Jan Paweł II. Jedyny taki polityk

Ani wrogowie, ani sojusznicy nie widzieli w Janie Pawle II przywódcy wyłącznie religijnego.

Publikacja: 17.05.2019 17:00

Ze swoim najważniejszym politycznym sojusznikiem. Jan Paweł II i Ronald Reagan, Watykan, lata 90. XX

Ze swoim najważniejszym politycznym sojusznikiem. Jan Paweł II i Ronald Reagan, Watykan, lata 90. XX w.

Foto: EAST NEWS

Od strony formalnej sprawa jest dość prosta: papież jest monarchą elekcyjnym, elektorami jest grono kardynałów. Państwo, którym kieruje papież, jest uznawane międzynarodowo, a on sam uznawany za jego przywódcę. Stolica Apostolska uczestniczy w wielu działaniach politycznych na świecie, należy do organizacji międzynarodowych itd. Sprawa jest zatem poza dyskusją.

A jednak mówimy „papież – polityk" i widzimy, szczególnie jeśli chodzi o Jana Pawła II – odruch oporu wobec takiego stawiania sprawy. Jak to? Święty, a polityk? Czyż wolno w tak spłaszczony sposób widzieć papieską misję? Czy politykiem może być „nasz" papież? Takie postawienie sprawy nie tylko w dyskusji publicznej, ale i na seminarium naukowym już niejeden raz wprawiło słuchaczy w konsternację i spowodowało nerwowe reakcje, że „tak nie można", że papież działał w innej płaszczyźnie.

Przedmiotem tego eseju jest zatem tylko jedna kwestia: papież jako polityk, polityk, który pomógł wyprowadzić Polskę z komunizmu i rozbić Związek Sowiecki. O innych płaszczyznach jego działania napisano więcej.

Wróćmy do źródła rozumienia polityki. Arystoteles traktował ją jako sztukę rządzenia w celu osiągania celów dla dobra wspólnego. Politykiem zatem – logicznie – jest ktoś, kto działa w sferze polityki, czyli „politykuje". Nie ma wymogu, by był nim tylko poseł, senator lub członek rządu albo partyjny działacz.

Warto jednak zaznaczyć, że polityka, nawet partyjna, nie była dla dojrzałego Karola Wojtyły obca. W młodości się o nią otarł. Była to Federacja Organizacji Narodowo-Katolickich Unia, organizacja, którą można umieścić w nurcie chadeckim. Jerzy Braun, prywatnie stryj późniejszego polityka Unii Wolności Juliusza Brauna, przywódca organizacji, z którą związany był młody Wojtyła, po jej połączeniu się ze Stronnictwem Pracy w 1943 roku został nawet przewodniczącym Rady Jedności Narodowej. Oznaczało to, że był jedną z najważniejszych postaci konspiracyjnego życia politycznego.

Działająca w Krakowie Unia miała poparcie znaczących postaci, w tym przede wszystkim kard. Adama Sapiehy. W 1944 roku związane z nią oddziały wojskowe odegrały rolę w walkach na Powiślu podczas powstania warszawskiego.

Unia miała także sekcję poświęconą kulturze. I Wojtyła, zanim wstąpił do seminarium, działał w tej właśnie inicjatywie – Unii Kultury oraz Teatrze Rapsodycznym. Unia miała nawet think-tank, który nazywał się Instytut Europy Środkowej. W jego ramach powstawały zręby programu politycznego środowiska, z którym związany był przyszły papież. Z ciekawostek można przytoczyć chociażby tę, że planowano po wojnie realizację idei Międzymorza. Tylko zaznaczam kwestię roli Wojtyły jako biskupa w Krakowie, jego rozmów z władzami, w tym wyrafinowanym politycznie sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Krakowie Kazimierzem Barcikowskim, które dały mu doświadczenie w polityce.

Wrogowie i sojusznicy

Papież miał polityczne cele. Nie znaczy to, że nie miał duszpasterskich, nie musi znaczyć, że nie były ważniejsze, ale pomijanie tych pierwszych byłoby nieuczciwym redukowaniem jego roli. Nie ulega jednak wątpliwości, że Jan Paweł II z determinacją walczył z systemem komunistycznym, który świetnie znał z Polski; był przekonany, że komunizm jest winny wielu nieszczęść Polaków i innych narodów Europy Środkowej.

Sam papież miał poczucie, że nie tylko reprezentuje ściśle religijne interesy wiernych, ale także odgrywa polityczną rolę. Już od samego początku pontyfikatu podkreślał, że czuje się reprezentantem narodów regionu. Podczas jednego z najbardziej znanych kazań, które wygłosił w 1979 r. podczas pierwszej wizyty w Polsce na Wzgórzu Lecha w Gnieźnie, wyraźnie przedstawił się jako reprezentant uciśnionych narodów słowiańskich, które w długim ciągu wymienił.

Co najważniejsze, papież przez innych decydentów w skali globalnej postrzegany był jako polityczny partner. Zacznijmy od jego przeciwników: komuniści traktowali go jako politycznego wroga niemal od pierwszych dni urzędowania, strzały na pl. Świętego Piotra 13 maja 1981 r. były przecież próbą zabójstwa politycznego. Było tak nie dlatego, że Sowieci papieża nie lubili, ale ze względu na to, iż podejrzewali, że będzie dążył do rozbicia Układu Warszawskiego poprzez wyłuskanie z niego Polski, a także demontaż samego Związku Sowieckiego. Sądzili, że wspieranie narodowych ambicji Ukraińców przez papieża do tego ostatniego doprowadzi i się nie mylili.

Wiedzieli też, że ma do tego środki i przygotowanie. W końcu października 1978 r. szef ukraińskiego KGB pisał: „Na podstawie danych KGB ZSRR, bez względu na deklaracje nowego Papieża o zamiarach kontynuacji linii politycznej swoich poprzedników, fakty z jego dotychczasowej działalności świadczą o tym, że ma on swoją »własną koncepcję«, polegającą na orientacji na »świat zachodni« i aktywizacji Kościoła katolickiego w krajach socjalistycznych".

Sowieci uważali nowego biskupa Rzymu za wroga ideologicznego, którego polityka może im zaszkodzić. Taką interpretację lansowało KGB, podobną przekazywano „sojusznikom" kanałami dyplomatycznymi. Bezpośrednio po konklawe 1978 r. ambasador sowiecki w Warszawie poinformował towarzyszy, że Moskwa widzi w Wojtyle „jadowitego antykomunistę". Dla Jurija Andropowa, wówczas szefa KGB, wedle myśli, którymi dzielił się jesienią 1978 r., taki wybór kardynałów stanowił wręcz część spisku, którego celem miało być wyciągnięcie Polski z sowieckiej struktury imperialnej. Inaczej niż kilka lat wcześniej kardynał Karol Wojtyła był wówczas postrzegany przez władze komunistyczne w Polsce już jako większe zagrożenie dla ich rządów niż prymas Stefan Wyszyński.

Sojusznicy także uznawali polskiego papieża za politycznego partnera, i to – co ważne – nie tylko w kwestiach ideowych, strategicznych, ale także w taktycznym działaniu, reagowaniu na konkretne wydarzenia, tak charakterystycznym dla aktywności politycznej. Dzięki dokumentom zdeponowanym w bibliotekach amerykańskich prezydentów Ronalda Reagana i George'a W. Busha możemy na ten temat niemało powiedzieć. Za drugiej kadencji Reagana kontakt prezydenta USA i ważnych przedstawicieli jego administracji z papieżem miał stały i systemowy charakter. Tematem były nie tylko kwestie Polski, sytuacji po stanie wojennym, ważną sprawą stały się z czasem kwestie bliskowschodnie, sytuacja w Iraku i kryzysy w Libanie, konflikty w Ameryce Południowej.

W czasach Busha wzajemne relacje nie były mniej intensywne. Zapisy papieskich rozmów telefonicznych z prezydentem USA pokazują Jana Pawła II przede wszystkim jako polityka, który oferuje wsparcie w sprawach, które dla Waszyngtonu są ważne – jednocześnie niejako na deser podkreśla konieczność załatwienia spraw ważnych dla Polski. Podczas jednej z takich rozmów, która miała miejsce 16 września 1989 r., papież poruszył np. temat pomocy gospodarczej USA dla Polski. Bush obiecał wsparcie zarówno ze strony rządu USA, jak i prywatnych darczyńców.

Coś za coś

Papież był przekonany do politycznych metod działania. Jedną z najważniejszych z nich jest perswazja słowem. Doświadczenie teatralne – zresztą zdobyte w kontekście środowiska Unii – bardzo w tym pomagało. Odpowiedni gest, mina, zdolność do zapanowania nad tłumem są siłą polityka. Inną metodą są negocjacje, w tym zakulisowe, a także zawieranie kompromisu. To, a nie naiwność, było powodem jednoznacznego poparcia Jana Pawła II dla Okrągłego Stołu, wyborów czerwcowych w 1989 r., a także powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego, w którym byli przecież liczni i postawieni na ważnych stanowiskach przedstawiciele PZPR, w tym szef komunistycznych służb specjalnych.

Także czysto religijne z pozoru sytuacje Jan Paweł II wykorzystywał politycznie – najlepiej to widać w kontekście świętych „jagiellońskich": Jadwigi Andegaweńskiej i Kazimierza Jagiellończyka. Każda niemal wypowiedź na temat tych postaci połączona była z politycznym przekazem do Polaków przykładowo o tym, że zawieranie unii leży w naszej naturze. Na początku lat 90. chodziło o to, by łagodzić potencjalne konflikty polsko-ukraińskie czy polsko-litewskie, które byłyby przeszkodą na naszej drodze na Zachód. Potem, w kolejnej dekadzie, sens przypominania jagiellońskiej przeszłości polegał przede wszystkim na zachęcaniu Polaków, szczególnie części biskupów i polityków prawicy, do poparcia wejścia Polski do UE.

Wracanie do dziejów I RP w tekstach papieża miało polityczne cele: przekonać Polaków w XX w., że ich naturalnym stanem jest życie w demokracji i zgodzie z sąsiadami, za których ponoszą swego rodzaju historyczną odpowiedzialność.

Z zapisów rozmów papieskich wiemy, że sam Wojtyła potrafił rozmawiać „jak polityk", targować się, proponować na zasadzie coś za coś, co wychodzi na przykład przy studiowaniu jego zapisów rozmów z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Czasami negocjował przez pośredników. Przykładowo kwestię programu wizyt w Polsce: potrafił zgodzić się na ustępstwa w jednej sprawie (nie jechać do Rzeszowa w 1987 r.), by w drugiej nie popuścić (wizyta w Gdańsku).

Papież zawierał nieformalne polityczne sojusze. Nie ma wątpliwości, że najważniejszym z nich był ten z Reaganem. Nigdy wcześniej i nigdy później nie zdarzyło się, żeby głowa Kościoła posunęła się tak daleko, jeśli chodzi o gesty wobec jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, jak w 1984 r. Jan Paweł II był gotów do zawierania sojuszy bez względu na różnice światopoglądowe, religijne czy polityczne – gdy zgadzał się cel, był gotów maszerować w jego kierunku także z towarzyszami o innym światopoglądzie.

Oczywiście w budowaniu sojuszu z USA jedna z najważniejszych ról należała do Williama J. Caseya, szefa CIA, który akurat był katolikiem. W cieniu zamku w Castel Gandolfo w latach 80. bywała jednak elita liberalnych myślicieli często dalekich od katolicyzmu. To tam odbywały się poufne konsultacje papieża Wojtyły z George'em Sorosem. To tam analizowano sytuację społeczną i historię rozpadu imperiów, jakby przygotowując się na to, co miało niebawem nastąpić.

A może papież robił to wszystko trochę „nieświadomie", powodowany potrzebą serca, chwili czy sentymentami? Nic podobnego, miał świadomość, że działa jak polityk, a kilka razy nawet wysłał półżartobliwy sygnał, że czuje, iż przekroczył swoje „papieskie" kompetencje. Pewnego razu Bronisław Geremek poprosił go o pośrednictwo w kontakcie z sowieckim przywódcą Michaiłem Gorbaczowem. Jan Paweł II odpowiedział Geremkowi, że i tak w jakimś stopniu wychodzi „poza rolę sukcesora św. Piotra", czyli tłumacząc słowa papieskie na prosty język, przekracza swoje kompetencje.

Inny przykład to pierwsza wizyta premiera Tadeusza Mazowieckiego w Watykanie po objęciu stanowiska. Sam Mazowiecki w trakcie wizyty opisywał rolę Jana Pawła II jako „autorytetu moralnego". Trochę dalej poszedł wtedy właśnie sam papież. Po spotkaniu z premierem wypowiedział m.in. znamienne dla naszych rozważań słowa wskazujące na jego polityczne zaangażowanie we wsparcie na arenie międzynarodowej procesu zmian w Polsce: „Myślę, że jeśli uczyniłem coś w tym względzie, uczyniłem to w ramach mojej misji powszechnej i tak winno to być widziane. Uważam tę audiencję za fakt historyczny i pozytywny. Nie jest on jednak dla mnie historyczny tylko ze względów patriotycznych, ponieważ należy do całości mej misji, tak jak należy do ewolucji historycznej świata".

Miarą polityki jest także skuteczność. W ułożonym pod tym względem rankingu polskich polityków – jeśli założyć zuchwale, że papież politykiem był – Jan Paweł II znalazłby się prawdopodobnie na czele, tym bardziej że był skuteczny w globalnej skali.

Król?

A jednak myśliciele szukają innego słowa, wyczuwając, że dzisiaj „polityk" nie brzmi najlepiej. Szczególnie w dokumentach Soboru Watykańskiego II widać intencję odseparowania polityki od spraw religii. To dlatego ks. prof. Piotr Mazurkiewicz dla opisania papieskiego czy szerzej kościelnego uprawiania tej działalności użył terminu „apolityczna polityczność". Niemiecki filozof Ernst Böckenförde pisze w tym kontekście o metapolityce. Polscy filozofowie Dariusz Karłowicz i Marek A. Cichocki idą inną drogą: dostrzegli w papieżu monarchę, króla Polski. W artykule w „Teologii Politycznej" ujęli to tak: „Jego myślenie o kształcie Rzeczypospolitej, jej przeszłości i przyszłości, republikańskich tradycjach, o jej miejscu w świecie, fundamentach, architekturze i misji (tak, misji, której nie można zignorować!) – były nie tylko działalnością intelektualną, ale działalnością sprawczą. Jan Paweł II był naszym przywódcą duchowym i w jakimś sensie przywódcą politycznym – kimś w rodzaju monarchy sprawującego szereg istotnych funkcji politycznych i metapolitycznych, które w ustroju mieszanym przypadają głowie państwa. Jako król i autorytet duchowy Papież kształtował oblicze Polski zarówno w wymiarze faktów, jak i przyjętych przez wspólnotę polityczną norm".

Chcemy dać rzeczy odpowiednie słowo: apolityczny polityk, król Polski, metapolityk, wytrawny strateg, ale i sprawny taktyk polityki. Polityk, ale przez wielkie „P". Jedyny taki w polskich dziejach.

Dr hab. Paweł Kowal jest profesorem w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Od strony formalnej sprawa jest dość prosta: papież jest monarchą elekcyjnym, elektorami jest grono kardynałów. Państwo, którym kieruje papież, jest uznawane międzynarodowo, a on sam uznawany za jego przywódcę. Stolica Apostolska uczestniczy w wielu działaniach politycznych na świecie, należy do organizacji międzynarodowych itd. Sprawa jest zatem poza dyskusją.

A jednak mówimy „papież – polityk" i widzimy, szczególnie jeśli chodzi o Jana Pawła II – odruch oporu wobec takiego stawiania sprawy. Jak to? Święty, a polityk? Czyż wolno w tak spłaszczony sposób widzieć papieską misję? Czy politykiem może być „nasz" papież? Takie postawienie sprawy nie tylko w dyskusji publicznej, ale i na seminarium naukowym już niejeden raz wprawiło słuchaczy w konsternację i spowodowało nerwowe reakcje, że „tak nie można", że papież działał w innej płaszczyźnie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Niech żyje sigma!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Tym bardziej żal…
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Syria. Przyjdzie po nocy dzień
Plus Minus
Jan Maciejewski: …ale boicie się zapytać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Ami Ajalon: Zabijałem ludzi, o których nic nie wiedziałem