Orban – dyktator, autokrata, twórca nowego reżimu. Na premiera Węgier można dziś rzucić każde oskarżenie. Komisja Europejska rozpoczęła formalną procedurę przeciwko Budapesztowi za łamanie prawa wspólnotowego. Media rozpisują się o rodzącym się faszyzmie, Viktora Orbana porównują do Aleksandra Łukaszenki i Władimira Putina, sugerując, że wolność słowa na Węgrzech niemal już nie istnieje, a premier za chwilę będzie likwidować opozycję i wsadzać ludzi do więzienia.
A dzieje się to w czasie, gdy opozycyjne gazety i magazyny dostępne w każdym kiosku Budapesztu walą w rząd Fideszu jak w bęben, gdy opozycja i przeciwnicy rządzącego Fideszu protestują, gdzie chcą i kiedy chcą.
Kto odleciał?
Bernard-Henri Lévy, francuski pisarz i filozof, pisał niedawno na portalu Huffington Post: „Dzisiaj w samym sercu Europy istnieje kraj, w którym wolność mediów jest duszona, demontuje się system opieki zdrowia i ochrony socjalnej, podważa prawa nabyte takie jak prawo do aborcji oraz kryminalizuje ubogich. Jest w Europie kraj, który ożywił najbardziej szeroko rozumiany szowinizm, najbardziej zużyty populizm i nienawiść do Cyganów i Żydów, czyniąc z nich kozła ofiarnego za wszelkie nieszczęścia. I czyni się to w sposób bardzo podobny do tego, jak działo się to w najczarniejszych godzinach w historii kontynentu (...). Kraj, o którym mówię, to Węgry. A Europa milczy".
Na Twitterze odpowiada mu Polak kryjący się za nickiem „kryztinadg": „Mimo że krytycznie oceniam Orbana, to autor (Levy – przyp. I.J.) odleciał kompletnie. Wróciłem z Węgier tydzień temu. Normalny europejski kraj".
Filozof i pisarz nie wie, że Węgry uczyniły z pomocy Romom priorytet swojej prezydencji. Że Orban wielokrotnie dystansował się wobec antysemickich i antyromskich zachowań i odcinał się od radykałów z partii Jobbik. Ale choć Levy jest w tych kwestiach ignorantem, nie przeszkadza mu to wypisywać na cieszącym się popularnością portalu opinii krzywdzących rząd węgierski. Zachodnim mediom nic nie przeszkadza bezrefleksyjnie powtarzać takich opinii.
Levy'emu ktoś musiał o Węgrzech opowiedzieć. Kto? Liberalno-lewicowi węgierscy intelektualiści i dziennikarze, którzy mają znacznie lepsze niż ich konkurenci (czy raczej wrogowie) kontakty z ośrodkami opiniotwórczymi na Zachodzie, przekazują swoje pełne szczerej niechęci opowieści o Orbanie tyranie.
Sprawa toczy się szybko, bo o małych Węgrzech nikt nie ma specjalnego pojęcia – europejskie media nie trzymają w Budapeszcie swoich korespondentów, z rzadka wysyłają tam dziennikarzy, a większość informacji zdobywana jest dzięki węgierskim pośrednikom. Tymczasem niemal od początku istnienia obecnego rządu Orbana lewicowi intelektualiści stają na głowach, by opowiedzieć światu, jak straszne rzeczy dzieją się w ich kraju. Wystarczy przejrzeć choćby polskie gazety, aby zobaczyć, jak wiele tekstów radykalnie wrogich Orbanowi opublikowali węgierscy autorzy. Podobne artykuły pojawiły się w gazetach w innych krajach. Niektórzy podpisali nawet list do amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton z donosem na premiera.
Opowieści te trafiają z łatwością do umysłów i serc niemieckich, austriackich, francuskich czy włoskich komentatorów nieprzepadających za wszystkim co konserwatywne. Europejska elita, emocjonalnie i intelektualnie zdominowana przez lewicowy sposób myślenia, trudno znosi to, że ktoś próbuje równie intensywnie co ona forsować swoją wizję państwa i świata. Konserwatywna rewolucja Orbana spotyka się więc z rykiem protestu nieproporcjonalnym do stopnia przewin.