Kraj lat dziecinnych, Inc.

W kryzysie patriotyzm lokalny jest w cenie. Biznesmeni inwestują coraz więcej w swoich regionach, dbają o potrzeby lokalnej społeczności, sponsorują naukę młodzieży. Tylko ze sportem nie chcą mieć już nic wspólnego

Publikacja: 04.08.2012 01:01

Kościół pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła w Wilnie, ufundowany przez hetmana i wojewodę Michała

Kościół pod wezwaniem świętych Piotra i Pawła w Wilnie, ufundowany przez hetmana i wojewodę Michała Kazimierza Paca, który w inwokacji na froncie budynku zdołał przemycić pochwałę rodu

Foto: Plus Minus, Marian Paluszkiewicz Marian Paluszkiewicz

Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju – mówił Leszek Czarnecki za prezydentem Kennedym, otwierając w końcu maja najwyższy w Polsce mieszkalny drapacz chmur. – To właśnie dla wrocławian, dla mego miasta wybudowałem Sky Tower – dodał.

Numer cztery na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost" z majątkiem 5,5 mld zł nie wyobraża sobie, by obiekt mógł powstać gdzie indziej. Wart miliard złotych, wysoki na 212 metrów, dominuje nad rodzinnym Wrocławiem. Powstawał pięć lat, a kiedy udało się skończyć, w fecie brało udział 600 VIP-ów, a grał mistrz muzyki filmowej Ennio Morricone. Choć początkowo Sky Tower miał przyćmić inne wieżowce Europy, mieć 258 metrów i aż pięć wież, Czarnecki musiał ograniczyć ambitne plany. Ku zawodowi wrocławian, najwyższy wciąż pozostaje 231-metrowy warszawski Pałac Kultury i Nauki.

Pół roku wcześniej Jan Kulczyk otwierał swoją flagową inwestycję – autostradę łączącą Wielkopolskę z niemiecką granicą. Ten związany z Poznaniem biznesmen uważa ją za dowód swego lokalnego patriotyzmu. Autostrada spełniająca najbardziej restrykcyjne normy ekologiczne UE budzi podziw, ale kierowcy wściekają się na wysokie stawki i często ją omijają.

W Poznaniu Kulczyk jest na piedestale. Wyremontował Stary Browar i ze szczególnym zamiłowaniem wspiera imprezy kulturalne, m.in. sponsoruje Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego. Podarował też luksusową limuzynę Uniwersytetowi im. Adama Mickiewicza.

W jeszcze inny sposób swój lokalny patriotyzm podkreśla Roman Karkosik, właściciel Alchemii czy Boryszewa, również z pierwszej dziesiątki najbogatszych. Mieszka w XIX-wiecznym pałacyku w Kikole, kilka kilometrów od miejsca swego urodzenia w Czernikowie. Tam też zaczynał w latach 80. od małego baru. Unika rautów, stroni od polityków, wyznaje rosyjską zasadę „tisze jediesz, dalsze budiesz".

Wiceburmistrz Kielc Tadeusz Sayor nie ma wątpliwości. Lokalni patrioci to Michał Sołowow i Krzysztof Klicki, to kielczanie z dziada pradziada. – Skanska po przejęciu naszego Exbudu natychmiast przeniosła siedzibę do Warszawy, tłumacząc, że tam łatwiej prowadzić interesy. I rzeczywiście wciąż nie mamy np. lotniska – mówi.

To we Wrocławiu mieszczą się siedziby większości spółek Czarneckiego, np. LC Corp. czy Getin Holdingu. Z kolei Michał Sołowow w Kielcach ma biura dewelopera Echo i producenta paneli podłogowych Barlinek. Podobnie Krzysztof Klicki kieruje stąd dystrybutorem prasy Kolporter. Aby przyjeżdżający w interesach do jego biura nabrali jednak respektu i poczuli rangę firmy, zainstalował przy gabinecie wielkie akwarium z pływającym rekinem. Niestety, drapieżnik szybko zdechł i trzeba go było zastąpić kilkoma mniejszymi piraniami.

Sołowow, który zaczynał swą biznesową karierę od mycia szyb samochodowych, gdy miał 13 lat, dalej mieszka w Kielcach i gra w piłkę na hali z kolegami ze szkoły. Zajmują ważne stanowiska w jego spółkach.

Większość biznesmenów powtarza jak mantrę, że są „lokalnymi patriotami". – Co z tego, że we Wrocławiu byłoby lepiej? Nie przeniosę biznesu z Opola za żadne skarby! – mówi Lesław Adamczyk, wiceprezes BCC, kanclerz loży opolskiej. Adamczyk prowadzi zatrudniającą 100 osób w Opolu firmę IT Armoterm. – Bez wątpienia coś takiego jak lokalny patriotyzm istnieje. Są silne więzi i sentyment. Tu biznesmen zaczyna, tu ma zaufanych pracowników i starych klientów. Mówi się często, jacy to wspaniali dla poszczególnych regionów są zagraniczni inwestorzy, ale ci zbudują fabrykę, a po kilku latach przeniosą ją na Białoruś. Lokalny biznesmen tego nie zrobi.

Są jednak wyjątki. Zbigniew Drzymała, właściciel InterGroclinu, producenta tapicerki samochodowej z Grodziska Wielkopolskiego, musiał częściowo wynieść się na Ukrainę do Użhorodu. Zdecydowały niższe koszty pracy i korzystny kurs miejscowej waluty. A przecież jego pradziad Michał Drzymała trzymał się kurczowo swej ziemi, którą chcieli mu odebrać Prusacy, przesuwając swój wóz cyrkowy, a potem mieszkając w ziemiance.

Krzysztof i Solange Olszewscy, właściciele Solarisa, jednego z największych w Europie producentów autobusów, to patrioci napływowi. Choć pochodzą z Warszawy, pokochali Wielkopolskę. Trafili tu przypadkiem, gdy Poznań ogłosił pierwszy wielki przetarg w Polsce na dostawę 122 pojazdów niskopodłogowych. Jednym z warunków była produkcja w okolicy. Wygrali i obecnie mają pod Poznaniem trzy fabryki.

Po pierwsze – młodzi

Prowadzimy naszą działalność biznesową w różnych zakątkach świata; nigdy jednak nie zapomnieliśmy, że wywodzimy się właśnie stąd – z gminy Jutrosin. Tu jest nasz dom, nasze korzenie; tu powstała nasza firma. Żywimy głębokie przywiązanie do ziemi rawickiej, bacznie obserwujemy jej rozwój i cieszymy się każdym sukcesem" – czytamy na stronie fundacji rodziny Dudów, potentatów na rynku mięsnym.

Swój lokalny patriotyzm firmy podkreślają, prowadząc działalność filantropijną. Notowana na warszawskiej giełdzie firma Duda wspiera kształcenie najzdolniejszych i szukanie talentów w 100 szkołach w trzech okolicznych powiatach. Niedawno zorganizowała wyjazd podopiecznych z domu dziecka w pobliskim Sułowie na mecz żużlowy Unii Leszno z Unibaksem Toruń.

Zdaniem Pawła Łukasiaka, prezesa Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce, fundowanie stypendiów przez biznes to hit ostatnich lat. Najczęściej dotyczy okolicznej młodzieży. Wrocławski milioner, 87-letni Alfred Szwast, majątku dorobił się na działalności w branży ogrodniczej. Gdy sprzedał atrakcyjne grunty pod Wrocławiem, uznał, że jeden z pozyskanych milionów złotych trafi do studentów z rodzinnej miejscowości Głojsce. Pieniądze znajdują się na długoterminowej lokacie, z której odsetki trafiają  co roku na konto fundacji, a stąd na stypendia dla 20 osób. Szwast wybrał studentów trudnych kierunków technicznych, prawnych, przyrodniczych i ekonomicznych, bo, jak podkreśla, „nie chce wspierać studiowania dla przyjemności". Z kolei Zenon Maślona ma pod opieką kilku studentów z Kędzierzyna-Koźla z biednych rodzin. Mają tylko jeden obowiązek – na koniec semestru pokazać indeks ze zdanymi egzaminami.

Prezes Łukasiak szacuje, że już jedna piąta łącznej kwoty na stypendia, która sięga 3 mld zł rocznie, przypada na prywatne. To filozofia wędki zamiast ryby, edukacja ma się stać dźwignią poprawy statusu społecznego.

Największe środki od lokalnych darczyńców wciąż jednak trafiają do domów dziecka, szkół i szpitali. Popularne jest fundowanie sprzętu komputerowego. Tak robią też Olszewscy. Oprócz tego Solange Olszewska stworzyła fundację „Pod zielonym jamnikiem" (nazwa wzięła się od ich maskotki Solarisa), która zajmuje się opieką nad zwierzętami z okolicznych schronisk.

W lokalnej filantropii mamy ogromną tradycję. Pierwsze fundacje możnych dotyczące kościołów czy klasztorów pochodzą z XI wieku, już w XIV wieku sponsorowano wyjazdy młodzieży na włoskie uniwersytety. W tym czasie jednym z fundatorów kościoła Mariackiego w Krakowie, a ściślej jego prezbiterium, był znany z goszczenia wielu monarchów Europy Mikołaj Wierzynek, mieszczanin krakowski i stolnik sandomierski.

Po drugie – zainwestuj

Zdaniem Łukasiaka teraz wraca się do starej tradycji tzw. funduszy wieczystych, w których pomnaża się darowiznę i z zysków pokrywa wydatki. Henryk Sienkiewicz założył taki fundusz imienia jego żony Marii Sienkiewiczowej, gdy otrzymał od nieznanego ofiarodawcy 15 tys. rubli wraz z liścikiem: „Michał Wołodyjowski – Henrykowi Sienkiewiczowi" i dopiskiem: „Nic to".

Takie instytucje działały jednak w Polsce już w XVII wieku. Jedną z pierwszych była Fundacja Imienia Krzywdów i Bieńków, wspomagająca ludzi biednych, szkoły i kościół farny w Nieszawie. Na ten cel trafiały pieniądze z oprocentowania przekazanych do kasy miejskiej w Toruniu 50 tys. zł. Akt fundacji z 1637 roku zaczyna się słowami: „My Jan i Ewa Krzywda, mieszczanie nieszawscy, statecznie namyśliliśmy się z dóbr i dostatków naszych, nam od Boga powierzonych...".

Pieniądze na lokalne cele zbiera się często na balach charytatywnych, ale holenderski właściciel zarejestrowanej w Opolu agencji pracy Otto wpadł na nietypowy pomysł. Organizuje co roku maraton, w którym bierze udział, i namawia inne lokalne firmy, by deklarowały kwoty za każdy kilometr, który uda mu się przebiec.

Lokalny biznes łoży pieniądze nie tylko na stypendia, świetlice czy pomoc potrzebującym. Tadeusz Kuźmiński, jeden z założycieli Ambry, potentata na rynku wina, jest pomysłodawcą wielkiej przebudowy centrum rodzinnego Biłgoraja i przywrócenia mu przedwojennego wyglądu z dominującą drewnianą zabudową. Na projekt wykładają pieniądze lokalni biznesmeni i rozrzucona po świecie diaspora żydowska. Ma być odbudowana synagoga i dom rabina, wuja Isaaca Bashevisa Singera, autora m.in. „Szatana w Goraju" i „Sztukmistrza z Lublina". Zatrudnienie przy projekcie znaleźć ma 500–600 mieszkańców Biłgoraja.

Biłgoraj ma zresztą sporo szczęścia do bogaczy. Stąd pochodzi Janusz Palikot, ale przede wszystkim siódmy wśród najzamożniejszych Polaków Tadeusz Chmiel, właściciel meblowego Black Red White, kontrolującego kilkanaście procent rynku meblarskiego w Polsce. Palikot i Chmiel to przeciwieństwa. Pierwszy niemal nie schodzi z ekranu telewizora, o drugim zaś większość pracowników nawet nie wie, jak wygląda. Zaczynał w połowie lat 80. od zbijania mebli w przydomowym warsztacie. Teraz z każdej rodziny w okolicy ktoś u niego pracuje.

Zamożni coraz częściej angażują się także w przedsięwzięcia biznesowe, które mają też przynieść splendor okolicy. Ryszard Florek, najbogatszy Sądecczanin, właściciel firmy Fakro (numer 2 na rynku okien dachowych w Europie), jest inicjatorem połączenia w okolicach Krynicy kilku ośrodków narciarskich w największy w regionie kompleks Siedem Dolin. Inwestycja, w której uczestniczy kapitałowo, ma rozkręcić turystykę w regionie.

– Obserwujemy duży wzrost społecznego zaangażowania firm – mówi prezes Fundacji Nida Krzysztof Margol. Prowadzony przez nią Rajski Ogród to coś w rodzaju warszawskiego Centrum Kopernika, tylko na świeżym powietrzu. Co kilkanaście dni kolejna firma wykonuje jakieś prace za darmo.

Zdaniem Pawła Łukasiaka w Polsce ukształtował się zły stereotyp biznesmena – drapieżnika, egoisty i wyzyskiwacza. Pomagając lokalnym społecznościom, chcą to zmienić. Buduje się przeświadczenie, że wciąż jest się wśród tej społeczności, dba o jej interesy. Przedsiębiorcy godzą się szczególnie chętnie na pomoc lokalną, bo mogą widzieć jej efekty.

Trzeba tu wspomnieć o ciemnej stronie pomocy. Prof. Leszek Mellibruda nazywa to „efektem wdzięczności": ufunduję coś, a urzędnicy się kiedyś odwdzięczą. Jego zdaniem, pomagając lokalnej społeczności, zyskuje się największy prestiż. – Kiedyś liczył się ksiądz, aptekarz i sołtys, teraz biznesmen – dodaje.

Kryzys uderzył we wpływy, samorządy tną więc wydatki, gdzie się da. I patrzą błagalnie na lokalny biznes. Kraków miał ostatnio nawet problemy z bieżącymi płatnościami, gdy skumulowały się opłaty za kredyty, a nie otrzymał jeszcze pieniędzy z tytułu udziału w podatku PIT. Problem w tym, że wiele firm, zwłaszcza budowlanych, walczy obecnie o życie. Biznesmeni liczą teraz każdy grosz.

W Biłgoraju stypendyści stali przed urzędem skarbowym i wręczając cukierki, namawiali wchodzących do 1 proc. odpisu na cele lokalne. Łódź idzie dalej. Marszałek, wojewoda i prezydent Łodzi wspólnie apelują o wsparcie regionalnych organizacji pożytku publicznego, których jest 360, a nie wydawanie pieniędzy „gdzieś w Polsce". Obecnie tylko 40 proc. kwoty wpłaconej w ubiegłym roku przez podatników w ramach 1 proc. odpisu podatkowego trafiło na ten cel, większość (14 mln zł) uzyskały fundacje i stowarzyszenia o zasięgu ogólnopolskim lub z innych regionów. Kwoty te szybko rosną. W 2003 r. łodzianie wpłacili na OPP 700 tys. zł, w ubiegłym roku zaś już 26,3 mln. W lutym przedstawiciele regionu rozpoczęli kampanię „1 proc. dla łódzkiego".

Prezydent Hanna Zdanowska odwołuje się do uczuć patriotycznych: – Popatrzcie, czy w najbliższej małej ojczyźnie nie ma kogoś, komu trzeba pomóc.

Przez piłkę do serca

O ile lokalna filantropia kwitnie, o tyle ofiarą kryzysu padły wydatki na lokalny sport. Najbogatsi tną je w pierwszej kolejności.

Zygmunt Solorz zagroził wstrzymaniem finansowania Śląska Wrocław, a władze miasta obawiaja sie, że niedługo sprzeda klub. Biznesmen, który przez długie lata związany był z miastem, jest obciążony spłatą 16 mld zł pożyczki na zakup Polkomtelu. Tymczasem wpływy z biletów, transmisji telewizyjnych i od sponsorów zaspokoją tylko część potrzebnych klubowi kwot. Wrocław stara się zainteresować Śląskiem lokalny biznes – władze rozmawiały już z takimi wrocławskimi firmami, jak Betard, Impel i Hasco-Lek, ale te się nie palą. Wspierają już odpowiednio: żużel, siatkówkę i lekkoatletykę.

Dla biznesmenów dowodem więzi z lokalną społecznością było dotąd sponsorowanie lub wręcz kupowanie klubów sportowych. Przy okazji miało to podnieść prestiż i ego bogaczy. Podczas koniunktury było ich stać na takie pomniki za życia. Teraz większość pluje sobie w brodę.

Warszawskiej Polonii pozbywa się też lokalny przedsiębiorca budowlany Józef Wojciechowski.

Inni płaczą i płacą. Sylwester Cacek kontroluje Widzew, Janusz Filipiak Cracovię, Jacek Rutkowski poznańskiego Lecha, Bogusław Cupiał krakowską Wisłę, Mariusz Walter warszawską Legię.

Wcześniej zapatrzyli się w „lokalnych patriotów" z Rosji i Ukrainy, zwłaszcza Romana Abramowicza i Rinata Achmetowa, których uwielbiają miliony, głównie za inwestycje w piłkę. W bazie treningowej należącego do tego ostatniego Szachtara oprócz kilku boisk, siłowni, gabinetów odnowy biologicznej, luksusowej restauracji znajduje się sztuczny staw z rybami, by po treningu piłkarze mogli zrelaksować się przy wędkowaniu. Stadion Donbas Arena kosztował 300 mln dol., a kibice mogą liczyć na dotowane bilety. Uwielbienie dla Achmetowa sięgnęło zenitu, gdy Szachtar zdobył puchar UEFA. Ten najbogatszy człowiek na Ukrainie dba także o swój rodzinny Donieck. Centrum miasta jest zadbane, pełne zieleni, szpitale wyre- montowane. Z kolei Abramowicz zainwestował 2 mld dol. w Czukotkę, zapłacił zaległe pensje i był tam przez lata traktowany jak Bóg. Ale im się opłaca. Dzięki poparciu lokalnych społeczności oligarchowie mogą spokojnie robić swoje nie zawsze czyste interesy i nikt ich nie pyta, skąd wzięli pieniądze.

Spośród polskich miliarderów inwestujących w lokalny sport tylko Karkosik uznał, że lepsze jest coś budzącego wielkie emocje, ale tylko na stadionie – jego Unibax zainwestował w toruński żużel. Dużo huku, kurzu, ale trudniej się na tym przejechać.

Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju – mówił Leszek Czarnecki za prezydentem Kennedym, otwierając w końcu maja najwyższy w Polsce mieszkalny drapacz chmur. – To właśnie dla wrocławian, dla mego miasta wybudowałem Sky Tower – dodał.

Numer cztery na liście najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost" z majątkiem 5,5 mld zł nie wyobraża sobie, by obiekt mógł powstać gdzie indziej. Wart miliard złotych, wysoki na 212 metrów, dominuje nad rodzinnym Wrocławiem. Powstawał pięć lat, a kiedy udało się skończyć, w fecie brało udział 600 VIP-ów, a grał mistrz muzyki filmowej Ennio Morricone. Choć początkowo Sky Tower miał przyćmić inne wieżowce Europy, mieć 258 metrów i aż pięć wież, Czarnecki musiał ograniczyć ambitne plany. Ku zawodowi wrocławian, najwyższy wciąż pozostaje 231-metrowy warszawski Pałac Kultury i Nauki.

Pół roku wcześniej Jan Kulczyk otwierał swoją flagową inwestycję – autostradę łączącą Wielkopolskę z niemiecką granicą. Ten związany z Poznaniem biznesmen uważa ją za dowód swego lokalnego patriotyzmu. Autostrada spełniająca najbardziej restrykcyjne normy ekologiczne UE budzi podziw, ale kierowcy wściekają się na wysokie stawki i często ją omijają.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy