Do dziś uderza wyliczanka Miłosza, który w jednym z esejów „spłaszczył" dzieje do dinozaura, krucjat, maszyny parowej i wyborów, wykpiwając upraszczające widzenie dziejów jako prostego progresu. Dodajmy, że mieszkający w Stanach pisarz nie odnosił się w tym sarkastycznym fragmencie do curriculum komunistycznej szkoły, lecz do wizji, jaką częstowany był uczeń typowego kalifornijskiego college'u, chcąc pokazać, jak Hegel i jego następcy przeorali myślenie o przeszłości: płytko może, lecz szeroko.
Czy polskie powojenne dążenia do wolności na poziomie podręcznika dla szkoły średniej, wypowiedzi wykładowcy, przewodnika czy dyplomaty, zwracającego się do grupki życzliwych cudzoziemców, nie brzmią trochę jak parafraza Miłosza? „Prymas w Komańczy. Demonstracje w Poznaniu, Październik i wiec na Politechnice. Zamknięcie »Po Prostu«, Klub Krzywego Koła, »komandosi«, list Kuronia i Modzelewskiego. Marzec, golędziniacy, agresja na Czechosłowację. Grudzień, »taternicy«, KOR i KPN, papież, Sierpień – a potem to już zaraz wolność".
Że nie było tak prosto, pokazuje bodaj każda solidna książka traktująca o polskiej historii najnowszej. Historyk idei Dariusz Gawin, autor „Wielkiego zwrotu", zdołał jednak, zachowując dystans, jaki przystoi twórcy syntezy, ukazać wielość postaw, zajmowanych – tak chyba można ująć ramy czasowe tej pracy – między dwoma Czerwcami, 1956 i 1976.
Lewica, czyli kto?
Warto może w jednej kwestii nie zgodzić się już na wstępie z autorem. Dariusz Gawin zastrzega się stanowczo, że zależało mu na opisaniu „historii ewolucji polskiej myśli politycznej i społecznej w kierunku samoorganizacji", nie zaś „dziejów społeczeństwa obywatelskiego" czy, tym bardziej „historii lewicy antytotalitarnej". Zgoda: nie jest „Wielki zwrot" historią opozycyjnych inicjatyw politycznych lat 1956–1976 sensu stricto. Zarazem jednak za sprawą autorskiej dociekliwości, hermeneutycznego niemal dociekania głębokich znaczeń ówczesnych wypowiedzi i manifestów jest to praca dająca o tych inicjatywach (czy przynajmniej lwiej ich części) znacznie lepsze wyobrażenie niż dotychczasowe usiłowania syntez o znacznie śmielszych tytułach.
Owszem, dociekliwe badanie „ruchu myśli zapisanego w tekstach" jest swoiste dla warsztatu historyka idei. Zarazem jednak nawet w obrębie tej gildii i specjalizacji nieczęsto można spotkać się z tak – ująłbym to – niezmordowanym niezadowoleniem z powierzchownych interpretacji znanych już tekstów, od publicystyki „Więzi" po pisma Jana Strzeleckiego, gotowością do odkrywania w nich tego, co stanowi o ewolucji postaw. Zasługuje to na odnotowanie tym bardziej, że autor – laureat Nagrody im. Andrzeja Kijowskiego, współtwórca Muzeum Powstania Warszawskiego – zwykł odwoływać się do nieco innych tradycji i autorów niż ci, których w swojej najnowszej książce stara się zrozumieć. To dowód na to, że nawet w bardzo plemiennych czasach udaje się wyjść poza własne opłotki.
Na przytoczenie zasługuje jeszcze jedno zastrzeżenie autora, który pisząc, „o kim nie jest ta książka", wymienia szereg formacji współtworzących społeczeństwo obywatelskie i stanowiących rusztowanie dla różnych form oporu: od najpotężniejszej, czyli Kościoła katolickiego, poprzez najróżniejsze instytucje i wspólnoty działające przy Kościele (od KUL przez „Znak" i sieć KIK po duszpasterstwa), aż po niezależne środowiska harcerskie, wiejskie, akowskie, wreszcie grupy świadomie wybierające działalność polityczną, na czele z „Ruchem".
To, co pozostaje i stanowi przedmiot refleksji autora, to gwiazdozbiór bardzo bogaty – od redakcji „Po Prostu" i założycieli Rewolucyjnego Związku Młodzieży czy efemerycznego Klubu im. Karola Marksa przez środowisko warszawskiej „Więzi", z drugiej zaś strony – „poszukiwaczy sprzeczności", aż po autorów-instytucje, których książki (jak „Rodowody niepokornych" Bohdana Cywińskiego) czy pasje intelektualne (jak w przypadku Leszka Kołakowskiego) stanowiły zaczyn i drogowskaz dla całych środowisk.