Reklama
Rozwiń

Kogo chcemy zaprosić

Jeśli nie wydamy pieniędzy na sprowadzenie rodaków, będziemy je musieli przeznaczyć na pomoc dla innych imigrantów, którzy mogą być źródłem konfliktów

Publikacja: 23.06.2012 01:01

Kogo chcemy zaprosić

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Ludmiła, Giennadij, Luba obok swojskiego Józka czy Franka. Podczas rozmowy daje się wyczuć lekki, wschodni akcent. Jeśli rozmówcą jest ktoś starszy, w ustach błyska czasem złoty ząb. Kto to? „Ruski", jak się potocznie mówi? Jakiś Ukrainiec czy Białorusin, który przyjechał, by popracować i wrócić?

Nie, to Polak, „repatriant". Nasz rodak z Kazachstanu, z dalekiej Syberii lub z całkiem nieodległych miast dawnych Kresów Wschodnich, ze Lwowa czy Grodna. Przyjechał, został, wtopił się w polską społeczność. Jeszcze parę lat i wschodni akcent zniknie, a złoty ząb może zostanie zastąpiony przez porcelanowy.

Repatriacja to powrót do ojczyzny. W polskim przypadku to słowo jest często mylące. Nie chodzi bowiem o powrót do kraju osób, które z niego wyjechały. Do Polski przyjeżdżają ci, którzy nigdzie nie wyjeżdżali, ani oni, ani ich rodzice czy dziadkowie. Opuszczają ziemie uznawane przez nich za „swoje"  – Ukrainę, Białoruś, Litwę. Inna kategoria repatriantów, przede wszystkim z Kazachstanu, to potomkowie wysiedleńców, ale nie z Polski. Do  Kazachstanu deportowano przed II wojną światową Polaków z dzisiejszej centralnej Ukrainy.

Pozostańmy jednak przy „repatriacji" i „repatriantach", bo tak mówi się potocznie. Dlaczego chcą zamieszkać w Polsce? Co się dzieje z tymi, którzy już do nas dotarli? Jakie szanse mają ci, którzy chętnie by się spakowali i wsiedli do pociągu do Polski? I jaka jest, a jaka powinna być nasza polityka repatriacyjna?

Stepową tropą

Miałem okazję wielokrotnie rozmawiać z przybyszami z Kazachstanu, choćby przy okazji wywiadów do „Księgi Kresów Wschodnich", która była dodatkiem do „Rzeczpospolitej". Pani Walentyna Kamińska opowiadała, że do Polski przyjechała kilkanaście lat temu. Jej rodzina miała zaproszenie od pewnego łódzkiego biznesmena. Niestety zmarł. Ale pojechali. – Z początku mieliśmy wielkie problemy, dopiero pani Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów, pomogła nam znaleźć gminę, która udzieliła nam wsparcia. Udało się więc znaleźć nam swoje miejsce w Polsce. Jesteśmy zadowoleni, pracujemy – opowiada. Jej mąż jest z zawodu kierowcą, a obecnie pracuje w zakładzie ślusarskim. A ona? – Ukończyłam kurs księgowości i zostałam główną księgową w firmie budowlanej.

Panu Anatolowi Niewozińskiemu nie udało się zdobyć zaproszenia z Polski. Tak jak spora grupa Polaków wyjechał więc w 1993 r. do rosyjskiego Kaliningradu z nadzieją, że znajdzie zatrudnienie w polskiej firmie. I w końcu mu się to udało. – Zacząłem pracować i jeździć do Polski. I wreszcie udało mi się w Polsce osiedlić i sprowadzić żonę – opowiada.

Te opowieści nie oddają skali problemu. Repatrianci pochodzą zazwyczaj z polskich wiosek. Jest ich sporo na północy kraju, rozsianych po ogromnym, płaskim jak stół kazachskim stepie. Co zrobić z domem? Są to zazwyczaj płaskie, parterowe budynki, z tyłu mające niewielkie ogródki, „działki przyzagrodowe". Za metalową siatką są kury, a w małym chlewiku świnie. Kury można sprzedać bez problemu, świnie też, ale z domem kłopot. Na wsi za dom można dostać tylko grosze.

Polacy starają się wyjechać, gdy tylko nadarzy się okazja. Nie czują się w Kazachstanie źle, z Kazachami stosunki układają się z reguły dobrze, bo przecież nasi rodacy nigdy nie byli najeźdźcami, nigdy nie chcieli Kazachom ich ziemi zabierać, zostali tu przywiezieni siłą. Ale jednak są tylko przybyszami lub potomkami przybyszów, chrześcijanami, a nie muzułmanami. Trzeba też pamiętać, że wieś kazachska wciąż boryka się z problemami. Są ogromne kłopoty z pracą, a jak z pracą, to z pieniędzmi i w ogóle z codziennym życiem. A Polska jawi się jak jakiś raj, w którym na pewno jest wspaniale. Jeśli więc nie ma szans na repatriację, jadą do Rosji, choćby do wspomnianego już Kaliningradu. W wiosce Oziorsk blisko polskiej granicy osiedliła się już spora grupa przybyszy z kazachskiej wsi Oziornoje. Są blisko Polski, bardzo blisko. Ale granica, która ich dzieli od wymarzonej macierzy, jest wciąż nie do przekroczenia.

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Tajemnicze mansardowe okna
Plus Minus
„Wednesday”: W świecie dziwolągów myśl inaczej niż zazwyczaj
Plus Minus
Piotr Szumlewicz: Donald Tusk i Rafał Trzaskowski to politycy sondażowi
Plus Minus
Wojny wyrównują nierówności
Plus Minus
Nelson Mandela wybrał rugby, by połączyć RPA. Przełomowy triumf w Pucharze Świata 1995