Pełna demokracja, po co nam specjaliści, wszyscy wszystko wiedzą. Atmosferę pogarsza również fakt, że prawie każdy, kto zniesie jajko w postaci jakiegokolwiek zdania czy nawet hasła, chciałby, by go czytano, cytowano czy powtarzano. A mało kto podnieca się zwrotami: „różnie bywa", „nie każdy", „nie wiadomo" czy „trzeba pomyśleć".
Żeby nie było wątpliwości, ostatni tydzień był bardzo gęsty: Andrea Mitchell, Frank Blajchman, Bibi Netanjahu i izraelski minister spraw zagranicznych Katz, o imieniu nomen omen Izrael. Jednego z nich by w pełni wystarczyło. Oczywiście premier Mateusz Morawiecki słusznie odwołał udział Polski w szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu, który tak czy owak nie był najlepszym pomysłem. Słusznie też wyrażano oburzenie, niesmak i gorycz po wypowiedzi Netanjahu i Katza. To, co jednak przetacza się teraz przez internet, zakrawa na szaleństwo. Pół wieku temu, za przykładem ZSRS, nie używało się słowa na „Ż", a zastępowano je ksywką „syjonista". Wtedy też przedwojenni uprzejmi ludzie (chyba z Galicji), nie chcący nikogo obrażać, używali zwrotu „Palestyńczyk", inni zaś, gotowi nawet użyć słowa „Żyd" w neutralnym kontekście emocjonalnym, zniżali jednak głos. Teraz, na szczęście, to słowo stało się takie samo jak każde inne.
Nie mam ani Twittera, ani Instagrama, nie wiem nawet, co to jest ten słynny „mem". Mam konto na Facebooku, do którego nie zaglądam codziennie i gdzie mam około dwustu „friends" znających język polski, z których wszyscy wydają się być bardzo miłymi ludźmi. Czasami jednak mam wrażenie, że jestem w ciemnym lesie, otoczona wyjącymi wilkami i nie mam dokąd uciec. A to dlatego, że wielu moich miłych znajomych powtarza – krytycznie najczęściej – wycia innych wilków.
Wiele lat temu pracowałam w Nowym Jorku ze schizofrenicznymi dziećmi i wiele się wtedy nauczyłam. Jedno z nich, Mark, chłopiec najbardziej nieprzystosowany, a jednocześnie najmilszy, mógł w ulewnym, zimnym deszczu krzyknąć: – Jak pięknie! – Gdzie? Co ty mówisz? – Wyobraź sobie tylko – odpowiadał Mark – że nie jest zimno, nie pada, słońce świeci – i od razu zobaczysz, jak jest pięknie.
Inny zaś, Andy, umiał wypatrzyć najmniejszą nawet psią kupę daleko pod drzewem i krzyczeć, że musi wracać do domu, bo tu jest tak obrzydliwie. Ludzie są różni. Od kilku więc dni czytam, że: plują nam w twarz, plują do talerza, z którego jedli, niewdzięcznicy, potężne siły, to nie jest przypadek, światowy spisek, Hannah Arendt, pseudopatrioci, żydofile, Judenraty, ojciec premiera Szamira, brat Michnika, komuniści, trzeba zająć stanowisko, żydowscy konfidenci, Stella Kübler, Adam Czeniakow, Chaim Rumkowski, jak długo można? Masoneria, Żegota, zamordowani, uratowani, zamordowani za ratowanie, uratowani, którzy stali się mordercami i tak dalej, a przytaczam tu tylko zwroty cenzuralne. Uderzające jest to, że to już wszystko było, i to nieraz, że nic nowego się w tym roku nie pojawiło, ale gorączka wzrasta.