Słuchałam niedawno przemówienia Isabeli Allende, chilijskiej pisarki. Sama, jak wynika z przemówienia, jest bliska ruchowi feministycznemu, jednak styka się z młodzieżą, która uważa, że ten ruch nie ma już nic do powiedzenia. Dzisiejsi młodzi nie są przecież z ducha walki. Egzystują w świecie wirtualnym, można zapuścić się tam, gdzie wskaże wyobraźnia. Są obywatelami świata, nie wstając z krzesła. Jednocześnie świadomi, że realny świat w każdym zakątku jest dla nich dostępny i zależy tylko od pieniędzy. Pieniądze natomiast zarabiać można też wirtualnie, wystarczy zainteresować sobą wielką liczbę osób. Dlaczego więc mieliby się skupiać na strukturach skrawka ziemi zwanego ojczyzną?
Wtedy jako odpowiedź przychodzą do głowy najprostsze wartości jak patriotyzm, jak praworządność, jak konstytucja. Kiedyś zapytała mnie o to osoba, której już sam styl bycia i ubiór zdradzał kulturową przynależność do liberalnej lewicy. Była też uczestniczką demonstracji, ale nie mogła na to namówić swoich dorosłych dzieci. Krótko mówiąc, nic ich to nie obchodzi. Kobieta zapytała mnie, co moim zdaniem się stało. Nie było mi łatwo odpowiedzieć, jak widzę ten cały proces zobojętnienia. A widzę tak: kto wychowywał młodzież w przekonaniu, że patriotyzm to zbieranie psich kupek, a wielkie pojęcia i sztandary to „narracja" tylko narodowców? Kto w ramach rodzącej się przedsiębiorczości popierał konsumpcyjne kicze, kto wychowywał sam siebie i swoje dzieci na haśle „pomyśl najpierw o sobie"?
Liberalizm połączył się z konsumpcjonizmem. Idea z handlem. Kiedy krytykowałam zalew reklam, byłam uznana za wsteczną i konserwatywną. A kiedy mówiłam: wychowujecie człowieka uzależnionego od posiadania, pukano się palcem w czoło. Dlaczego ci młodzi mają stać i krzyczeć „konstytucja", kiedy nie przyniesie to wymiernych korzyści? Dlaczego mają stać na placach do nocy, kiedy rano muszą świecić uśmiechem i odnosić sukcesy? Bo w czym, jak nie w propagandzie sukcesu zostali wychowani? Przecież muszą wygrać. Muszą być numerem jeden. Tego się nie da zrobić z głową zajętą demonstrowaniem. Tego się nie da zrobić z podkrążonymi oczami, z bólem nóg po wielogodzinnym marszu. Jak mają połączyć w głowach odśpiewywanie hymnu i powiewanie flagami, kiedy to przecież konserwatywny obciach?
Kup sobie ten krem. Jesteś tego warta. Kup go dla samej siebie. Bądź dla siebie, żyj dla siebie. Patrz, jakie pieniądze zarabiają ci, którzy nie myślą o jakości, tylko o ilości. Odrzuć konserwatywne pojęcie „pracy" jako etosu. Zarabiaj, jak się da. A da się tylko wtedy, jeśli twoje horyzonty kończą się na czubku twojego nosa.
Mogę tak pisać jeszcze i jeszcze. Czy idea liberalizmu wchłonęła komercję i konsumpcję czy odwrotnie – nie wiadomo, ale to też nie ma wielkiego znaczenia. Ukształtowano człowieka pozbawionego szacunku do wyższych wartości. Stało się to w epoce, która daje szanse ucieczki od świata realnego. To właśnie powiedziałam matce 20-latki, kobiecie ubranej w podarte dżinsy, z różową na wpół ogoloną głową. Kto jest winien obojętności jej córki wobec stanu ojczyzny? Ona, ja, my jesteśmy winni. Myślę oczywiście o tej części, która wychowywała konsumpcyjno-liberalnie, a dziś się dziwi rezultatom.