Europa nie będzie broniła Izraela

Z Alainem Finkielkrautem rozmawia Piotr Zychowicz

Publikacja: 10.09.2011 01:01

Europa nie będzie broniła Izraela

Foto: AP

Co pan myśli, gdy słyszy, że Izrael jest rasistowskim państwem apartheidu?

Alain Finkielkraut:

Obsesja, jaką lewicowcy – francuscy czy szerzej, zachodnioeuropejscy – mają na punkcie Izraela, bardzo mnie przejmuje. To naprawdę poważny problem, powiem więcej: to skandal. Obecnie reżim syryjski brutalnie niszczy, topi we krwi prodemokratyczną rewolucję własnych obywateli. Kraj ten jest areną dantejskich scen. Wojsko i siły bezpieczeństwa pacyfikują całe miasta przy użyciu czołgów i artylerii. Także Palestyńczycy w Syrii traktowani są dużo bardziej brutalnie, są represjonowani dużo ostrzej niż Palestyńczycy na ziemiach okupowanych przez Izrael. Tymczasem w Europie nie widzimy żadnej wielkiej mobilizacji obrońców praw człowieka przeciwko krwawemu reżimowi Baszara Asada. Wzburzenie wzbudza tylko Izrael. Lewica urządziła niedawno kolejną wymierzoną w niego krucjatę, jaką jest Flotylla Wolności. Krucjatę, która jest o tyle absurdalna, że ostatnio blokada Strefy Gazy została znacznie osłabiona.

Skąd te podwójne standardy?

Izrael stał się pewnego rodzaju kozłem ofiarnym, którego obwinia się za wszelkie zło na ziemi. Ta obsesja nie ma nic wspólnego z racjonalną krytyką izraelskiej polityki, jak próbuje się nam wmówić. Uważam zresztą, że taka krytyka jest usprawiedliwiona, a nawet potrzebna. Od 30 lat powtarzam, że państwo palestyńskie powinno powstać obok państwa żydowskiego. Wzywam Izrael do podjęcia negocjacji pokojowych i krytykuję jego błędy. Ale robienie z Izraela jakiegoś diabła, szatana naszych czasów, nazywanie Izraela państwem państwowego rasizmu – to coś zupełnie innego. To próba ubrania w szaty „krytyki Izraela" antysemityzmu najczystszej wody.

To chyba jednak antysemityzm nowego typu.

Właśnie starego. To raczej powrót do odwiecznych antysemickich tradycji. Już w starożytności zarzucano Żydom, że chcieli się separować od reszty społeczeństwa. Że cenią swoją rasę, że nie chcą się mieszać i asymilować z otoczeniem, do którego byli rzekomo nastawieni wrogo. Stąd miała się brać obcość tego narodu. Dzisiaj mamy do czynienia z pewnego rodzaju aktualizacją tego antycznego zarzutu skierowanego do Żydów. Znowu możemy przecież usłyszeć o Żydach rasistach, którzy chcą się separować od Arabów i budować jednolite rasowo społeczeństwo. Przez wiele lat walczyliśmy z antysemityzmem rasistowskim, teraz czeka nas trudniejsze zadanie walki z antysemityzmem antyrasistowskim.

Przez wiele lat antysemityzm był przypisywany prawicy. Dziś jest obsesją lewicy. Jak do tego doszło?

Antysemityzm nigdy w historii nie był domeną skrajnej prawicy. Skrajna lewica także była antyżydowska. Dopiero niedawno europejska lewica dokonała olbrzymiego wysiłku intelektualnego, żeby ze swojego antykapitalizmu pozbyć się wątku antysemickiego. Według pierwotnego lewicowego dyskursu w czasach Karola Marksa to właśnie Żydzi byli bowiem w dużej mierze kreatorami i beneficjentami znienawidzonego kapitalizmu. Nawiasem mówiąc, ma pan rację, twierdząc, że antysemityzm jest dziś obsesją lewicy. Nie oznacza to jednak, że skrajna prawica pozostaje w tyle. Weźmy choćby węgierską nacjonalistyczną partię Jobbik. Ugrupowanie jest otwarcie propalestyńskie. Popiera Hamas i walczy z Izraelem.

Jednym ze stałych elementów antyizraelskiego dyskursu jest oskarżanie tego państwa o kolonializm wobec Palestyńczyków. Czy to także powiązane jest z ideologią lewicy, która używa swojego starego języka do opisania nowych wrogów?

Oczywiście. Ale jest to analogia zupełnie chybiona. Bo żeby były kolonie, to przecież gdzieś daleko musi być jakaś metropolia. Tymczasem Izrael i palestyńskie ziemie okupowane są obok siebie, te terytoria są ze sobą sczepione. Wystarczy spojrzeć na mapę, by zrozumieć, że nie ma tu mowy o żadnym kolonializmie. To lewicowa klisza, którą próbuje się zastosować wobec zupełnie innej sytuacji. Izraelczycy i Palestyńczycy są na siebie skazani. Ta sytuacja nie ma nic wspólnego z imperiami kolonialnymi Wielkiej Brytanii czy Francji. Palestyna to nie Indie ani Algieria. To nie nieodległe terytorium zamorskie. To sąsiad, z którym należy sobie ułożyć jakoś stosunki. Niestety, lewica całkowicie ignoruje fakty i woli się poruszać w sferze swoich wyobrażeń.

Pyta pan, gdzie jest metropolia. Jak to gdzie? To Stany Zjednoczone.

A tak, oczywiście – to kolejna oklepana teoria lewicy. Izrael jako kraj idący na pasku tych okropnych amerykańskich imperialistów, baza Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie. Ale znowu widzę poważne luki w tym rozumowaniu. Ci sami ludzie bez mrugnięcia okiem będą bowiem pana przekonywać, że polityka zagraniczna USA kierowana jest przez lobby żydowskie z Waszyngtonu i Nowego Jorku. No to albo, albo. Albo Izrael jest zabawką Amerykanów, albo Amerykanie są zabawką w rękach Żydów. Logika nigdy nie była mocną stroną lewicowych krytyków państwa żydowskiego, ale warto by jednak było na coś się zdecydować.

Mówi pan, abyśmy porozmawiali o faktach. Proszę bardzo. Izrael zbudował mur, którym oddzielił się od Zachodniego Brzegu Jordanu. Traktuje Arabów jak obywateli drugiej kategorii, cały czas słyszymy o kolejnych represjach i szykanach. Czy naprawdę uważa pan, że Izrael nie łamie praw człowieka?

Powtarzam: prawa człowieka są gwałcone w sposób o wiele bardziej okrutny i masowy w wielu miejscach. Chińczycy łamią je w Tybecie, a w większości krajów arabsko-muzułmańskich sytuacja pod tym względem jest wręcz dramatyczna. Nawet nie ma co tego porównywać z tym, co dzieje się w Izraelu. A mimo to na każdym kroku możemy usłyszeć – choćby podczas słynnych konferencji Durban i Durban II – że państwem, które łamie prawa człowieka na największą skalę na świecie, że największym światowym szwarccharakterem jest państwo żydowskie. Izrael jest używany przez światowe dyktatury jako narzędzie, które pozwala im odwrócić uwagę od swoich własnych, znacznie większych, zbrodni.

Ale czy to, że świat jest miejscem pełnym przemocy i hipokryzji, usprawiedliwia wszelkie działania Izraelczyków?

Dobrze, zgadzam się. Izrael nie radzi sobie najlepiej z tą sytuacją. Dochodzi do wielu niepokojących zjawisk. Izrael powinien bardziej zaangażować się w negocjacje z Palestyńczykami, dążyć do podpisania porozumienia pokojowego i zamknięcia wreszcie tego konfliktu, co uśmierzyłoby cierpienia wielu ludzi. Ale weźmy na przykład postulat prawa powrotu dla palestyńskich uchodźców z 1948 roku i ich dzieci. Przecież chodzi obecnie o ponad 4 miliony ludzi! Gdyby Izrael rzeczywiście się zgodził, by ludzie ci mogli wrócić, byłaby to decyzja samobójcza. Większością w tym kraju staliby się bowiem Arabowie i zapewne szybko przejęliby władzę. Nawet przy założeniu, że taki arabsko-żydowski twór by jakoś funkcjonował, to sama ta koncepcja jest absurdalna. Izrael powstał bowiem właśnie po to, by Żydzi mieli  swoje państwo.

To jak powinno wyglądać załatwienie tej sprawy?

Palestyńczycy, którzy są obecnie na wygnaniu w innych krajach, mogą mieć prawo powrotu do przyszłej Palestyny. I Izraelczycy powinni im w tym pomóc. W zamian za to powinni ewakuować bezwarunkowo żydowskie osiedla na terytoriach okupowanych. To droga do rozwiązania konfliktu – dwa państwa dla dwóch narodów.

Izraelczycy jednak specjalnie się nie palą do tego rozwiązania.

Proszę spróbować ich zrozumieć. W 2005 roku poszli na ustępstwa i wycofali się z palestyńskiej Strefy Gazy. Nie ma tam już żadnego osiedla żydowskiego. Co dostali w zamian? Na terytorium tym władzę przejął Hamas i na Izrael sypią się stamtąd rakiety. Wcześniej wycofali się z południowego Libanu. Co dostali w zamian? Sytuację na tym terytorium kontroluje szyicka organizacja Hezbollah, której głównym zajęciem jest atakowanie Żydów. Doświadczenie Libanu i Strefy Gazy przyczyniło się do znacznego osłabienia pokojowego obóz w Izraelu. Ci, którzy są za utrzymaniem status quo – czyli okupacją ziem palestyńskich – zyskali zaś poważne argumenty. Jak tylko się skądś wycofujemy, przekonują, że jest to przez Arabów odbierane jako objaw naszej słabości i szybko obraca się przeciwko nam.

I pojawia się obawa, że to samo będzie po utworzeniu Palestyny.

Tak. Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby taki scenariusz został zrealizowany także na Zachodnim Brzegu Jordanu. Umiarkowane palestyńskie władze są tam niezwykle słabe. Nietrudno sobie wyobrazić, że dochodzi tam do przewrotu i kontrolę przejmuje jakaś radykalna siła. Wówczas Izrael będzie miał wojnę na trzy fronty w granicach, które są po prostu nie do obrony. Proszę spojrzeć na mapę. Zachodni Brzeg Jordanu we wrogich rękach to dla Izraela koniec. Tak właśnie rozumuje większość Izraelczyków. Ja oczywiście walczę z tym sposobem rozumowania, apeluję o pokój. Ale nie zamykajmy oczu na te argumenty, one mają sporą siłę przekonywania.

Czy zastanawia się pan czasem nad przyszłością Izraela? Wielu moich tamtejszych znajomych – polskich Żydów, którzy przyjechali na Bliski Wschód w latach 40. i walczyli w kilku wojnach z Arabami – jest nastawionych bardzo pesymistycznie. W młodym pokoleniu nie widzą ducha walki i obawiają się, że Izrael może nie przetrwać.

Nie mam na to pytanie dobrej odpowiedzi. Wszystko bowiem może się zdarzyć. Zgadzam się, że Izrael jest obecnie narodem delikatnym, słabym. Istnieje poważne ryzyko wybuchu wojny z Iranem, która nie wiadomo jak się skończy. Poza tym mamy do czynienia z problemem, który jeszcze kilka dekad temu wydawał się nie do pomyślenia: emigracją Żydów z Izraela. To naprawdę wielki paradoks, że teraz ustawiają się długie kolejki przed konsulatem Polski w Tel Awiwie, żeby dostać polski paszport. Izrael został przecież stworzony po to, by przyjmować przede wszystkim Żydów z Polski. Ten kraj tworzyli ludzie z Polski – Szamir, BenGurion, Begin, Peres. A teraz Żydzi myślą o tym, żeby do Polski wrócić. To rzeczywiście sporo mówi o obecnej kondycji idei syjonistycznej.

A jak na Izrael wpłyną niedawne arabskie rewolucje?

Odpowiedź na to pytanie dopiero poznamy. Ten proces bowiem cały czas trwa, w krajach Bliskiego Wschodu cały czas wrze. Są jednak dwa scenariusze. Miejmy nadzieję, że ta wiosna ludów arabskich zaowocuje i Arabowie zrozumieją, że ich najważniejszym problemem nie jest wcale Izrael, jak im to wmawiano. Zrozumieją, że jest dokładnie odwrotnie, że walka z Izraelem była tylko pretekstem, który pozwalał rządzącym unikać rozwiązywania prawdziwych, wewnętrznych problemów. Jeżeli do tego dojdzie, wtedy na Bliskim Wschodzie klimat ulegnie zmianie i pokój między Arabami a Żydami jest możliwy. Jeśli natomiast ta fala rewolucji wyniesie do władzy radykalnych islamistów, jeżeli wygraj oni w Egipcie, dając w ten sposób podporę Hamasowi w Strefie Gazy, jeżeli Hezbollah jeszcze bardziej wzmocni swoje wpływy w Libanie – wtedy może dojść do katastrofy.

Jeżeli Izrael znajdzie się w sytuacji, w której zagrożona będzie jego egzystencja, co zrobi Europa?

Europa nie będzie broniła Izraela. Ameryka być może. Ale na Europejczyków nie można liczyć. Po pierwsze, Europa nie jest obecnie żadną siłą polityczną. Po drugie, musi się coraz bardziej liczyć ze swoją ludnością wyznania muzułmańskiego. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której Europa bardzo silnie podtrzymuje Izrael, mało tego, staje u jego boku w konfrontacji z Arabami. Przecież na terenie całego kontynentu natychmiast zapłonęłyby miasta i przedmieścia. Utopiono by je w morzu krwi i ognia. Pamiętam, że rok temu, gdy Izrael zatrzymał pierwszą Flotyllę Wolności, zabijając dziewięciu tureckich aktywistów, największe miasta francuskie stały się areną nieprawdopodobnego spektaklu. Na ulice wyległy dziesiątki tysięcy muzułmanów zawiniętych we flagi palestyńskie i tureckie. Widziałem slogany, spośród których „Izrael, spieprzaj, Palestyna do ciebie nie należy" był najłagodniejszy. Nie, Europejczycy nie odważyliby się w obronie Izraela ruszyć paluszkiem u stopy.

Czyli politykę bliskowschodnią krajów Europy Zachodniej kreują dzisiaj masy muzułmańskich imigrantów?

Ta polityka może być dzisiaj nawet niezależna, ale w sytuacji krytycznej rządy musiałyby wziąć pod uwagę wrażliwość własnej ludności. Dla większości europejskich muzułmanów, których są już przecież miliony, Izrael jest zaś głównym wrogiem. Jeżeli doda pan do tego antyizraelskie nastawienie progresywnych, lewicowych elit, które w tych sprawach mówią tym samym językiem co radykalni muzułmanie, to otrzymuje pan silną presję, której europejskie gabinety nie byłyby w stanie się oprzeć.

Wielu propalestyńskich aktywistów uważa jednak, że Europa jest pro-izraelska. Że czuje się winna za Holokaust i dlatego boi się ostro krytykować państwo żydowskie. Czy rzeczywiście Izrael używa Zagłady jako usprawiedliwienia dla swojej polityki wobec Arabów?

Niestety, rzeczywiście istnieje pewna tendencja, by zrobić z Szoah instrument polityczny. Trzeba z nią zdecydowanie walczyć. Palestyńczycy nie są jednak wcale ubocznymi ofiarami poczucia winy Europejczyków. Wprost przeciwnie! Oni we wspólnocie międzynarodowej są dopieszczani jak żaden inny ruch narodowowyzwoleńczy w historii tej planety! Palestyńczyków nosi się wręcz na rękach na salonach politycznych Zachodu. Pompuje się w nich miliardy euro i dolarów, mają ambasady niemal we wszystkich krajach świata. W Europie mamy do czynienia ze zjawiskiem palestynocentryzmu. Czasami, czytając gazety i słuchając radia, mam wrażenie, że na całym świecie jest tylko jeden jedyny problem polityczny – okupacja Palestyny przez Izraelczyków.

Izraelczycy są często porównywani z nazistami, a Strefa Gazy czy Zachodni Brzeg Jordanu z warszawskim gettem.

Jeżeli ci ludzie wierzą w to, co mówią – bo może przecież chodzić o prowokację i próbę uderzenia w najczulszy punkt Żydów – to oznacza, że nie mają bladego pojęcia o tym, czym był Holokaust. Trzeba być naprawdę absolutnym ignorantem, trzeba być całkowicie obojętnym na ludzką krzywdę, by ośmielić się na tego rodzaju porównania. Getto warszawskie? Proszę pojechać do Ramalli, stolicy Zachodniego Brzegu Jordanu. Przecież to miasto gospodarczo rozkwita. Powstają tam nowoczesne wieżowce, sklepy, kina, restauracje. Odbywają się festiwale kultury, konferencje, przyjeżdżają tam czołowi europejscy intelektualiści. To ma być getto warszawskie?

W Strefie Gazy nie jest już jednak tak różowo.

Przecież Izraelczycy nie wprowadzili blokady tego terytorium na złość Palestyńczykom. Chodzi o to, żeby nie była tam szmuglowana broń. Rakiety, które kontrolujący to terytorium Hamas odpala cały czas w stronę izraelskich miast i kibuców. Żadne państwo na świecie nie mogłoby tolerować takiej sytuacji. Jej zmiana nie zależy więc od Izraela, tylko od Hamasu. Jeżeli ta organizacja uznałaby prawo Izraela do istnienia, gdyby zwolniła porwanego pięć lat temu młodego żołnierza Gilada Szalita, gdyby zaakceptowała proces pokojowy prowadzony przez umiarkowane władze palestyńskie – blokada zostałaby natychmiast zniesiona. Najwyraźniej jednak Hamas dobrze czuje się w roli prześladowanej ofiary i czerpie swoją siłę z frustracji mieszkańców Strefy Gazy. Wystarczyłoby, żeby poszedł na pewne ustępstwa, aby zapewnić im normalne życie. Tylko czy wtedy byłby komukolwiek potrzebny? Wracając jednak do porównań Strefy z gettem warszawskim. Czy Niemcy próbowali zawrzeć porozumienie z mieszkającymi tam Żydami? Czy ci Żydzi odpalali rakiety w stronę niemieckich cywilów? Takie porównania są wręcz nieprzyzwoite.

Tezy, jakie pan wygłasza, są chyba rzadkością na francuskich salonach intelektualnych? Jaką reakcję wywołują tam pańskie poglądy?

Oczywiście fanatyczni antyizraelscy lewicowcy uważają mnie za skrajnego syjonistę. We Francji nie jest łatwo bronić Izraela w środowiskach intelektualnych. Ale proszę pamiętać, że ja jednocześnie krytykuję demonizację Izraela i opowiadam się za koniecznością prowadzenia negocjacji pokojowych między Izraelem a Palestyńczykami. To sprawia, że mój głos jest słuchany.

Rozmawiamy w Warszawie, która nie jest chyba dla pana miastem takim jak każde inne.

To prawda. Mój ojciec pochodził z Warszawy. Pod koniec lat 20. opuścił Polskę i wyjechał do Francji. Wrócił do niej pewnie nie tak, jak to sobie wyobrażał. Podczas wojny deportowany został z Francji do Auschwitz. Mama, która pochodziła z Lwowa, w 1939 roku znalazła się pod okupacją sowiecką, a potem niemiecką. Musiała uciekać z Polski z fałszywymi papierami. Pracowała po wojnie jako pielęgniarka w Niemczech. Potem przedostała się do Belgii, a stamtąd do Francji, gdzie poznała ojca w 1948 roku.

Czy polski język, polska kultura były obecne w pańskim domu?

Rodzice rozmawiali ze sobą tylko po polsku. Nie chcieli jednak, żebym ja nauczył się tego języka. Chcieli, żebym się całkowicie zasymilował,  żebym był normalnym Francuzem, a nie Polakiem. Z nami było zupełnie inaczej niż z dzisiejszymi muzułmańskimi imigrantami, którzy stosują dokładnie odwrotną taktykę. Moi rodzice byli po ciężkiej traumie wywołanej tym, co przeżyli na polskiej ziemi. Chodzi o Holokaust, ale zapamiętali także polski antysemityzm, z którym się stykali. Nie jeździli więc po wojnie do Polski i mnie tego też surowo zabraniali. Gdy więc zacząłem tu przyjeżdżać w latach 80. – wspieraliśmy wówczas „Solidarność" – w pewnym sensie stawiłem czoła, przełamałem tę rodzinną klątwę. Gdy dziś przyjeżdżam do waszego kraju, czuję się tu bardzo dobrze. Toczę często burzliwe dyskusje z polskimi intelektualistami. Poza tym mam dług wobec dwóch polskich pisarzy, którzy dla mnie naprawdę sporo znaczą, których bardzo dużo czytałem. To Kazimierz Brandys i Witold Gombrowicz.

Alain Finkielkraut

Wybitny francuski intelektualista żydowskiego pochodzenia. Filozof, socjolog i eseista.

Jego rodzice byli ocalonymi z Zagłady, którzy przybyli do Francji z Polski po II wojnie światowej. Finkielkraut urodził się w 1949 roku w Paryżu. Jako młody człowiek był związany z marksistowskim ruchem roku 1968. Z czasem jednak zdecydowanie odrzucił lewicową ideologię. Obecnie w swojej ojczyźnie nazywany jest reakcjonistą i ksenofobem, był również oskarżany o rasizm. Największe emocje wywołuje to, że w zdecydowany sposób broni Izraela, co na salonach intelektualnych tradycyjnie propalestyńskiej Francji wymaga sporej odwagi. Jednocześnie Finkielkraut broni francuskich idei republikańskich, na czele z laickością państwa. Jest znany z często bardzo ostrej krytyki muzułmańskich imigrantów. Gdy w 2005 roku wypowiedział się negatywnie o kolorowej młodzieży demolującej paryskie przedmieścia i powiedział, że kolonializm miał swoje dobre strony, posypały się na niego gromy. Podobnie było, gdy skrytykował nadreprezentację czarnoskórych zawodników w narodowej drużynie piłki nożnej Francji. Jego zdaniem źle integrujący się muzułmanie stanowią zagrożenie nie tylko dla porządku publicznego Piątej

Republiki, ale również dla mieszkającej na jej terenie społeczności żydowskiej. Finkielkraut jest autorem wielu książek, z których kilka – „Porażka myślenia" (1992), „Zagubione człowieczeństwo" (1999), „Niewdzięczność" (2005) i „W imię innego. Antysemicka twarz lewicy" (2005) – zostało wydanych w Polsce. Ze względu na swoje polskie korzenie (jego rodzina pochodzi z Warszawy i Lwowa) Finkielkraut często odwiedza nasz kraj. Jest znanym krytykiem polskiego antysemityzmu.

Co pan myśli, gdy słyszy, że Izrael jest rasistowskim państwem apartheidu?

Alain Finkielkraut:

Obsesja, jaką lewicowcy – francuscy czy szerzej, zachodnioeuropejscy – mają na punkcie Izraela, bardzo mnie przejmuje. To naprawdę poważny problem, powiem więcej: to skandal. Obecnie reżim syryjski brutalnie niszczy, topi we krwi prodemokratyczną rewolucję własnych obywateli. Kraj ten jest areną dantejskich scen. Wojsko i siły bezpieczeństwa pacyfikują całe miasta przy użyciu czołgów i artylerii. Także Palestyńczycy w Syrii traktowani są dużo bardziej brutalnie, są represjonowani dużo ostrzej niż Palestyńczycy na ziemiach okupowanych przez Izrael. Tymczasem w Europie nie widzimy żadnej wielkiej mobilizacji obrońców praw człowieka przeciwko krwawemu reżimowi Baszara Asada. Wzburzenie wzbudza tylko Izrael. Lewica urządziła niedawno kolejną wymierzoną w niego krucjatę, jaką jest Flotylla Wolności. Krucjatę, która jest o tyle absurdalna, że ostatnio blokada Strefy Gazy została znacznie osłabiona.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą