Zapiski polityków fałszowane i fryzowane

Mało kto oprze się pokusie publikacji dzienników ludzi władzy, zwłaszcza tych najgorszych. Nawet jeśli do końca nie wiadomo, kto je napisał

Publikacja: 12.03.2011 00:01

Zapiski polityków fałszowane i fryzowane

Foto: Fotorzepa, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Zło jest ciekawsze od dobra, prawda? Nawet w literaturze, zwłaszcza w literaturze, bo jak inaczej tłumaczyć popularność takich dzieł jak dzienniki polityków. Zwłaszcza złych polityków, czyli zdecydowanej większości. Są oczywiście różnice między, powiedzmy, Tonym Blairem, Wojciechem Jaruzelskim i Benito Mussolinim, ale ich wspomnienia w chwili publikacji stają się równie łakomym kąskiem dla czytelników, którzy wierzą, że w słowach głównych aktorów najważniejszych wydarzeń współczesności odnajdą odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

Gazeta „Libero" rozpoczęła właśnie publikację dzienników Mussoliniego, a Włosi po raz kolejny dokonują egzegezy dorobku politycznego i kryminalnego Duce, zastanawiając się, jak to możliwe, że miliony poważnych ludzi uwierzyły postaci, która od lat buja gdzieś na granicy gatunków, gdzieś między obyczajowym wodewilem z klaunem w roli głównej i politycznym thrillerem o faszystowskim psychopacie. Najciekawsze, że gazeta „nie przesądza o autentyczności" wspomnień Mussoliniego, innymi słowy, możliwe, że to, co opublikuje „Libero" w najbliższych tygodniach, nie jest zapisem myśli autora, tylko nie wiadomo czym. To oczywiście nie przeszkadza czytelnikom emocjonować się zapiskami Duce, a niektórym nawet wierzyć, że pomogą one Włochom lepiej zrozumieć własną historię.

Na początek dobrze byłoby jednak, żeby wypowiedzieli się grafolodzy i biografowie Mussoliniego, którzy jak dotąd nie są w stanie ostatecznie potwierdzić, czy wspomnienia są autentyczne. Przypomina to sytuację sprzed prawie 30 lat, kiedy niemiecki tygodnik „Stern" padł ofiarą najsłynniejszej mistyfikacji w historii literatury pamiętnikarskiej. W 1981 roku Stern zakupił 62 tomy rzekomych pamiętników Hitlera. Po szczegółowych analizach kilku doświadczonych historyków, autorytetów w dziedzinie III Rzeszy, potwierdziło wiarygodność dzienników, a w 1983 roku, hucznie ogłoszono ich publikację. Ciekawe, że jednym z nielicznych sceptyków co do autentyczności zapisów był brytyjski historyk David Irving, znany później jako „negacjonista Holokaustu" i osoba „kompletnie pozbawiona wiarygodności" (według orzeczenia sądu angielskiego z 1996 roku). Podczas prezentacji dzienników Irving wdarł się na konferencję prasową „Sterna" i pokazał światu własne fotokopie sfałszowanych zapisków Hitlera, które zakupił – jak twierdził – z tego samego źródła co „Stern". Na nieszczęście redakcji nikt mu nie uwierzył.

Na swoje własne nieszczęście z kolei Irving tydzień później zwołał kolejną konferencję, na której wycofał swoje poprzednie zastrzeżenia i uznał, że tekst jest jednak autentyczny. Nieprzychylni mu krytycy twierdzili, że Irving zmienił zdanie, bo we wspomnieniach przekazanych „Sternowi" nie było ani słowa o Holokauście, co wspierało jego ówczesną tezę, że Hitler nic nie wiedział o zagładzie Żydów. Te dywagacje przestały mieć jakiekolwiek znaczenie kolejny tydzień później, gdy historycy z niemieckiego Archiwum Federalnego orzekli, że rzekomy dziennik Hitlera jest „groteskowo powierzchownym fałszerstwem". Nic się w nim nie zgadzało: papier i atrament pochodziły z czasów współczesnych, rzekome przemyślenia Hitlera były fragmentami jego przemówień, a autorem całości okazał się Konrad Kujau, znany policji oszust ze Stuttgartu. Kujau i Gerd Heidemann, dziennikarz „Sterna", który organizował transakcję, zostali skazani na 42 miesiące więzienia, ale nigdy nie odzyskano pieniędzy, które niemiecki tygodnik zapłacił za publikację. Oprócz gotówki naczelny „Sterna" stracił pracę, a kilku historyków, którzy wsparli swoim autorytetem autentyczność „dzienników Hitlera" – reputację.

Autor najlepszy, gdy nie żyje

Historia „sprzedawania Hitlera" (pod tytułem „Selling Hitler" brytyjski autor Robert Harris opisał całą historię) jest wyjątkowa, jednak kwestia autentyczności zapisków jest kluczowa, jeśli chcemy rozmawiać na temat dzienników i wspomnień polityków. – Nie chodzi o to, czy autor przekazuje osobiste przekonania, i koloryzuje rzeczywistość, bo każde wspomnienia są subiektywne – mówi historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego i IPN profesor Antoni Dudek. – Podstawowe pytanie dla historyka i badacza wspomnień jako źródła brzmi, czy zapiski są autentyczne i opisują sytuację, jaką widzi go autor w momencie pisania. W każdych wspomnieniach najważniejsza wątpliwość dotyczy uzupełnień, odpowiedzi na pytanie, czy autor napisał coś tuż po fakcie czy nie.

– Idealny autor dzienników to postać, która już nie żyje – mówi prezes wydawnictwa Iskry Wiesław Uchański, który publikował m.in. dzienniki Stefana Kisielewskiego, Mieczysława Rakowskiego, Krzysztofa Mętraka, Zygmunta Mycielskiego. – Np. dzienniki Kisiela zostały spisane z jego notatek, których on sam nie tylko, że nie poprawiał po napisaniu, ale w ogóle ich nigdy nie czytał. Podobnie Krzysztof Mętrak.

Taki postulat wobec polityków, zwłaszcza żyjących, jest raczej nierealny. Każde wspomnienia podpisane przez byłego polityka (bo wspomnienia piszą raczej „byli") są próbą obrony własnej, niekiedy nawet aktem politycznym mającym wpływ na zachowania wyborców. Np. głośne niedawno wydane wspomnienia Tony'ego Blaira „A Journey" wywołały polityczną burzę w Wielkiej Brytanii nie tylko ze względu na treść („Blair przepisuje historię, patrzy na świat przez tylne lusterko z punktu widzenia człowieka, którzy sprzedał się Bushowskim neokonserwatystom i nauczył się śpiewać w ich chórze" – grzmiała komentatorka dziennika „The Guardian"), ale również na termin wydania: książka ukazała się w czasie wyborów lidera Partii Pracy i opinie Blaira z pewnością mogły wpłynąć na decyzje wyborców.

Czy takiego majstrowania przy wspomnieniach da się uniknąć? – Są dwa rodzaje tekstów – mówi Wiesław Uchański. – Dziennik w przeciwieństwie do wspomnień to jest zapis emocji. Ale jest bardzo niewielu polityków, którzy mają wystarczająco dużo odwagi, by takimi emocjami dzielić się z czytelnikiem. Co widać doskonale w dzisiejszej odmianie dzienników, czyli blogach. Prowadzi je większość polityków, ale to nie są zwykle intymne zapiski prowadzone z niejasnym zamiarem wydania kiedyś w przyszłości, tylko teksty polityczne tworzone z zamiarem oddziaływania na innych. To są wystąpienia publiczne skierowane do elektoratu. Jedyne co je różni od wystąpień na żywo, to fakt, że w sieci zostają na zawsze.

Mowa obronna

Jednym z polskich polityków od lat walczącym o własny wizerunek jest generał Wojciech Jaruzelski.

– Generał Jaruzelski wydał wiele wspomnień, które w zasadzie sprowadzają się do jednego – jest to jego mowa obronna dla potomnych – mówi profesor Dudek. – Niestety, ta mowa nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością i na nieszczęście autora to akurat łatwo sprawdzić, wystarczy skonfrontować to, co mówi, z dokumentami.

Pytam Wiesława Uchańskiego, czy Iskry byłyby zainteresowane wydaniem kolejnej odsłony zapisków generała. – Jeśli zawierałyby one nowe fakty czy oceny, to na pewno byłbym chętny rozmawiać o takiej publikacji.

– Generał Jaruzelski z pewnością dysponuje ogromną wiedzą na temat współczesnej historii Polski, tylko nie chce się nią dzielić – mówi Antoni Dudek. – A jest przecież mnóstwo historii, gdzie jego zapiski z dziennika, o ile takowy istnieje, mogłyby pomóc historykom. Podam taki przykład: na przełomie kwietnia i maja 1988 r. Jaruzelski zgodził się, by jeden z jego ludzi rozpoczął dialog z Wałęsą. Dwa dni później nastąpiła pacyfikacja huty im. Lenina dokonana w bardzo brutalny sposób. Co takiego zmieniło się przez te dwa dni w okolicznościach politycznych albo w myśleniu generała, że doszło do pacyfikacji? To jest ciekawe pytanie dla historyka, na które Jaruzelski mógłby odpowiedzieć. Ale odpowiedzi nie ma.

Antoni Dudek uważa, że w przeciwieństwie do wspomnień Jaruzelskiego wiarygodnym źródłem dla historyka są dzienniki Mieczysława Rakowskiego. – Zasadniczy korpus tego tekstu jest autentyczny i jest to bardzo ważne źródło historyczne – mówi Dudek – choć moim zdaniem również w tym wypadku mamy do czynienia z uzupełnianiem i redagowaniem tekstu po faktach. Np. w zapiskach z 31 sierpnia 1980 roku Rakowski pisze słowo „Solidarność" przez duże S. W tamtym dniu nie mógł tak pisać, bo wówczas związku jeszcze nie było, powstał trzy tygodnie później. W przypadku Rakowskiego oczywistą trudność sprawia również fakt, że autor sporządzał swoje notatki na maszynie.  Ale generalnie jest to bardzo ciekawy i ważny dokument dla historyka.

Krytycy wielu wspomnień i dzienników politycznych zarzucają ich autorom nie tylko koloryzowanie historii i własnej w niej roli, ale również żałosny poziom literacki. Jeden z brytyjskich komentatorów uznał wspomnienia premier Margaret Thatcher za „skrajnie nieporadne" i „pisane językiem posiedzeń rządowych". Krytycy Tony'ego Blaira mieli używanie, cytując co bardziej nieporadne stylistycznie kawałki z jego książki (w przeciwieństwie do pani Thatcher Tony Blair  naprawdę sam ją napisał, a nie tylko zredagował, co i tak jest ewenementem), ale – jak mówi Wiesław Uchański – w tego typu literaturze czytelnik nie szuka przede wszystkim wartości literackich. – Owszem, zdarzają się tacy autorzy jak Churchill, którzy za swoje pisarstwo otrzymują literacką Nagrodę Nobla, ale to są wyjątki – mówi Uchański. – Co nie znaczy, że tego typu dzieła muszą być pozbawione wszelkich walorów literackich – nie przekreślałbym tego nawet u Mussoliniego. Tu można pewnie liczyć na prostotę zapisu, bezpośredniość. Pamiętam wspomnienia cara Mikołaja II – nieskomplikowanie duszy autora budziło w nich jakąś sympatię. Np. gdy pisze, jak wielką niespodziankę sobie dzisiaj urządził, bo zamknął się w toalecie i nie mógł wyjść...

Nie wierz kochance

W tego typu konkurencji Mussolini będzie miał problemy z pokonaniem swojej kochanki Claretty Petacci, której wspomnienia z lat 1932 – 1938 opublikowano we Włoszech pod koniec 2009 roku. Dziennik Petacci jest w istocie zapisem obsesji autorki na punkcie Mussoliniego, jej zazdrości, fascynacji osobą dyktatora, a przede wszystkim operetkowych historii z alkowy, które dziś pasowałyby bardziej do serwisów plotkarskich niż do relacji faktograficznych skupionych bądź co bądź na postaci faszystowskiego dyktatora.

Zwykle biografie albo wspomnienia na temat znanych postaci historycznych pisane przez ich rodziny czy kochanków nie są wiarygodne

Włosi traktują je jednak – podobnie zresztą jak obecną publikację dzienników Mussoliniego – nie tylko jako źródło plotek, ale też okazję do konfrontacji z własną historią i dzisiejszą polityką Włoch. Dla lewicy każde wspomnienie o Mussolinim to próba rewizji historii, dla prawicy – okazja do ataku na komunistów. –  Nie mam żadnych wątpliwości natury moralnej czy etycznej na temat wydawania dzienników takich ludzi jak Hitler czy Mussolini – mówi Uchański. – Nie widzę przeszkód w wydaniu dzienników nawet najbardziej kontrowersyjnego polityka. Kiedyś poważnie rozważaliśmy wydanie pamiętników Pinocheta, zrezygnowaliśmy nie ze względów etycznych czy politycznych, tylko dlatego, że to było zbyt obszerne dzieło. Jedynym warunkiem koniecznym do wydania dzienników jest pełna wiarygodność zapisków. Oczywiście współcześnie wartość takich dzienników zależy również od ich „oprzyrządowania": wydawanie bez przypisów czy komentarza nie ma sensu, zwykle kontekst zdarzeń ucieka i trzeba go przypomnieć w redakcji książki.

Dla żyjącej w ciągłej zazdrości o kochanka Petacci dziennik był zapewne formą psychoterapii, a nie próbą tworzenia własnego wizerunku dla potomnych, dlatego kolejne tomy jej wspomnień mogą być ciekawe nie tylko dla poławiaczy anegdot o życiu erotycznym Mussoliniego, ale również dla historyków. Zwykle jednak biografie albo wspomnienia na temat znanych postaci historycznych pisane przez ich rodziny czy kochanków nie są wiarygodne. Wiesław Uchański wspomina spotkanie z synem Bolesława Bieruta, który przyszedł do niego z dziennikami ojca. Bierut pisał dzienniki do śmierci Stalina. – Do 1953 roku to były głównie zachwyty nad Stalinem – mówi Uchański. – Potem zapewne miał problem, bo nie wiadomo było, nad kim można się bezpiecznie zachwycać. Nie zdecydowałem się na publikację tych wspomnień, bo nie były ciekawe. Miałem wrażenie, że Bierut pisał je ze świadomością – zapewne słuszną – że ktoś je na bieżąco czyta. Ciekawa była natomiast reakcja syna. Gdy mu powiedziałem, że te zapiski średnio mi się podobają, to syn odparł: „Rozumiem, pana pewnie też razi, że ojciec był myśliwym i lubił polować".

Bezkrytyczny stosunek dzieci wobec rodziców nie musi jednak dyskwalifikować ich dzieła, np. jedną z poważnych historycznych biografii politycznych Berii napisał jego syn Sergo. Autor nie kryje, że występuje w roli obrońcy, jednak dzięki niezwykłemu darowi obserwacji, pamięci i umiejętnościom analizy politycznej książka Sergo o ojcu jest znakomitym źródłem poznania zwłaszcza podskórnych konfliktów w radzieckiej partii komunistycznej, o których tak niewiele wiemy. Tego typu książki są tym bardziej cenne, że o niektórych najbardziej kontrowersyjnych postaciach historycznych po prostu niewiele wiadomo.

– Skontaktowałem się ze znawcą problematyki ukraińskiej, by porozmawiać na temat publikacji biografii Stefana Bandery – mówi Wiesław Uchański.

– Chciałbym, żeby była to rzetelna i, na ile to  możliwe, obiektywna biografia. A mój rozmówca na naszym pierwszym spotkaniu mówi: na świecie nie ma żadnej solidnej biografii Bandery. Kilkadziesiąt lat po jego śmierci ani na Zachodzie, ani na Ukrainie, ani w Polsce nikt nie napisał biografii jednej z najbardziej fascynujących postaci historii naszego regionu. Historycy, którzy chcą dostępu do autentycznych źródeł, wiedzą, że archiwa dotyczące danej osoby (tak jest w przypadku Bandery) są zamknięte i takimi pozostaną jeszcze jakiś czas. Oni po prostu odmawiają pisania. Niektórzy piszą teksty publicystyczne na temat Bandery, ale przy braku źródeł nikt poważny nie zdecyduje się  na napisanie pełnej biografii, bo narazi na szwank swój prestiż historyka.

Pod kluczem rodziny

Prof. Dudek wskazuje na inny ważny powód braku dostępu do niektórych źródeł: – Istnieje kilka dzienników, do których dostęp jest zastrzeżony przez rodzinę, np. z tego powodu nie ukazały się dotąd zapiski doradcy generała Jaruzelskiego Wiesława Górnickiego, które z pewnością byłyby bezcennym źródłem wiedzy historycznej. Moim zdaniem najbardziej znaczącym brakiem na drodze do zrozumienia polskiej historii współczesnej jest nieobecność dzienników prymasa Stefana Wyszyńskiego. Wiemy, że prymas takie dzienniki prowadził, ale na ich publikację z wyjątkiem kilku fragmentów nie zgadza się kard. Józef Glemp. Nie wiem zresztą, na jakiej podstawie prawnej kontroluje tę publikację, ale tak jest.

Dzienniki Mussoliniego mogą być autentyczne albo nie, ale postać ich (domniemanego?) autora wywołuje tak ogromne emocje, że publikacja zapewne przyniesie wydawnictwu sukces finansowy, chyba że – czego nie wypada życzyć nikomu – skończy się wpadką jak w historii „Sterna". – Fałszerstwo pamiętników Hitlera powinno wszystkich nas nauczyć szczególnej ostrożności w obcowaniu z takimi źródłami – przestrzega Antoni Dudek. Ale to chyba płonna nadzieja. Zwłaszcza w przypadku tak kontrowersyjnych i znaczących dla swoich narodów postaci jak Mussolini czy Hitler perspektywa dotarcia do wnętrza osoby, zrozumienia jej motywacji czy choćby poznanie nieznanych wcześniej faktów z życia są na tyle kusząca, że mało kto zrezygnuje z publikacji ich dzienników. Nawet jeśli nigdy do końca nie wiadomo, kto je napisał.

Zło jest ciekawsze od dobra, prawda? Nawet w literaturze, zwłaszcza w literaturze, bo jak inaczej tłumaczyć popularność takich dzieł jak dzienniki polityków. Zwłaszcza złych polityków, czyli zdecydowanej większości. Są oczywiście różnice między, powiedzmy, Tonym Blairem, Wojciechem Jaruzelskim i Benito Mussolinim, ale ich wspomnienia w chwili publikacji stają się równie łakomym kąskiem dla czytelników, którzy wierzą, że w słowach głównych aktorów najważniejszych wydarzeń współczesności odnajdą odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

Gazeta „Libero" rozpoczęła właśnie publikację dzienników Mussoliniego, a Włosi po raz kolejny dokonują egzegezy dorobku politycznego i kryminalnego Duce, zastanawiając się, jak to możliwe, że miliony poważnych ludzi uwierzyły postaci, która od lat buja gdzieś na granicy gatunków, gdzieś między obyczajowym wodewilem z klaunem w roli głównej i politycznym thrillerem o faszystowskim psychopacie. Najciekawsze, że gazeta „nie przesądza o autentyczności" wspomnień Mussoliniego, innymi słowy, możliwe, że to, co opublikuje „Libero" w najbliższych tygodniach, nie jest zapisem myśli autora, tylko nie wiadomo czym. To oczywiście nie przeszkadza czytelnikom emocjonować się zapiskami Duce, a niektórym nawet wierzyć, że pomogą one Włochom lepiej zrozumieć własną historię.

Na początek dobrze byłoby jednak, żeby wypowiedzieli się grafolodzy i biografowie Mussoliniego, którzy jak dotąd nie są w stanie ostatecznie potwierdzić, czy wspomnienia są autentyczne. Przypomina to sytuację sprzed prawie 30 lat, kiedy niemiecki tygodnik „Stern" padł ofiarą najsłynniejszej mistyfikacji w historii literatury pamiętnikarskiej. W 1981 roku Stern zakupił 62 tomy rzekomych pamiętników Hitlera. Po szczegółowych analizach kilku doświadczonych historyków, autorytetów w dziedzinie III Rzeszy, potwierdziło wiarygodność dzienników, a w 1983 roku, hucznie ogłoszono ich publikację. Ciekawe, że jednym z nielicznych sceptyków co do autentyczności zapisów był brytyjski historyk David Irving, znany później jako „negacjonista Holokaustu" i osoba „kompletnie pozbawiona wiarygodności" (według orzeczenia sądu angielskiego z 1996 roku). Podczas prezentacji dzienników Irving wdarł się na konferencję prasową „Sterna" i pokazał światu własne fotokopie sfałszowanych zapisków Hitlera, które zakupił – jak twierdził – z tego samego źródła co „Stern". Na nieszczęście redakcji nikt mu nie uwierzył.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą