Inaczej sprawa ma się z nihilistami. Dla nich Boga nie ma, nawet jeśli część z nich, przywdziewając konserwatywne maski, rozpowszechnia „szlachetne kłamstwa" i wciska ciemnemu ludowi rozmaite przesądy – zarówno odwołujące się do kategorii religijnych, jak i wyłącznie świeckich.
Zwolennikiem rozpowszechniania „szlachetnych kłamstw" był Leo Strauss. Ten amerykański myśliciel pochodzenia żydowskiego, imigrant z hitlerowskich Niemiec, swoją refleksję snuł wokół kryzysu liberalnej demokracji, której zwieńczeniem okazały się reżimy totalitarne. Uważał, że nazizm wziął się stąd, że do głosu doszły namiętności ludu. Recept na takie zagrożenia upatrywał w rządach liberalnej elity, która wie najlepiej, jak zorganizować społeczeństwo, i dlatego nie zamierza zapoznawać go z prawdą, gdyż ta może się okazać dla niego źródłem wewnętrznych konfliktów.
Adam Wielomski w książce „Prawica w XX wieku" tak referuje stanowisko Straussa: „Zaczerpnięta od wielkich Starożytnych, czyli od (symbolicznych) Aten, koncepcja ustroju umiarkowanego ma zapewnić bezpieczeństwo cielesnym synom Jerozolimy, w sytuacji gdy Bóg umarł, a oni pozostali Narodem Osieroconym". Amerykański myśliciel – jak możemy przeczytać w tej książce – był więc typem „zhellenizowanego Żyda", który wybrał mądrość greckich filozofów przeciwko – jak twierdził – fałszywemu objawieniu z góry Synaj. Szedł tym samym w ślady Barucha Spinozy. Ten żyjący w XVII wieku niderlandzki filozof pochodzenia żydowskiego „podjął się dzieła zdruzgotania wszelkich form religii objawionej, aby zaprojektować państwo demokratyczno-liberalne", w którym wyznawcy chrześcijaństwa i judaizmu uwolnieni od wszelkich dzielących ich antagonizmów zostaliby przemienieni w „istoty ludzkie" i żyliby w pokoju społecznym.
Za spadkobierców Straussa uchodzą tak zwani neokonserwatyści. Ta grupa amerykańskich politologów od początku lat 80. dostarczała ideologicznej amunicji polityce zagranicznej kolejnych ekip republikańskich w Białym Domu. Ale, jak zauważa Wielomski, łącznikiem między Straussem a neokonserwatystami nie są poglądy, lecz pewna sytuacja psychologiczna: strach przed powtórką Holokaustu. Wielomski przywołuje słowa Joshuy Muravchika, w których ten nawołuje do niszczenia wszelkiego niedemokratycznego systemu, gdyż jego istnienie „mogłoby stanowić zachętę dla innych nikczemników", dla „bezkarnej agresji, czystek etnicznych i masowych mordów".
Strauss z pewnością musi się podobać różnym kulturowym „chrześcijanom", dla których nie ma znaczenia, czy ludzie wierzą w Boga, bo ważne jest tylko to, żeby byli dobrzy, przyzwoici, uczciwi. W tym kontekście warto zajrzeć do najnowszego wydania periodyku „Kronos" (nr 2 /2013). Zamieszczony został w nim blok materiałów poświęconych Hansowi Blumenbergowi. Ten XX-wieczny niemiecki filozof był radykalnym orędownikiem oświeceniowego dziedzictwa i sprzeciwiał się traktowaniu świeckiej nowożytności jako zsekularyzowanej wersji chrześcijaństwa.