Znalazł się tam następujący fragment: „Jeśli Rybiński rzeczywiście jest dla współczesnego kapitalizmu reprezentatywny (a patrząc wam w oczy nie potrafię skłamać, że na pewno nie jest), wówczas będę musiał powrócić do dziecięcych fascynacji grupą Baader-Meinhof, tyle że pierwszym i na razie jedynym bankierem, którego zamknę w samochodowym bagażniku będzie właśnie Rybiński. Przynosi on bowiem wstyd nie tylko kapitalizmowi (z natury nieco bezwstydnemu), nie tylko kaście ekonomistów i bankierów (jak wyżej), ale właściwie całemu ludzkiemu gatunkowi, do którego ja także należę, więc za Rybińskiego, chcąc nie chcąc, też muszę się wstydzić".
Po tak inspirującym wpisie, pod tekstem rozwinęła się dyskusja, i inni, którzy w młodości interesowali się chyba Kubą Rozpruwaczem, albo których idolem obecnie jest norweski Breivik, tak oto komentowali tekst Michalskiego:
„Dobry wywód. Ale w starożytnym polis Rybiński w najlepszym wypadku zostałby wygnany, a w najgorszym zabity. Nikt by się z takim dziadem nie bawił w degradację do niewolnika".
Po lekturze natychmiast nasuwa się jedno pytanie, jedna refleksja i jeden wniosek. Pytanie: co takiego uczyniłem, żeby w dosyć bezpośredni sposób formułować zachęty do pozbawienia mnie życia. Odpowiedź: zgodnie z prawem uruchomiłem fundusz inwestycyjny, który pozwala na ochronę wartości aktywów, na wypadek, gdyby w strefie euro wybuchł poważny kryzys. To jest chyba pierwsza w historii groźba śmierci za to, że ktoś zaprojektował instrument finansowy. Najwyraźniej niektórym albo brakuje elementarnej wiedzy i nie rozumieją, na czym polega inwestowanie w kryzysie, albo – co mnie bardziej martwi – mamy do czynienia z fanatykami.
Refleksja jest smutna. Po raz kolejny wypada ogłosić, że debata publiczna sięgnęła dna. Nie ma już w niej miejsca na merytoryczne argumenty, na racje. Są inwektywy, groźby i fanatyzm. A przecież, jak wynika z doniesień prasowych, Krytyka Polityczna otrzymuje znaczące wsparcie ze środków publicznych. Innymi słowy demokratycznie wybrani przedstawiciele władzy publicznej wspierają środowiska, które zapraszają do Polski lewackie bojówki z Niemiec i formułują groźby pozbawienia życia wobec osób, z których poglądami się nie zgadzają. W ten sposób Krytyka, zwąca się „nową lewicą" tworzy nowe standardy demokracji: jeśli nie zgadzamy się z czyimiś poglądami, to albo bagażnik, albo czapa.
Jestem zwolennikiem wolności słowa, jak najdalej posuniętej. Jestem za wolnym Internetem, protestowałem przeciwko ACTA. Ale są granice, których nie powinniśmy przekraczać, granice wyznaczone przez przyzwoitość, kulturę, tradycję, wychowanie odebrane w domu i w szkole. Cezary Michalski tę granicę przekroczył.
Wniosek sam się nasuwa. Jeżeli rząd finansuje pismo, które nawołuje do zabicia dlatego, że ktoś ma inne poglądy, jest to chyba objaw poważnej patologii. Sprawa zaś, o której piszę, ilustruje szersze zjawisko, które jak nowotwór dotyka kolejnych tkanek polskiej gospodarki. Zamiast uczciwie mówić o stanie finansów publicznych, używamy kreatywnej księgowości. Zamiast podjąć debatę o patologiach polskiego rozwoju (np. niszczeniu innowacyjności przez fundusze unijne) tworzymy kolejne konstrukcje finansowe, w których celem jest wydanie pieniędzy, a nie wprowadzanie zmian. Zamiast poprzeć minimalistyczne reformy, które proponuje rząd Tuska, zaczynamy grę grup interesów o utrzymanie przywilejów kosztem podatnika.