Kilka lat przedtem architekt, według projektu którego wzniesiono właśnie warszawski Dom Chłopa przy placu Powstańców, ozdobiony mozaikami tej pary artystów, rozpoczął starania, by dokończyć budowę sąsiedniej monumentalnej siedziby NBP. Chodziło o dobudowanie sali operacyjnej, tworzącej ponadstumetrową wschodnią pierzeję placu. Jej dominantą miała być ogromna, licząca przeszło 1200 mkw. kompozycja plastyczna, pokrywająca pozbawioną okien fasadę budynku. Rozpisano konkurs, ale śmierć architekta odwlekła realizację inwestycji, którą ostatecznie zaprojektował kto inny.
Znając dobre notowania u władz i siłę autorytetu Pniewskiego, można jednak przypuszczać, że byłby w stanie przeforsować własne koncepcje. Rechowiczowie mieliby wówczas szansę stworzyć największą mozaikę w całym swoim dorobku, którą oglądałyby codziennie tysiące przechodniów. Niewykluczone nawet, że stałaby się ona jedną z ikon stolicy. Ale historia potoczyła się zupełnie inaczej.
W Polsce, czyli w Azji?
W listopadzie zeszłego roku w niewielkiej prywatnej galerii Kolonie przy Brackiej otwarto wystawę "Gabriel i Hanna Rechowiczowie. Aranżacje przestrzenne", która była głównym punktem festiwalu tych dwojga artystów. W tym też czasie ukazały się dwie bardzo różne poświęcone im publikacje: "Gaber i Pani Fantazja Klary Czerniewskiej" oraz "Mozaika. Śladami Rechowiczów Maxa Cegielskiego". Odbyło się kilka paneli dyskusyjnych, wydano również mapę dokumentującą krajowe realizacje Rechowiczów. Ale tym, co zostanie na trwałe, są przede wszystkim obie książki, dlatego warto się im bliżej przyjrzeć, bo to one będą kształtować na nowo przewartościowany wizerunek tej pary plastyków.
Czerniewska, młoda krytyk sztuki, postanowiła skatalogować i opisać cały ich oryginalny dorobek. W rezultacie powstało solidne opracowanie, które będzie odtąd ważnym punktem odniesienia dla historyków sztuki okresu powojennego w Polsce. Dla szerszej publiczności z pewnością ciekawsza okaże się natomiast próba rekonstrukcji losów artystów, którą podjął Cegielski – niestety z miernym skutkiem.
Radiowiec i pisarz średniego pokolenia, znany dotąd jako autor opowieści z bujnego życia „warszawki" i własnych podróży na Daleki Wschód, wędrując po Polsce szlakiem twórczości Rechowiczów, ma wrażenie, jakby znalazł się w obcym kraju, który „z perspektywy Warszawy wydaje się wciąż rubieżami i kresami cywilizacji". „Przez lata podróży do Azji zapomniałem, jak wygląda ojczyzna" – wyznaje; „czuję się jak turysta, choć ludzie mówią tym samym językiem co ja [...] Dębno, Tarnów, Pilzno, Kołaczyce brzmią jak Bombaj, Bhavnagar, Alang". I zaraz dodaje: „myślę, że z Gabrem mogło być podobnie". Czy rzeczywiście?
Na manowcach prawicy
Gabriel Rechowicz, rocznik 1920, syn lwowskiego architekta i wysokiego urzędnika II RP, wyrastał w środowisku inteligenckim o bliskich koneksjach z kręgami ziemiańskimi. W młodości bywał częstym gościem u krewnych w Wilanowie (aktorka Beata Tyszkiewicz to jego siostrzenica), uczył się w elitarnym prywatnym gimnazjum w Rabce. Podczas wojny związany był z konspiracyjnym Ruchem Kulturowym, animowanym przez Andrzeja Trzebińskiego, redaktora legendarnego pisma „Sztuka i Naród". Cegielski komentuje to w charakterystyczny dla siebie sposób, pisząc, że jego bohaterowie prowadzą go „na manowce, obszary zarezerwowane do tej pory przez prawicę". Do owych manowców zalicza też powstanie warszawskie, w którym Gaber walczył jako oficer (pseudonim Rak) w Batalionie „Gustaw" Narodowej Organizacji Wojskowej i które – czego dowie się jednak tylko czytelnik książki Czerniewskiej, bo Cegielski o tym nie pisze – do końca pozostawało dla artysty „najważniejszym wydarzeniem w życiu". Nie jest przy tym prawdą, że nigdy nie znalazło to wyrazu w jego twórczości, ale o tym nieco później.
Po wyzwoleniu przez aliantów z obozu jenieckiego Gaber spędził kilka lat we Francji, studiując w École de Beaux Arts i obracając się wśród paryskiej bohemy. Tam też spotkał się ponownie ze swoją przyszłą żoną, którą poznał już za okupacji w Warszawie. Młodsza o sześć lat Hanna, rówieśniczka i przyjaciółka siostry Trzebińskiego, także była dzieckiem przedwojennych elit. Jej dziadek, Marian Ponikiewski, był wicedyrektorem ZUS i szefem polskiego oddziału YMCA oraz wolnomularzem. Matka zaś, Jadwiga Piotrowska, należała do głównych współpracowniczek Ireny Sendler w Żegocie, a po wojnie pracowała w wydawnictwie Pax (dla którego córka i zięć opracują graficznie kilka książek); jak zdradza Cegielski, przez lata łączył ją romans z Janem Dobraczyńskim.