Ostatnio kibiców polskiego futbolu zelektryzowała wiadomość, że trzej nasi reprezentanci zostali zatwierdzeni przez FIFA zaledwie 25 godzin przed pierwszym meczem Euro 2008 z Grecją. To kolejny przykład kompetencji działaczy Polskiego Związku Piłki Nożnej. Warto jednak zwrócić uwagę, że w PRL bywało gorzej. I to dużo gorzej. Wystarczy przypomnieć, że w 1985 r. polska reprezentacja do lat 20 nie wzięła udziału w mistrzostwach świata, ponieważ związek po prostu zapomniał ją zgłosić...
O takich warunkach przygotowań jak przed mistrzostwami kontynentu rozgrywanymi w Polsce i na Ukrainie nasi piłkarze w okresie Polski Ludowej mogli jedynie pomarzyć. Niekiedy dopiero w trakcie zagranicznego tournee szukano przeciwników dla naszej reprezentacji. Wiele osób jeszcze zapewne pamięta, że podczas mundialu w Hiszpanii (w 1982 r.) przed meczem półfinałowym z Włochami nasi piłkarze zostali ulokowani (w ramach oszczędności – ekipa była nader liczna, na jednego piłkarza przypadał jeden oficjel, a miejsca zabrakło m.in. dla zasłużonego trenera Kazimierza Górskiego) w hotelu bez klimatyzacji. W efekcie w panujących wówczas wyjątkowych (nawet jak na Hiszpanię) upałach nie mogli spać i następnego dnia na boisku byli ospali i dużo wolniejsi od swych przeciwników. Nic zatem dziwnego, że przegrali. Również cztery lata później okazały (przynajmniej na pierwszy rzut oka) ośrodek w Monterrey miał, jak się okazało, jeden „drobny feler" – nie posiadał klimatyzacji, a jedyną ochłodę stanowił basen...
Normą były stare dresy, niepasujące na piłkarzy getry, zbyt małe lub za duże koszulki. Podczas mistrzostw świata w 1986 r. brakowało nawet zwykłych pojemników na lód do opatrywania piłkarzy. Z kolei w trakcie mundialu w Argentynie (w 1978 r.) wybuchła w naszej ekipie afera ze strojami piłkarzy. Co prawda wybrali je przed mistrzostwami w firmie Adidas, ale ostatecznie otrzymali znacznie gorszy sprzęt od zamówionego. Taką decyzję podjęto w Warszawie, a na zaoszczędzonych pieniądzach „rękę położyli" działacze PZPN.
Afera z biletami dla rodzin piłkarzy rozpętana przez Kubę Błaszczykowskiego przywodzi na myśl inną, sprzed 30 lat. Otóż wejściówki na mecz finałowy mundialu w 1982 r. przeznaczone przez FIFA dla naszych zawodników zostały sprzedane przez działaczy Polskiego Związku Piłki Nożnej na czarnym rynku...
Nie ma się jednak czemu dziwić, jeśli się spojrzy, kto w PRL rządził polską piłką nożną. W latach 1951 – 1953 na czele PZPN (wówczas Sekcji Piłki Nożnej Głównego Komitetu Kultury Fizycznej) stał oficer Armii Czerwonej generał Jerzy Bordziłowski (Jurij Bordiłowskij). Jednym z jego następców był Marian Ryba – naczelny prokurator wojskowy z lat 1956 – 1968. Ostatnim z kolei prezesem związku w okresie Polski Ludowej (przed wyborami czerwcowymi 1989 r.) został były prezes Wisły Kraków Zbigniew Jabłoński, który w latach 1975 – 1981 był komendantem wojewódzkim Milicji Obywatelskiej w tym mieście – notabene z tego stanowiska został odwołany w związku z podejrzeniem o udział w tzw. aferze brylantowej.
Nie lepiej było też na niższych stanowiskach. Śmiało zresztą można powiedzieć, że Polski Związek Piłki Nożnej w okresie PRL był miejscem rywalizacji o wpływy dwóch resortów siłowych: MON i MSW. Zresztą ludzi z obu tych instytucji można do dziś spotkać na bardziej lub mniej eksponowanych stanowiskach w związku piłkarskim, o czym świadczy chociażby przypadek Mariana Rapy – szefa Lubelskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, który jako były oficer Służby Bezpieczeństwa zeznawał kilka lat temu podczas procesu lustracyjnego Zyty Gilowskiej.