Nie ma tak naiwnego pytania, które my sobie tutaj wymyślimy, a które przez filozofów i teologów nie było wałkowane na różne sposoby. Już w średniowieczu pytano, czy Pan Bóg może zmienić wyniki w tabliczce mnożenia. Tradycyjni tomiści i arystotelicy mówili, że nie. Bo Pan Bóg nie może zaprzeczać sobie samemu, nie może obalać praw racjonalności. Ale np. Kartezjusz uważał, że Pan Bóg może robić wszystko, nawet wbrew logice. Tzw. woluntaryści twierdzili, że Bóg może nawet zmienić przeszłość. Złośliwi mówią, że Pan Bóg nie może zmienić przeszłości i właśnie dlatego stworzył historyków.
Mówimy o Newtonie, który był pobożnym, choć nieortodoksyjnym anglikaninem. W jego czasach i wcześniej jeszcze wielu ludzi Kościoła było blisko odkrywania prawdy o Wszechświecie. Kiedy drogi Kościoła, czy szerzej religii, i nauki zaczęły się rozchodzić?
Te drogi zaczęły się rozchodzić jeszcze przed Newtonem. Najbardziej wyraźnym objawem kryzysu była sprawa Galileusza. Mechanizm był stosunkowo prosty: w średniowieczu Kościół był jedynym mecenasem nauki, na palcach można policzyć uczonych, którzy nie byli duchownymi. Od czasu Kopernika, Galileusza, Keplera, potem właśnie Newtona nauka powstawała i była uprawiana poza sferą kontroli Kościoła. To nie znaczy, że ci ludzie nie wierzyli w Boga, oni wszyscy byli bardzo religijni, ale nie byli duchownymi. Co ważniejsze, tworzyli obraz świata konkurencyjny wobec obrazu średniowiecznego. Od tego czasu do dziś istnieją dwie nitki szkolnictwa naukowego i uprawiania nauki: kościelna i świecka.
Popularne jest dziś przekonanie, że ta nitka kościelna jest skazana na śmierć. Inni uważają, że możliwe jest utrzymanie równolegle tych dwóch nurtów: badań świata, w ramach których przyjmuje się obecność Boga, i takich, w których Bóg nie jest do niczego potrzebny.
Moim zdaniem nie należy utrzymywać dwóch nurtów, one powinny się do siebie zbliżyć. Powinna być jedna filozofia nauki i moim zdaniem ten proces jest jeszcze przed nami.
Ale z pewnością zauważa ksiądz nurt bardzo agresywnego obecnie przeciwstawiania nauki i religii, próby zderzania obu tych sfer tak, by pojęcie Boga w ogóle przestało być obecne w próbach rozumienia i opisu świata.
Zauważam, ale te próby nie są większe w porównaniu z agresją wobec religii, jaka panowała np. w czasie francuskiego oświecenia. Niektórzy ekscytują się i obrażają na Richarda Dawkinsa, Daniela Dennetta i innych tego typu autorów. Owszem, są to ludzie bardzo popularni w mediach, ale trzeba pamiętać, że naukowcy w dużej części się od ich publikacji dystansują. Niewielu poważnych badaczy popiera Dawkinsa czy np. ostatnie popularne prace Stephena Hawkinga. Co więcej, w ostatnich latach zauważam wzrost zainteresowania religią w świecie nauki. 30 lat temu, gdy w nauce panował pozytywizm, nikt wprost nie zwalczał religii, bo w ogóle religią nie wypadało się zajmować. Dziś religię się atakuje, bo budzi zainteresowanie, być może więc te ataki i próby laicyzacji nauki to nie jest zły objaw. Kiedyś jeden z fizyków powiedział mi: jeśli chcesz napisać książkę, która się dobrze sprzeda, to umieść w tytule Pana Boga. Sukces murowany.
Czy rozejście się światów nauki i religii nie jest w sporej części winą Kościoła? Dlaczego ciągle niektórzy ludzie w Kościele kwestionują np. teorie ewolucji? Mówią, że skoro to teoria, to znaczy, że nie jest udowodniona.
Oczywiście, że jest w tym także wina Kościoła. Kościół często nie nadąża. Jeśli ktoś dziś kwestionuje teorię ewolucji, bo jest teorią, to znaczy, że nie rozumie metodologii naukowej. Teoria w nauce nie oznacza rzeczy niedowiedzionej, czegoś mniejszego od faktu. Teoria to logiczna konstrukcja, w której skład wchodzi wiele faktów, praw, procedur badawczych i weryfikacyjnych. Budowanie teorii jest celem. Stworzenie teorii jest ambicją naukowców. Fizyka ma takich teorii wiele: teorię kwantów, teorię względności, teorię Newtona. Biologia do niedawna miała tylko teorię ewolucji, teraz jeszcze są genetyka, biologia molekularna... Nie ma nic bardziej nobilitującego w nauce niż stworzenie teorii i jeśli ktoś podważa teorię ewolucji, to znaczy tylko tyle, że jest, powiedzmy, słabo poinformowany. Kwestionowanie teorii ewolucji jest nonsensem z naukowego punktu widzenia. Nie ma dla niej konkurencji w dziedzinie opisu procesu życia na świecie. A jeśli ktoś kwestionuje ją z punktu widzenia religii katolickiej, to znaczy, że nie zna dokumentów papieskich albo je ignoruje.
Dla mnie osobiście ewolucja jest pięknym, fascynującym procesem, zresztą ewolucja biologiczna jest tylko małym włóknem ewolucji kosmicznej. Pierwsze pierwiastki chemiczne – hel i wodór – powstały w pierwszych dwóch – trzech minutach po Wielkim Wybuchu, potem inne pierwiastki powstawały w reakcjach jądrowych we wnętrzach gwiazd. Aby powstał węgiel, potrzebne są trzy, cztery pokolenia gwiazd. Atomy węgla, z których zbudowane jest nasze ciało, wchodziły w skład kilku gwiazd. Czyli korzenie naszej ewolucji sięgają bardzo, bardzo głęboko, a jeśli lubimy biblijny język, to możemy powiedzieć, że jesteśmy z prochu Wszechświata. Czy można sobie wyobrazić piękniejsze pochodzenie?
ks. Michał Heller - światowej sławy kosmolog, autor wielu książek i publikacji naukowych, laureat Nagrody Templetona
„Philosophiae Naturalis Principia Mathematica" Isaaca Newtona zostało po raz pierwszy przetłumaczone na polski i wydane przez Wyższą Szkołę Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie i Fundację Centrum Kopernika. Dzieło pod polskim tytułem „Matematyczne zasady filozofii przyrody" przetłumaczył, zredagował, opatrzył komentarzami dr Jarosław Wawrzycki, fizyk z Instytutu Fizyki Jądrowej im. Henryka Niewodniczańskiego PAN w Krakowie. Edycji patronuje i wstęp napisał prof. MIchał Heller