tego?[/b]

Nigdy w życiu go nie spotkałem. A mówiąc szczerze, nie potrafiłbym podłożyć mu swojej książki, wcisnąć jej do tego show. Dzisiaj takie samo miejsce w amerykańskiej telewizji zajmuje Oprah Winfrey. Jeśli przeczyta jakąś książkę, spodoba się jej i powie o tym w swoim programie, będzie to murowany bestseller.

[b]Jak pan sytuuje „Więźnia urodzenia” w swojej twórczości?[/b]

Są ludzie, którzy uważają, że jest to moja najlepsza książka. Ale krytycy nie chcą się z tym zgodzić, uważając, że „Ścieżki chwały” to najlepsze, co wyszło spod mego pióra, natomiast „Więzień urodzenia” istotnie wyróżnia się na tle mego dorobku, ale jako utwór gawędziarski.

[b]Cała historia, którą pan przedstawia w tej powieści, pokazuje, jak wiele zależy od przypadku w naszym życiu.[/b]

Ta książka jest swego rodzaju nową wersją „Hrabiego Monte Christo” Aleksandra Dumasa. Ale myśl, która mi towarzyszyła przy pisaniu, była taka, że pisarz powinien bardzo uważać ze zbiegami okoliczności, żeby czytelnicy nie skarżyli się, że jest ich za dużo, że zbyt często się pojawiają w powieści.

[b]

Na Dumasa powołują się również bohaterowie czy antybohaterowie „Więźnia urodzenia”. Czy jest to dla pana ważny autor?[/b]

Dumas to wielki gawędziarz. Francuzi, którzy są ogromnymi snobami, jeśli chodzi o literaturę, nie potrafili go docenić za życia, a teraz stawiają mu pomniki.

[b]Czy w literaturze anglosaskiej znajduje pan podobnie znakomitego gawędziarza czy opowiadacza?[/b]

Pewien profesor anglistyki z Princeton napisał dla „Washington Post”, że to ja jestem nowym Aleksandrem Dumasem.

[b]To oczywiste, ale czy przed panem był jakiś angielski Dumas?[/b]

Charles Dickens. Choć moja żona – podobnie jak ja, akademik – kocha Dickensa, ale uważa, że wielkim pisarzem to on nie był. Tak to jest, że czytelnicy kochają takich autorów jak Dumas czy Dickens – wielkich gawędziarzy, profesorowie jednak nigdy im tych etykiet z nadrukiem „wielki pisarz” nie dadzą. Ale niech Bóg błogosławi ludziom, nie akademikom, a ludzie kochają gawędę. Niechże akademicy siedzą sobie przy swoich suto zastawionych stołach i ustalają pisarskie wielkości, ale to na szczęście nie oni kupują miliony egzemplarzy książek.

[b]W związku z tym zgodziłby się pan z Umberto Eco, że literatura jest jedynie możliwie pięknym opowiadaniem zajmujących, wymyślanych przez autorów historii. Czyli do pisarza można mieć tylko jedną prośbę, taką jak Eco, który mówił: „Łgaj pięknie, Baudolino”.[/b]

O nie! Literatura to coś całkiem innego. To ciekawe, że w Polsce spotykam się już któryś raz z podobnym pytaniem, jakbyście mieli tu wątpliwość, czy literatura jest w stanie unieść więcej niż ciekawą historię. W Anglii jesteśmy tego pewni: literatura to najwyższa półka sztuki. Z tym że zwracam uwagę – literatura i gawędziarstwo to nie są pojęcia tożsame. Przeciwnie, to zupełnie różne działy. Różnica między nimi jest taka, jak między śpiewem Carusa i Franka Sinatry. Obaj wprawdzie byli z pochodzenia Włochami i obaj śpiewali, ale poza tym to są dwa światy.

[b]Nie lubi pan Sinatry?[/b]

Ależ nie, powiem więcej, bardziej go lubię od Carusa, ale to nie Sinatra był wielkim śpiewakiem, lecz Caruso.

[b]Różnicuje pan język swoich bohaterów, niektóre z postaci w „Więźniu urodzenia” mówią językiem prostackim. Nawet pojawia się wśród nich analfabeta...[/b]

Zadaniem języka jest zasugerowanie czytelnikowi, z kim ma do czynienia. W „Więźniu urodzenia” szkocki prawnik mówi bardzo starannie, w sposób bardzo wyważony, a główny bohater pochodzący z londyńskiego East Endu, czyli dzielnicy biedoty – zupełnie inaczej. Używa innych fraz, inaczej formułuje myśli.

[b]A co z tym analfabetą? Żeni się on wprawdzie z dziewczyną ze swojego środowiska, ale jest ona w końcu sekretarką, tymczasem on nie umie czytać i pisać. Czy zetknął się pan z podobnymi przypadkami?[/b]

Sam jestem podobnym przypadkiem. Moja żona jest profesorem chemii, otrzymała dyplom z wyróżnieniem, a ja, choć mam dyplom, nie uważam się za intelektualistę.

[b]Wtórnym analfabetą też pan na pewno nie jest...[/b]

Mój bohater jest wprawdzie niepiśmienny, ale nie jest głupi.

[b]To prawda, niemniej w XXI wieku w Londynie dorosły człowiek nieznający alfabetu wydaje się jakimś nieprawdopodobnym anachronizmem.[/b]

To wcale nie jest takie szokujące. Facet, który rządzi Formułą 1, jest niepiśmienny, a we współczesnym świecie uchodzi, i słusznie, za człowieka niebywałego sukcesu.

[b]Nie martwi to pana?[/b]

Nie mam zdania na ten temat. Nie mam pojęcia, co siedzi w głowie takiego człowieka.

[b]Gdyby miał pan dzisiaj dwadzieścia parę lat i startował do kariery zawodowej, dokonałby pan tego samego wyboru czy może właśnie spróbowałby czegoś innego, choćby kina?[/b]

Nikt nie chciałby przeżyć swego życia tak jak za pierwszym podejściem. Pytanie podstawowe jest takie, czy w tym swoim drugim życiu miałbym tę wiedzę, jaką mam dzisiaj, czy znów byłbym pustą tablicą do zapisania?

[b]Załóżmy, że nie miałby pan tej wiedzy.[/b]

No to żyłbym podobnie, bo miałem czy mam wspaniałe życie. Byłem członkiem Parlamentu, Izby Lordów, napisałem 14 książek, które przeczytało 300 milionów ludzi... Nie mam prawa się skarżyć.

[b]Czym naprawdę jest pisarski sukces? Niewielu autorom udało się go osiągnąć, panu – tak. A zatem...[/b]

Największy sukces literacki to Nagroda Nobla, największy sukces pisarski to pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”, liście obejmującej największy rynek księgarski na świecie.

[b]Ma pan kompleks Nobla?[/b]

Tak.

[b]

Jak się panu spodobał tegoroczny wybór królewskich akademików ze Sztokholmu?[/b]

Przed wyborem Akademii Królewskiej czasami skłaniam głowę, a czasem pukam się w nią. W sumie to taka sinusoida. Ale w tym roku decyzja była jak najbardziej słuszna, Llosa tę nagrodę powinien otrzymać już dawno temu.

[b]Czy w literaturze anglosaskiej widzi pan kogoś podobnie zasługującego na to wyróżnienie?[/b]

Kimś takim był z pewnością Graham Greene, który został bardzo źle potraktowany przez Komitet Noblowski. Prawdopodobnie dlatego, że sam kiedyś stwierdził, że to, co pisze, to czasami jest literatura, a czasami rozrywka. Bardzo był za to wyznanie krytykowany. Jeśli zaś chodzi o pisarzy współczesnych, to wydaje mi się, że Nagrodę Nobla otrzyma w końcu Salman Rushdie, trzykrotny laureat Bookera.

[b]Jest pan dla mnie mistrzem dialogu, ale czy nasze życie da się przekazać w rozmowach, da się je opowiedzieć? A czy w ogóle pan sam lubi rozmawiać z ludźmi, spotykać się z nimi?[/b]

Bardzo! Uwielbiam konwersacje, to była dla mnie główna zaleta bycia politykiem, właśnie możliwość spotykania wielu różnych ludzi i rozmów z nimi. A w powieści dialog jest siłą napędową. Czytelnik przerzuca strony, podążając za nim. Ale żeby pisać dobre dialogi, trzeba umieć słuchać ludzi, zwracać uwagę na to, jak układają słowa. Aż wyrobi się w sobie zmysł dialogu, który pozwala oddać rytm poszczególnych wypowiedzi. Zawsze przy pisaniu dialogów w swoich książkach przepowiadam sobie poszczególne kwestie, mówię je na głos, chcę je usłyszeć. I dopiero później je zapisuję.

[b]Na ile polityka jest dla pana ważna jako materia, tworzywo pańskich utworów?[/b]

Każdy pisarz powinien pisać o tym, na czym naprawdę się zna. Moja nowojorska edytorka, „Coke” Smith, powiada, że dobrze jest wtedy, kiedy czytelnik w trakcie lektury stale kiwa głową, potwierdzając, że to, co czyta, jest prawdą i on zawsze o tym wiedział, tylko nie potrafił tego ująć w słowa. Ponieważ często piszę o polityce, można założyć, że wiem, o czym piszę. I tak po moich politycznych doświadczeniach jest.

[b]Politycy są dla pana ciekawym środowiskiem?[/b]

Fascynującym. A polityka, proszę mi wierzyć, to jest najsilniejszy narkotyk.

[ramka][srodtytul]Jeffrey Archer [/srodtytul]

(ur. 1940) – jeden z najbardziej poczytnych pisarzy na świecie. Debiutował powieścią „Co do grosza” w 1976 roku. Kolejna – „Kane i Abel” (1979) okazała się wielkim bestsellerem. Także ostatnie jego książki – „Dzienniki więzienne” (pisarz przesiedział dwa lata w więzieniach Jej Królewskiej Mości za kłamstwo pod przysięgą i utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości), „Tajemnica autoportretu” i wydany właśnie nakładem Rebisu „Więzień urodzenia” cieszą się w wielu krajach ogromnym powodzeniem. Był wiceprzewodniczącym partii konserwatywnej, zasiadał w Izbie Gmin. [/ramka]

[b]Rz: Osiągnął pan świetną pozycję na rynku literackim. Czy pan się czasami jeszcze zastanawia, jak do tego doszło?[/b]

[b]Jeffrey Archer:[/b] Można odnieść sukces bez łutu szczęścia, ale jak się ma ten łut, to wiele on upraszcza. Ja go miałem. Ale szczęściu trzeba pomóc, trzeba pomóc sobie samemu. Pojechałem do Ameryki, gdy ukazał się tam „Kane i Abel”, i naprawdę robiłem bardzo dużo, by zainteresować swoją książką potencjalnych czytelników. Z umiarkowanym powodzeniem. I wtedy Johnny Carson, który miał swój program telewizyjny nagrywany w Kalifornii, ale transmitowany na całe Stany, pokazał 40-milionowej widowni okładkę „Kane i Abla” i powiedział, że jest to najlepsza powieść, jaką przeczytał w ciągu ostatnich dziesięciu lat. I książka od razu poszybowała na szczyt listy bestsellerów.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Plus Minus
„Samotność pól bawełnianych”: Być samotnym jak John Malkovich
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Sztuczna inteligencja zabierze nam pracę
Plus Minus
„Fenicki układ”: Filmowe oszustwo
Plus Minus
„Kaori”: Kryminał w świecie robotów
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Plus Minus
„Project Warlock II”: Palec nie schodzi z cyngla