Jakiś czas kupiłem na Allegro książkę „Robert Brasillach. L'homme et l'?uvre" Paula Vandromme'a z 1956 roku. Od dość dawna zbieram literaturę na temat tego francuskiego pisarza, a praca Vandromme'a była dla mnie cenna nie tylko jako właściwie pierwsza poważna monografia pisarstwa Brasillacha, ale i dlatego, iż wspomniany egzemplarz pochodził z biblioteki Jana Błońskiego. Co zresztą mnie zdziwiło, bo Błoński był wprawdzie wielkim znawcą literatury francuskiej, pisał subtelne eseje o Prouście i Genêcie, ale żeby zaciekawił go pisarz sympatyzujący z faszyzmem i do tego rozstrzelany za kolaborację z III Rzeszą? Gdy już dotarł do mnie zakupiony egzemplarz książki Vandromme'a – byłem zresztą jedynym zainteresowanym – okazało się, że ciekawość Błońskiego skończyła się na stronie szesnastej, bo pozostałych dwieście pozostało nierozcięte...
Ów nierozcięty egzemplarz pracy Vandromme'a zdaje się być dobrym symbolem swoistego désintéressement polskiej krytyki wobec Brasillacha. Nie dysponujemy przekładami jego książek, niewiele też na jego temat pisano. Są szkice Ewy Bieńkowskiej, Macieja Kubickiego, Jacka Bartyzela, i to chyba wszystko... Dodać tu można wydane po polsku książki opisujące postawę francuskich intelektualistów w czasie II wojny, jak chociażby wydane w ostatnich latach prace Alana Ridinga czy Frederica Spottsa, bo nazwisko Brasillacha pojawia się tam często.
Niemniej jednak wydana właśnie książka Philippe'a d'Huguesa jest pierwszą w języku polskim tak obszerną prezentacją życia i twórczości Brasillacha. Jej francuska wersja ukazała się w roku 2005, a autor, jak czytamy w krótkiej nocie biograficznej, jest historykiem i krytykiem kina, był m.in. kierownikiem paryskiego Muzeum Sztuki Współczesnej Palais de Tokyo, publikował m.in. na łamach „Commentaire" i „Le Figaro".
Krytyk powieści i epoki
Książka, która oscyluje między krytycznoliterackim przewodnikiem, portretem tytułowego bohatera i jego obroną, pisana jest bez wątpienia z życzliwością dla Brasillacha, autora, który urodził się w roku 1909 – był więc rówieśnikiem „naszego" pokolenia 1910. W tym samym 1909 urodził się Jerzy Andrzejewski, dwa lata odeń młodszy był Czesław Miłosz. Absolwent elitarnej École Normale Supérieure (poznaje tam m.in. Simone Weil), Brasillach wcześnie wkracza do literatury. Sympatyk Charlesa Maurrasa, nacjonalizmu i monarchizmu, publikuje głównie w pismach literackich silnej wówczas francuskiej prawicy. Zaczyna jako dobry, ciekawy, zadziorny krytyk literacki, zdaniem d'Huguesa najlepszy w swoim pokoleniu, czego owocem są tomy „Obecność Wergiliusza", „Portrety" i „Corneille". Ważne miejsce w dorobku zajmie też pionierska „Historia kina" napisana wraz z Maurice'em Bardèchem. Potem spróbuje też swoich sił jako powieściopisarz. Nie bez sukcesów, czego dowodem „Jakże mija czas" czy nominowane do nagrody Goncourtów „Siedem kolorów". Obie te powieści są wielką pochwałą życia, młodości, szczęścia, przyjaźni, wartości zasadniczych dla Brasillacha, wyznawcy la douceur de vivre, a więc słodyczy życia. A jednocześnie, jak zauważał Dominique de Roux, naznaczone są te książki lękiem przed upływającym czasem, nieustannym poczuciem kruchości świata i nostalgią za tym, co minione.
Brasillach należy do pokolenia, które historycy określą mianem nonkonformistów lat 30. Jak inni jego rówieśnicy, także w Polsce, buntuje się przeciw kapitalizmowi, demokracji, liberalizmowi, republice, odrzuca zdecydowanie marksizm i komunizm. Pod wrażeniem starć ulicznych w Paryżu 6 lutego 1934 roku coraz wyraźniej utożsamia się z faszyzmem. Jedzie do ogarniętej wojną domową Hiszpanii, jest zwolennikiem generała Franco, pisze – wraz z Henrie Massisem – reportaż o heroicznej obronie Alkazaru, a potem – tym razem z Bardèchem – „Historię wojny w Hiszpanii". Przełomem jest wizyta na zjeździe NSDAP w Norymberdze w roku 1937. Faszyzm to fascynująca mal du siècle (choroba epoki) i „stan ducha", przede wszystkim ducha nowości, nonkonformizmu, duch wrogości wobec mieszczaństwa (antibourgeois), a także wobec wszelkich przesądów, klasowych i innych. Ale to również „duch przyjaźni, którą chcielibyśmy wynieść na poziom przyjaźni narodowej", pisze Brasillach w „Naszym przedwojniu". Jego krytycyzm wobec Hitlera i Niemiec coraz bardziej topnieje. W 1944 roku napisze nawet: „Udało mi się nawiązać więź z geniuszem niemieckim i nigdy już jej nie zapomnę".
Kolaboracja serca
Dowodem coraz mocniejszego politycznego zaangażowania pisarza są jego artykuły publikowane od 1936 roku w tygodniku „Je suis partout" („Jestem wszędzie"), jednym z najważniejszych pism ówczesnej młodej prawicy. Brasillach jest znakomitym, bezlitosnym polemistą. Kpi z intelektualistów lewicowych i ówczesnego salonu literackiego, domaga się likwidacji partii komunistycznej, walczy z rządem i II Republiką. Tą ostatnią nazwie nawet „zdychającą dziwką" i „syfilityczną pokraką". W 1938 ulega antysemickiej gorączce, choć d'Hugues jego teksty ze specjalnych „żydowskich" numerów „Je suis partout" ocenia jako cechujące się „względnym umiarem". Gdy we Francji wprowadzono zakaz szerzenia poglądów antysemickich, Brasillach pisze szyderczy artykuł o „kwestii małpiej" (la question singe). Z dzisiejszej perspektywy mało zabawny, ale zdaniem d'Huguesa wówczas, a więc jeszcze przed doświadczeniem Zagłady, właściwie niezauważony.
Swoich poglądów, w tym także wobec Żydów, Brasillach nie zmieni po przegranej przez Francję wojnie z Niemcami. Zmobilizowany wkrótce trafia do niemieckiej niewoli. Po zwolnieniu w roku 1941, wraca do Paryża, gdzie przez kilka tygodni jest komisarzem ds. kina, a po rezygnacji z tej funkcji publikuje w „Je suis partout". Wspiera politykę legalnego rządu Vichy, atakuje Anglosasów i de Gaulle'a, opowiada się za kolaboracją z Niemcami, bliska mu jest wizja narodowej rewolucji głoszonej przez Pétaina. Jesienią 1941 roku bierze udział w słynnym kongresie pisarzy w Weimarze, gdzie zostaje przyjęty przez Goebbelsa. W tym samym roku ukazuje się nostalgiczne, znakomite i zdumiewające zarazem „Nasze przedwojnie", autobiografia duchowa Brasillacha i jego pokolenia.