Od strony formalnej sprawa jest dość prosta: papież jest monarchą elekcyjnym, elektorami jest grono kardynałów. Państwo, którym kieruje papież, jest uznawane międzynarodowo, a on sam uznawany za jego przywódcę. Stolica Apostolska uczestniczy w wielu działaniach politycznych na świecie, należy do organizacji międzynarodowych itd. Sprawa jest zatem poza dyskusją.
A jednak mówimy „papież – polityk" i widzimy, szczególnie jeśli chodzi o Jana Pawła II – odruch oporu wobec takiego stawiania sprawy. Jak to? Święty, a polityk? Czyż wolno w tak spłaszczony sposób widzieć papieską misję? Czy politykiem może być „nasz" papież? Takie postawienie sprawy nie tylko w dyskusji publicznej, ale i na seminarium naukowym już niejeden raz wprawiło słuchaczy w konsternację i spowodowało nerwowe reakcje, że „tak nie można", że papież działał w innej płaszczyźnie.
Przedmiotem tego eseju jest zatem tylko jedna kwestia: papież jako polityk, polityk, który pomógł wyprowadzić Polskę z komunizmu i rozbić Związek Sowiecki. O innych płaszczyznach jego działania napisano więcej.
Wróćmy do źródła rozumienia polityki. Arystoteles traktował ją jako sztukę rządzenia w celu osiągania celów dla dobra wspólnego. Politykiem zatem – logicznie – jest ktoś, kto działa w sferze polityki, czyli „politykuje". Nie ma wymogu, by był nim tylko poseł, senator lub członek rządu albo partyjny działacz.
Warto jednak zaznaczyć, że polityka, nawet partyjna, nie była dla dojrzałego Karola Wojtyły obca. W młodości się o nią otarł. Była to Federacja Organizacji Narodowo-Katolickich Unia, organizacja, którą można umieścić w nurcie chadeckim. Jerzy Braun, prywatnie stryj późniejszego polityka Unii Wolności Juliusza Brauna, przywódca organizacji, z którą związany był młody Wojtyła, po jej połączeniu się ze Stronnictwem Pracy w 1943 roku został nawet przewodniczącym Rady Jedności Narodowej. Oznaczało to, że był jedną z najważniejszych postaci konspiracyjnego życia politycznego.