Trzebinia. Miasteczko położone 30 km od Krakowa. Soczysta zieleń leśnych drzew, zatoka, w której wodach można popływać. Kino, kościół zapełniający się w niedzielę, ale też kominy rafinerii, z których rozchodzi się smród. To krajobraz, w którym toczy się akcja filmu „Każdy ma swoje lato". Robiąc swój fabularny debiut, dokumentalista Tomasz Jurkiewicz wrócił do miejsca, w którym się wychował. „Chciałem opowiedzieć o ludziach, których znam najlepiej, i problemach, które są mi bliskie" – mówi.
Początek filmu: spuszczone zapory na przejeździe kolejowym, miarowy stukot pociągu. Tylko prosty krzyż przypomina, że kiedyś musiało tu dojść do tragedii. I zaraz skromne mieszkanie w odrapanym domu. Trzy pokolenia: stary, pogrążający się w demencji ojciec, córka Stanisława – dawna harcerka, oschła i rozmodlona kościelna organistka, która samotnie wychowała syna, wreszcie 17-letni Wojtek, w czasie szkolnych wakacji dorabiający w supermarkecie.
Wojtek opiekuje się dziadkiem. Goli go, podaje jedzenie, zabiera ze sobą, gdy idzie z kolegami do kina albo nad zalew. I wie, że gdy dziadek ucieka, to odnajdzie go przy kolejowym przejeździe.
Monotonię małomiasteczkowego życia zakłóca przyjazd dziewczyny. Agata nie ma czego szukać we własnym domu, więc wymyśliła sobie sposób na życie: rower, plecak, wolność, dorywcza praca, seks bez zobowiązań, marzenie o wyprawie do Nepalu. W Trzebini pracuje jako kucharka w oazie. I staje się wyzwaniem dla śniętego miasteczka. Chłopaki zakładają się, któremu uda się ją poderwać, starsi są zgorszeni, gdy do pracy przychodzi w krótkich spodenkach.
Jurkiewicz opowiada o prowincji odciętej od pośpiechu wielkich miast, z własną hierarchią wartości i własnymi autorytetami. Z chłopakami udającymi macho, z zagrzebanymi w pamięci tajemnicami. O miejscu, w którym je się kotlety schabowe, nie wegetariańskie sałaty, a dziewczyna z odkrytym pępkiem wywołuje skandal. Świecie, gdzie głosuje się na Andrzeja Dudę, gdzie na podatny grunt mogą paść słowa: „To nie ludzie, to ideologia". Jednak Jurkiewicz nie ma ambicji socjologa. Przede wszystkim interesuje go portret trzypokoleniowej rodziny kryjącej tajemnice z przeszłości. „Mamie życie spieprzyłeś i mnie życie spieprzyłeś, ile jeszcze będziesz żył?" – krzyczy Stanisława w pewnym momencie do ojca. Bardzo przejmujący jest ten obraz ludzi żyjących pod jednym dachem, a przecież samotnych, rozpaczliwie tęskniących za uczuciem i bliskością, której nie potrafią sobie dać. Co musi się zdarzyć, by się uśmiechnęli, usiedli razem na tarasie i popatrzyli na zieleń drzew?