Jeśli ktoś do niedawna miał jeszcze wątpliwości, to teraz ma jasność: w Internecie nie ma tajemnic. Nie istnieje nic takiego jak „bezpieczne archiwum elektroniczne”, nie ma instytucji, która z czystym sumieniem może powiedzieć swoim klientom: u nas wasze informacje są tajne. Sformułowanie „tajemnica korespondencji elektronicznej” z hukiem dołącza do największych oksymoronów, jakie mogą przyjść człowiekowi do głowy, takich jak „humanizm socjalistyczny”, „centralizm demokratyczny”, że nie wspomnę o „piwie bezalkoholowym”. To wszystko przez WikiLeaks, portal, który wszedł w posiadanie ponad 250 tysięcy amerykańskich szyfrówek dyplomatycznych, i jego założyciela Juliana Assange’a, uznawanego za mesjasza wolnego świata albo terrorystę, którego należy się pozbyć – zależy od tego, kto uznaje.
[srodtytul]Larum dla Amerykanów[/srodtytul]
Przecieki z serwisu WikiLeaks są pierwszą tak poważną i wielowątkową konfrontacją między światem tradycyjnego porządku, reprezentowanym przez dyplomację amerykańską, a światem internetowej wolności, chaosu i anarchii, której uosobieniem jest Julian Assange i jego portal. W pierwszej odsłonie tej konfrontacji medialne trąby grały larum dla Amerykanów. I nie chodzi tu o treść tych depesz. W istocie, jak pisał Fareed Zakaria w magazynie „Time”, przecieki pokazują, że „Waszyngton prowadzi mniej więcej taką samą politykę prywatnie, jak deklaruje to publicznie”.
Z korespondencji nie dowiadujemy się niczego, co w zasadniczy sposób zmienia naszą wiedzę na temat polityki amerykańskiej wobec Iranu, Afganistanu, Korei Północnej, Pakistanu, Rosji czy Europy. Timothy Garton Ash przyznał w dzienniku „The Guardian”, że po przeczytaniu niektórych przecieków jego uznanie dla umiejętności analitycznych i przenikliwości amerykańskich dyplomatów wzrosło, a nie osłabło.
Moglibyśmy się niepokoić, gdyby Amerykanie mieli jakiekolwiek złudzenia co do rzeczywistego charakteru państw takich jak np. ich sojusznicy Pakistan czy Arabia Saudyjska. Wśród Polaków ocena Rosji jako państwa zinfiltrowanego przez mafię albo analiza roli Polski w czasie kryzysu gruzińskiego również powinny budzić uznanie. Najwyraźniej Amerykanie trzeźwo patrzą na nasz rejon świata, a jakie wyciągają z tych analiz wnioski i jak się przekładać one będą na politykę USA wobec Polski, Europy, Rosji – to zupełnie inna sprawa.