Trzeba było go wołami ściągać z Dolomitów, by jakoś zareagował na sytuację. Wyszło na jaw, że premier nie wiedział, na jakiej dokładnie podstawie prawnej Rosjanie prowadzili śledztwo i jakie są możliwości prawne międzynarodowego arbitrażu. A na dodatek obcesowość Rosji niemile zaskoczyła lidera PO. Tak zdezorientowanego premiera nie widzieliśmy już dawno.
Minister Jerzy Miller ogłosił w końcu swoją wersję wydarzeń podkreślającą błędy rosyjskiej wieży kontrolnej. W ten sposób Tusk chciał dowieść, że potrafi też pokazać różki Moskwie. Ale aby nauczyć opozycję moresu, doszło do sejmowej debaty, w której premier postanowił odtworzyć z jak największą ostrością antynomie „My konta siły chaosu”. Udało się? Udało. „Tusk oberwał od silniejszego, ale odegrał się na słabszym” – skomentował celnie jeden z blogerów salonu24.
A opozycja? Ta znów zapomniała, że szczególnie wtedy, gdy ma się rację, używanie zbyt mocnych słów odstrasza, a na pewno mniej przekonuje. Dzięki tekstom o „szczytach zaprzaństwa” , „strzelaniu generałowi Błasikowi w tył głowy” lub o tym, że „rząd straszy opozycję łagrami” PO wybrnęła z kryzysu, w jaki wpakowała się w skutek braku politycznego słuchu Donalda Tuska.
Coraz trudniej jednak przychodzi PO wygrzebywać się z kryzysów. Zgryźliwa uwaga marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny, że premier się spóźnił (z reakcją na raport MAK), to wyraźne rzucenie rękawicy wielkiemu Donaldowi, nielubiącemu jak ktoś wypomina mu błędy. Na odsiecz wyruszył natychmiast wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski który oskarżył Schetynę, że uległ histerii. No, tego jeszcze nie grali w sejmowym teatrzyku..
Po raporcie MAK usłyszałem chyba parokrotnie, m.in. od Jana Klaty, żeby zamiast czepiać się raportu MAK, lepiej przypomnieć sobie, jak to w Polsce uznano, że „polski lotnik poleci nawet na drzwiach od stodoły”. Jak to uznano? Kto uznał? Ta efektowna sentencja była lata temu dziełem Bronisława Komorowskiego. Jakoś nikt tego nie chce pamiętać. Ciekawe dlaczego?