Sztukę naiwną Śląska wsławił krąg malarzy-mistyków skupiony w grupie janowskiej Teofila Ociepki. Grono malarzy tworzących przy świetlicy Związku Zawodowego Górników w Nikiszowcu nie malowało dla przyjemności: w swoim przekonaniu wypełniali misję. Ociepka zainteresował się okultyzmem jeszcze podczas pierwszej wojny światowej, gdy jako żołnierz cesarskiej armii przemierzał Europę i przypadkiem natrafił na głośny XVII-wieczny traktat Athanasiusa Kirchera „Siedemdziesiąt dwa imiona Boże". Tak to Ociepkę zafascynowało, że po wojnie nawiązał kontakt z mistrzem okultystycznym Filipem Hohmannem w Wirtembergii. Dostał od niego zadanie powołania własnego ośrodka okultystycznego. Zdarzało się, że w Janowie stawał na krześle przed domem i jak w londyńskim Hyde Parku głosił odkryte prawdy. W okresie międzywojennym utrzymywał też kontakt z lwowskim Towarzystwem Parapsychologicznym. W końcu został członkiem Loży Różokrzyżowców.
Wiedza ezytorycno
Przypadkowo, gdy szedłem do lasa na spacer w niedziela, spotkałem na drodze, jak dyskutował z ludźmi – Ociepkę. Było to w 1928 roku – wspominał Bolesław Skulik, jego uczeń. Do tego czasu żem go nie znoł, pomimo że niedaleko pod lasem mieszkał. Stanąłem, posłuchałem, przeprosiłem i mówię: „To mnie interesuje! Nie znom tego kierunku, który wy rzekomo zastępujecie". Na to Ociepka „To chodź do mnie do góry". Tak poszedłem do pomieszkania jego – mioł w nim szeroko biblioteka. Bardzo wielka biblioteka, ponieważ był kawalerem, w elektrowni zarabiał dobrze i szukał tyj prawdy w książkach.
Pokozoł na literatura i powiedział: „Mosz dostęp do tyj biblioteki i cytoj". To była literatura ino okutystyczno. Niemiecko, francuska, jak i inna. I czytołem. Książkę za książką, lata. Może pięć, może osiem lat. W jego bibliotece zwróciłem uwagę na książkę Maxa Heindla „Światopogląd różokrzyżowy". Gdy ją przestudiowałem, to zrozumiałem, że jest to tak głęboko wiedza, jakom jeszcze nie poznoł – wiedza ezoterycno.
Skulik, górnik z szybu Keiser Wilhelm, wcześniej sięgał tylko po literaturę socjalistyczną. Teraz odkrył prawdziwą drogę. Został członkiem Loży Różokrzyżowców i zaczął konkurować z Ociepką. Kiedy 68-letni Teofil ożenił się w 1959 roku i wyjechał do Bydgoszczy, Skulik próbował przejąć rolę duchowego przywódcy grupy, ale nie miał jego autorytetu. Jako malarz (niestety, skromnego talentu) lubił portrety, bo interesował się fizjonomiką – zgłębianiem w rysach twarzy relacji między ciałem fizycznym, astralnym i duchem. Myślał nawet, jak opisuje Maria Fiderkiewicz w „Śląskich pariasach pędzla i dłuta", o utworzeniu koła parapsychologicznego przy Domu Kultury Kopalni Wieczorek. Dla niepoznaki miało nazywać się psychologicznym i działać pod szyldem Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli, ale partia i tak nie wyraziła zgody.
Wśród badaczy do dziś trwają dyskusje, czy Teofil Ociepka był malarzem fantastycznym, czy mistycznym. Seweryn A. Wisłocki, autor książki „Mistrz Teofil Ociepka. Między władzą a prawdą", udowadnia, że bestiarium malarza nie było wytworem czystej fantazji, ale próbą wiernego odtworzenia demonicznych stworów opisanych w dziele Jacoba Lorbera „Saturn. Opisanie planety wraz z pierścieniem i księżycami oraz znajdującym się w niej światem żywym objawionym przez Ojca światła". Sam Ociepka twierdził, że sięgnął po pędzel pod wpływem mistrza okultyzmu z Wirtembergii. Uważał, że sztuka jako Boże posłannictwo ma pokazywać walkę dobra ze złem. Na autoportrecie przedstawił siebie jako obrońcę prawdy, osaczanego przez potwory i demony. Każdy obraz malował długo. Wyjątkowo przyjmował zamówienia. W większości dawał upust swojemu „zamiłowaniu do filozofowania i badania natury". Wernisaże przemieniał w zawiłe okultystyczne wykłady po polsku i niemiecku. Jednocześnie pracował jako maszynista w kopalnianej elektrowni. Zgłosił nawet dwa patenty usprawniające pracę turbiny prądowniczej.
Święta Barbara sumeryjska
Na obrazach Erwina Sówki królują kobiety i architektura górniczych familoków. Zmysłowo bujne ciała kobiet kontrastują z surowością pociemniałych murów. Codzienność otacza aura tajemniczości. Wśród górników, ich żon i kochanek pojawiają się św. Barbara, greckie i babilońsko-sumeryjskie boginie miłości i płodności.
W „Trzeciej warstwie" najwyżej – w sferze „nieba" drzemie Wenus jak u Giorgione. Pośrodku widzimy rynek w Nikiszowcu z nowo poślubioną parą i Chrystusem wśród gości. A najniżej – mroczne chodniki kopalni z fedrującymi górnikami i dumną św. Barbarą. Na innych obrazach Barbara nie zawsze jest tak dostojna. Zdarza się jej wcielać w hożą śląską dziewczynę lub w kusząca boginię Isztar, władczynię życia i śmierci.
Erwin Sówka, urodzony w 1936 roku w Giszowcu, jest jedynym żyjącym artystą z najbliższego kręgu Ociepki, który widział w nim następcę. Poznał go, gdy zaczął pracę w elektrowni kopalnianej. Malował już wcześniej, ale w grupie janowskiej odkrył dzięki Bolesławi Skulikowi arkana sztuki tajemnej i sięgnął po teozoficzne i okultystyczne lektury.
Dziś Sówka jest na emeryturze i mieszka w Katowicach. Maluje nadal, w czerwcu będzie miał retrospektywną wystawę w Muzeum Śląskim w Katowicach. W groźnych wizjach cywilizacji śmierci – personifikuje maszyny, upodabniając je do demiurgów i demonicznych bogiń. Ostrzega, że techniczna cywilizacja, niszcząca boską harmonię człowieka z naturą, kult materii i oderwanie się od Boga – prowadzą do chaosu i samounicestwienia.