To, że polska polityczność przemawia tak ezopową mową, iż jest w Europie nieomal niezrozumiała, jest nie tylko kwestią wyjątkowości polskiego doświadczenia historycznego (w tym zwłaszcza doświadczenia dwóch, a nie jednego totalitaryzmu), ale i pewnej szczególnej cechy polskiego republikanizmu. Idzie o to, co Marek Cichocki nazywa polskim sposobem życia (mając na myśli kategorię filozofii politycznej), a dokładniej to, co stanowi polski ideał życia szczęśliwego (vita beata polonorum) i związanej z nim arcypolskiej formy pulsacyjnej polityczności.
Warto o tym pamiętać nie tylko ze względu na naszą sytuację w Europie, ale i na charakterystykę polityki krajowej. Trudno wątpić, że bagatelizowanie tego ideału skutkuje nieuchronną porażką, a respekt wobec tego stanu rzeczy stanowi konieczny warunek sukcesu każdej politycznej formacji próbującej organizować polskie forum. Świadczyć mogą o tym zarówno obecne triumfy Platformy Obywatelskiej, jak i kolejne porażki PiS.
Grillowanie i kamerowanie
Ideał ten – nie będzie tu żadnej niespodzianki – opisać można jako ideał życia domowego, rodzinnego i prywatnego, a więc w wielkim skrócie takiego właśnie, które sympatycy prawicy z lekceważeniem nazywają grillowaniem („Tusk wysłał Polaków na grilla"). A tak! Kochamy grillować – a jeszcze lepiej „kamerować" i grillować jednocześnie. Z rodziną, w domu lub na działce, z przyjaciółmi wokół! Oto nasz Eden! (Aż dziw, że kamery i rusztu nie sprzedaje się jeszcze w pakiecie!).
Ale przecież nie grill stworzył obyczaj Polaków, a tylko stał się kolejną – egalitarną i demokratyczną – formą bukoliczno-ziemiańskiego ideału życia. Nie będę tego rozwijał. Dobrze znamy te rodzinno-świąteczne obrazy pachnące kawą, szarlotką i rozbrzmiewające śpiewanymi zawsze tylko do połowy drugiej zwrotki melodiami. Ich treść ogniskuje się na sprawach domu, jego rytuałów, dzieci, kręgu przyjaciół, rodziny, parafii, pracy, naszych miłości, trosk, wzruszeń, wzlotów, nieszczęść i namiętności.
Nieśmiertelnym zapisem tego ideału pozostanie „Pan Tadeusz", który – i tu uwaga! – jest nie tylko mistrzowskim opisem jednej z najpiękniejszych jego form, ale i jego politycznej osobliwości. Otóż – i tego właśnie nie widzą ironizujący z naszego grillowania – polski sposób życia zakłada pewien szczególny stosunek do tego, co polityczne. Sfera prywatnego życia nie jest w Polsce po prostu apolityczna, lecz – by tak rzec – ponad- i zarazem międzypolityczna, a człowiek prywatny (mówię o typie idealnym) nie jest to pogardzany przez Greków idiotes, a więc ktoś inny i gorszy od człowieka oddającego się służbie publicznej, lecz ktoś, kto tak ułożył sprawy publiczne, że może w spokoju ducha pójść na grzyby czy zająć się gospodarstwem. Prywatni jesteśmy po i być może zanim znowu pójdziemy, by przywrócić ład na naszym forum.
Hierarchia jest wyraźna. Polityka w ogóle, jak i nasz udział w sprawach politycznych mają skutkować możliwością życia prywatnego. O aktywności publicznej Polacy nie myślą jako o sensownej alternatywie dla życia domowego, lecz jako o rodzaju pracy przy jego – by tak rzec – infrastrukturze (wodociągi, gaz, polityka międzynarodowa, wojsko, rząd, sądownictwo etc.). Polityka nie jest żadną alternatywą – ona jest instrumentem. Jest po to, by kwitł oikos. Mówiąc krótko: polityczność jest tym, co trzeba załatwić, by żyć szczęśliwie – a nie czymś, co samo w sobie daje nam szczęście.
Dlatego na co dzień – poza sytuacjami wyjątkowymi – polityka nas zanadto nie interesuje. W dobrze urządzonej Rzeczypospolitej zajmują się nią administratorzy, tak jak kanalizacją – inżynierowie wodni. Polityczne sukcesy pojęte jako cel życia to coś w polskiej wyobraźni niedorzecznego. To dlatego polityka i polityczna ambicja w zdecydowanie mniejszym stopniu niż gdzie indziej jest u nas uznawana za autonomiczny obszar zrozumiałych ambicji i podziwianych sukcesów.
Widać to zresztą po nie najwyższym statusie polityków i polityczności i – co się z tym łączy – dużym niezrozumieniu dla kariery i instytucji polityka zawodowego (dworak, intrygant, darmozjad). Zawodowa służba publiczna, może poza służbą u Marsa, nie jest w wysokiej cenie.
Stworzyć Nowego Polaka
Szukając przyczyn tego stanu rzeczy, trzeba by chyba wskazać na zanik ofensywnego wymiaru polskości, który nastąpił gdzieś w końcu XVII wieku. Trudno dyskutować, że w wieku XVIII jest już po wszystkim i zaborcza dynamika polskości definitywnie odeszła w przeszłość. Cyncynat przestaje być postacią paradoksalną – po odparciu zagrożenia najlepiej wrócić do domu. Polityk traci nimb wojownika i zdobywcy, stając się administratorem, a jeśli już wojownikiem, to obrońcą tego, co zagrożone. Z tych dwu typowych dla europejskich krajów o pewnej wielkości i aspiracjach: ducha bukoliczno-domowego i – nazwijmy go – wojenno-imperialnego zostaje tylko pierwszy. Tyle że, co bardzo ważne, nie tak po prostu i nie zupełnie prywatny.