McCartney dla Breżniewa

Cały Stadion Narodowy zadrżał w posadach, gdy Paul McCartney zagrał i zaśpiewał „Back in the USSR". Ostry rockowy utwór Beatlesów rozruszał publiczność...

Publikacja: 28.06.2013 18:16

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Wiele innych piosenek McCartney zapowiadał, opowiadając o okolicznościach ich powstania, dedykując je swojej żonie czy nieżyjącym już kolegom z dawnego zespołu. Tej nie skomentował. Może to i lepiej, bo pewnie mogliśmy się spodziewać dedykacji dla Leonida Breżniewa. A przynajmniej dla Michaiła Gorbaczowa.

Profanom należałoby w tym miejscu przypomnieć, o co chodzi z „Back in the USSR". Piosenka powstała jako zbiór kilku muzycznych żartów i tekstowych cytatów (odwołujących się m.in. do Chucka Berry'ego i zespołu Beach Boys). Mówiąc najkrócej – opisuje ulgę pasażera, który „zostawia za sobą Zachód" i szczęśliwy ląduje na lotnisku w Związku Sowieckim po morderczej podróży.

Z czym Paulowi kojarzy się ZSRR? Nie z KGB i GRU, nie z brakiem wolności słowa, cenzurą, komunistyczną dyktaturą, nie z opozycjonistami wykańczanymi w syberyjskich łagrach, ale jedynie z urodą moskiewskich, ukraińskich i gruzińskich dziewcząt oraz z dźwiękami bałałajki. Wielu komentatorów na Zachodzie zauważyło to już niedługo po nagraniu tego utworu, czyniąc Beatlesom wyrzuty, że w czasach wojny wietnamskiej prezentują „prosowieckie sentymenty".

Mnie przykro się zrobiło 20 czerwca 2013 r., gdy słynny muzyk – a jestem, mimo wszystko, zaprzysięgłym fanem Beatlesów od dzieciństwa – zagrał tę właśnie piosenkę nad Wisłą, podczas swojego pierwszego (i być może jedynego) koncertu w kraju, który jeszcze dwadzieścia parę lat temu doświadczał „braterskiej przyjaźni" USSR.

Ktoś może powiedzieć, że się czepiam. Że cały świat widzę przez pryzmat polityki, że wszędzie tropię komunistyczne spiski. Że po pierwsze Beatlesi z natury rzeczy, jako muzycy rockowi, nie musieli interesować się sytuacją w Sowietach. Że rok 1968 to nie były już czasy stalinowskie, ale czasy breżniewowskiej małej stabilizacji, a ZSRR z USA rywalizowały jedynie w dziedzinie lotów kosmicznych...

Może rzeczywiście się czepiam. Ale pamiętam wrażliwość „późnych" Beatlesów na łamanie praw człowieka, że nie wspomnę już o zaangażowaniu Paula w walkę z minami lądowymi, w batalię w obronie fok, a także o jego wegetariańskim współczuciu dla wszystkich innych zwierzątek, które wyraziło się również podczas wizyty w Warszawie.

Nie trzeba zresztą sięgać tak daleko. Kilkadziesiąt minut przed „Back in the USSR" na warszawskim stadionie McCartney zaśpiewał inny swój utwór: „Blackbird", pochodzący także z „Białego Albumu" Beatlesów (napisany nieco wcześniej, bo 11 czerwca 1968 roku) – poetycką, skromną muzycznie, ale wpadającą w ucho folkowo-bluesową kompozycję. Zapowiadając tę piosenkę, muzyk przypomniał, że była ona protestem wobec rasizmu i łamania praw człowieka w Ameryce z czasów, gdy ów utwór powstawał.

Tym, którzy będą się upierać, że w 1968 roku, gdy nagrywano „Biały Album", brytyjskie gazety pisały raczej o tym, że w Ameryce „biją Murzynów", a nie o sowieckim terrorze, odpowiem brutalnie: to nieprawda. „Back in the USSR"  Beatlesów była nagrywana w studiu muzycznym EMI przy Abbey Road 22 i 23 sierpnia 1968 roku. I podanie tej daty jest bardzo ważne. Bo 20 sierpnia 1968 roku wojska sowieckie (oraz kilku innych państw Układu Warszawskiego) wkroczyły do Czechosłowacji.

A dwa dni później nasi dzielni liverpoolscy bojownicy o pokój, obrońcy praw człowieka i zwierząt zaczęli nagrywać pogodną pioseneczkę o urokach życia w sowieckim imperium.

PS Oddajmy sprawiedliwość Ringo Starrowi. Obrażony za to, że koledzy go wystarczająco nie kochają, 22 sierpnia opuścił studio i nie wziął udziału w nagraniu tej piosenki.

Wiele innych piosenek McCartney zapowiadał, opowiadając o okolicznościach ich powstania, dedykując je swojej żonie czy nieżyjącym już kolegom z dawnego zespołu. Tej nie skomentował. Może to i lepiej, bo pewnie mogliśmy się spodziewać dedykacji dla Leonida Breżniewa. A przynajmniej dla Michaiła Gorbaczowa.

Profanom należałoby w tym miejscu przypomnieć, o co chodzi z „Back in the USSR". Piosenka powstała jako zbiór kilku muzycznych żartów i tekstowych cytatów (odwołujących się m.in. do Chucka Berry'ego i zespołu Beach Boys). Mówiąc najkrócej – opisuje ulgę pasażera, który „zostawia za sobą Zachód" i szczęśliwy ląduje na lotnisku w Związku Sowieckim po morderczej podróży.

Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska