Tradycyjnie kandydat na prezydenta (albo obecny prezydent) jest uważany za symbolicznego lidera partii. Jako jedyny występuje na samej górze kart wyborczych we wszystkich 50 stanach oraz stołecznym Dystrykcie Kolumbia. Na resztę liderów Partii Republikańskiej obejmuje albo cały stan (senatorowie i gubernatorzy) lub okręgi wyborcze (członkowie Izby Reprezentantów), nie wspominając o lokalnych stanowiskach.
Oficjalnym kandydatem Partii Republikańskiej jest Mitt Romney. Ten biznesmen (założyciel i współwłaściciel firmy inwestycyjnej Bain Capital) i były gubernator stanu Massachusetts ukoronował długoletnie starania: dokładnie 2025 dni (ponad pięć i pół roku) po oficjalnym starcie po nominację. Jego wybór nie był zaskoczeniem, wpisuje się bowiem w tradycję Partii Republikańskiej, która w najnowszej historii nigdy nie stawiała na nowicjuszy w prezydenckim wyścigu.
Romney przegrał w 2008 r. prawybory z senatorem Johnem McCainem, potem lojalnie go wspierał w kampanii, więc w tym roku był faworytem partyjnego establishmentu. I właściwie – pomijając krótki okres pomiędzy styczniem a marcem, kiedy w prawyborach zagrażali mu najpierw Newt Gingrich, a potem Rick Santorum – nigdy niezagrożonym w walce o nominację. Co pokazuje jeszcze jedno: poparcie establishmentu to jedno, ale mozolne tworzenie wyborczej infrastruktury we wszystkich stanach, szukanie poparcia i pieniędzy na kampanię na lata przed startem prawyborów to jeszcze ważniejsza sprawa. Romney w prawyborach nie błyszczał, ale jako jedyny z rywali miał struktury, środki i poparcie innych republikanów, co pozwoliło mu zdobyć nominację.
Romney – „ja to naprawię"
Jako głos partii Romney jest typowym pragmatykiem, który stawia sobie za zadanie „odbudowę" Ameryki po czterech latach rządów Baracka Obamy. Nie jest porywającym mówcą ani ideologiem, ale typowym przedstawicielem biznesu, który w swoim postępowaniu kieruje się zasadami wypracowanymi przez lata w sektorze prywatnym: informacja (Romney słynie z zamiłowania do tabelek i liczb), analiza, a następnie podejmowanie wykalkulowanego ryzyka.
Dotychczasowe życie kandydata (żonaty od 43 lat z tą samą kobietą, pięciu synów, 18 wnuków, zdobyty samodzielnie majątek oceniany na 250 mln dolarów) podobnie jak kampania kandydata gwarantują w Białym Domu jedno: stabilne rządy bez żadnych fajerwerków. Co ciekawe, Romney, który zawsze uchodził raczej za centrystę, aby zdobyć poparcie w trakcie prawyborów, przesunął się w kierunku konserwatywnej prawicy: obiecał cięcia wydatków budżetowych, obniżkę podatków dla wszystkich o 20 proc., opowiedział się przeciw aborcji oraz za ostrym potraktowaniem nielegalnych imigrantów.
Na ostateczną walkę z Barackiem Obamą Partia Republikańska wysłała Romneya z programem, który stanowi powrót do korzeni. Po latach ekscesów George'a W. Busha republikanie znów mają?się stać partią ograniczonego rządu oraz walki z nadmiernymi wydatkami budżetu oraz redukcją narastającego długu publicznego. No i najważniejsze: naprawa gospodarki po rządach Obamy, a przede wszystkim walka z bezrobociem. – W przeciwieństwie do obecnego prezydenta mam plan stworzenia 12 milionów nowych miejsc pracy – zapowiedział Romney.O ile przemówienie Romneya podczas konwencji Republikanów wywołało planowany aplauz, o tyle mowa akceptacyjna kandydata na wiceprezydenta, Paula Ryana, została przyjęta z entuzjazmem, co pokazuje, że serca delegatów, najbardziej żarliwych republikanów były właśnie z nim.
Zaledwie 42-letni kongresmen z Wisconsin rozpala partyjne doły spragnione jak manny z nieba obietnicy „ograniczonego rządu". Ryan, szef komisji budżetowej Izby Reprezentantów, opracował autorski projekt budżetu, który zakłada ostre cięcia wydatków rządowych. W centrum – ograniczenie wydatków na program opieki zdrowotnej dla ludzi starszych Medicare. Choć demokraci zarzucają, że pomysł oznacza likwidację obecnie istniejącego systemu (którego koszty rosną lawinowo z roku na rok), Ryan twierdzi, że są one konieczne, aby „wzmocnić Medicare, dla pokolenia mojej mamy, mojego i moich dzieci".