Tej wiosny to nie przylot bocianów jest najgorętszym tematem w Niemirowie, malowniczej wsi nad Bugiem tuż przy granicy z Białorusią. 19 marca z rozkładu zniknął autobus „obiadowy", którym przed południem można było dojechać do pobliskich większych miejscowości – Mielnika czy Siemiatycz. Do lekarza, urzędu, na targ. Poza szkolnym autobusem odwożącym dzieci, w rozkładzie został tylko kurs o godz. 6.30.
Wrócić do wsi można wieczornym pekaesem, który nocuje na podwórku u sołtysa, by rano znów ruszyć na trasę. W weekend do Niemirowa komunikacją dojechać nie można w ogóle. Ostatni niedzielny autobus skasowano już dawno temu. Ale żeby jeszcze „obiadowy" zabierać? Mieszkańcy się burzą, o sprawie zawiadomili lokalną gazetę „Głos Siemiatycz". – Trójkąt bermudzki. Chyba nawet za cara Mikołaja tak źle nie było. Czasem się zastanawiam, czy jakby nas przyłączyli do Łukaszenki, to czy nie byłoby łatwiej – mówi „Rzeczpospolitej" Barbara Jankowska. Na co dzień mieszka i pracuje w Białej Podlaskiej. W każdy weekend przyjeżdża do Niemirowa odwiedzić 88-letnią mamę. – No nie da się tu dojechać. Z Siemiatycz szybciej transport do Brukseli znajdę niż do oddalonego o 30 km Niemirowa – mówi.
– Strach wzywać karetkę – opowiada z kolei 88-letnia pani Maria.- Bo jak zawiozą do Siemiatycz i nie zostawią w szpitalu, to nie ma czym do domu wrócić. Jak do mnie przyjechali, to trzy razy się lekarzowi podpisałam, że nie chcę z nimi jechać.
Gdzie kupić znaczek
Weronika Jankowska, sołtys Niemirowa, pamięta czasy, kiedy do wsi zajeżdżało i dziesięć pekaesów w ciągu dnia. – Ale to dawniej, a dziś kurs do nas pekaesowi się nie opłaca. Chce, by gmina dopłaciła do niego prawie 3 tys. – wyjaśnia. Gmina, choć jest jedną z bogatszych w Polsce (bo na jej terenie jest jeden z największych naziemnych magazynów ropy naftowej w kraju) dopłacać nie chce. – Ale jeszcze walczymy. Chcemy, żeby autobus zajeżdżał do nas chociaż dwa razy w tygodniu – zapowiada pani sołtys.
Pekaes to problem nie tylko Niemirowa. Ta podlaska wieś podzieliła los setek miejscowości w całej Polsce. Systematycznie znikają z nich połączenia autobusowe i kolejowe, a także urzędy pocztowe, lokalne kina czy ośrodki zdrowia. Według rocznika statystycznego GUS tylko w ostatnich dziesięciu latach sieć wykorzystywanych linii kolejowych zmniejszyła się o blisko 2,3 tys. km. W 1950 roku na 10 tys. osób przypadało dziewięć linii. W 2010 roku już tylko 5,3.
Mniej pasażerów wożą też autobusy. W 2000 roku z regularnych połączeń skorzystało 826,6 mln podróżnych. W 2010 roku już tylko 476,1 mln. Można to tłumaczyć tym, że samochód przestał być już dobrem luksusowym, ale na prowincji wiedzą swoje. Autobusami i pociągami nie jeżdżą, bo ich tam już prawie nie ma. Na wsiach coraz trudniej kupić znaczek pocztowy czy zapłacić rachunek, bo w ostatniej dekadzie zlikwidowano 389 wiejskich urzędów pocztowych. – Takie cięcia to degradacja lokalnych środowisk, podcinanie im korzeni – mówi „Rz" prof. Julian Auleytner, prezes Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej. – Ktoś arbitralnie podejmuje decyzję o zamknięciu szkoły, przedszkola, poczty, i nie zastanawia się, jak ludzie mają z tym żyć, jak to zmieni ich miejscowość.
Jeśli nie ma komunikacji, trudno dostać się na pocztę, do lekarza czy urzędu, brakuje oferty kulturalnej czy sportowej, to młodzi uciekają do dużych miast, gdzie łatwiej i o pracę, i o rozrywkę. A im mniej ludzi w małych ośrodkach, tym łatwiej zdecydować o likwidacji kolejnego autobusu, skróceniu godzin urzędowania poczty czy biblioteki. Błędne koło. Efekt? – To smutne, ale w bardzo wielu miejscowościach straszą już puste chałupy. A przyszłość małych miast i wsi leży przecież w rękach młodych – mówi „Rz" prof. Marek Szczepański, socjolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Z Niemirowa wyjechali prawie wszyscy młodzi ludzie, choć miejscowości trudno odmówić uroku. – Raj na ziemi – podkreślają ci, którzy przyjeżdżają na wypoczynek lub osiedlili się na emeryturze. Zadbane uliczki oznaczone ujednoliconymi tabliczkami, chodniki wyłożone kostką, zadaszony przystanek. Nad miejscowością góruje świeżo odremontowany XVIII-wieczny kościół ufundowany przez Michała Fryderyka Czartoryskiego. Na lokalnym cmentarzu nagrobek z rzeźbą samego Ksawerego Dunikowskiego. W centrum wsi park z huśtawkami dla najmłodszych.
Czas ekshumacji
Na drugą stronę Bugu można przedostać się promem. Lada dzień ma zacząć pływać. – To unijny, całkiem nowy. Za pieniądze z Brukseli – tłumaczy pani sołtys. Ale wieś i tak chudnie w oczach. – Kilkanaście lat temu było 760 parafian. Trzy lata temu 300. Dziś 260 – mówi ks. Dariusz Czworkowski, proboszcz miejscowej parafii.