Zamiast łożyć na ratowanie rozpasanej Grecji, Hiszpanii, abstrakcyjnej unii bankowej – na rzymskie legiony – skoncentrują się na własnych formacjach. Jak brutalnie by to brzmiało, od Aleksandra Wielkiego, Galów i Kapetyngów po rozpad ZSRR mechanizm sprawdza się za każdym razem. Kto na czas dostrzeże wyrwę w historii, ten przeskoczy tych kilka szczebli drabiny narodów.
Wszyscy patrzymy na ten sam obrazek, ale czy widzimy to samo, obserwując 19 szczytów ostatniej szansy? Nocne maratony niespełnionych deklaracji, rewia abrewiacji, pączkujące instytucje o ulotnych nazwach, ale twardych fundamentach nowych urzędów i etatów. I na koniec żadnej recepty – prócz wyższych podatków.
Dzień po tym, gdy nowy prezydent Francji potwierdził gotowość wprowadzenia drakońskich 75-procentowych podatków dla najbogatszych, a DIW, prestiżowy Niemiecki Instytut Gospodarczy, zaapelował o podobne rozwiązania na rzecz ratowania euro w całej Europie, Donald Tusk powołał pełnomocnika do wprowadzenia euro.
Na Boga! Nie euro! Rozumiem, że skoro jest się premierem, to trzeba rozdawać posady. Ale niechby już reaktywował pełnomocnika ds. wykluczonych... Tyle jest w końcu sposobów na zatrudnienie ważnych osób. Natomiast pozorne nawet umizgi w stronę konceptu, który stał się symbolem upadającej świetności Europy, są niczym kolejna wyprawa pod Wiedeń. Odsiecz dla mocarstwa, które przestało być mocarstwem. Rzucanie się w objęcia waluty, która tyle ma wspólnego z pieniądzem i z narzędziem ułatwiającym relacje międzyludzkie, co – jak napisał ekonomista Mark Hendrickson – Frankenstein z człowieczeństwem. Sztuczny wykwit pychy i wiary, że zadufanie jednostek może zastąpić prawa natury, omijając tradycyjny proces tworzenia pieniądza i lekceważąc wszystkie naturalne mechanizmy rządzące polityką monetarną.
Mało kto już pamięta, że zanim pieniądz stał się narzędziem uprawiania polityki, był gwarantem zasobów złota czy srebra w rękach tych, którzy emitowali monety. Dopiero z czasem rządy, wiecznie głodne władzy, zapewniły sobie monopol. Wyłączne prawo do emitowania, ale przede wszystkim do kupowania wpływów.