Z klasą, bez błysku

Kim jest „człowiek z klasą"? A jaki powinien być „polityk z klasą"? Czy „człowiek z klasą" musi dysponować jakimiś dodatkowymi „politycznymi" cechami, aby zasłużyć na to drugie miano? Czytając biografię Wiesława Chrzanowskiego autorstwa Romana Graczyka, szybko dochodzi się do wniosku, że wystarczy być porządnym człowiekiem, aby zasłużyć na szacunek także w polityce.

Publikacja: 18.01.2014 03:18

Również ze strony konkurentów i przeciwników.

Graczyk pokazuje, że o Chrzanowskim z poważaniem potrafili mówić i pryncypialnie odrzucający jego poglądy Adam Michnik („ja mu klasy nie odmawiam"), i ostro konkurujący z nim w ZChN Jerzy Kropiwnicki („on miał największą klasę"). Kiedy się bliżej przyjrzeć, owa „klasa" oznaczała po prostu dobre przedwojenne wychowanie, które powodowało, że założyciel ZChN nigdy nie prowadził walki na wyniszczenie przeciwnika i – jak pochodzący z zupełnie innej politycznej bajki Jacek Kuroń – uważał, że świadectwem zwykłej ludzkiej grzeczności jest podejmowanie rozmowy z każdym, kto tego oczekuje. Choćby pod koniec lat 70., gdy debatował (publicznie, w obecności młodzieży z KIK i prywatnie – w swoim mieszkaniu) z Michnikiem na temat jego wydanej wtedy książki „Kościół – Lewica – Dialog"). Tak jak Kuroń gotów był podejmować dyskusję nawet z przesłuchującymi go oficerami bezpieki. Co zresztą nie skończyło się najlepiej, bo skutkiem serii takich grzecznych (być może nadmiernie) rozmów stało się zarejestrowanie Chrzanowskiego w 1974 roku jako tajnego współpracownika o kryptonimie „Spółdzielca" (wbrew intencjom późniejszego marszałka Sejmu i bez pożytku dla komunistycznych władz – co zaświadczają także i przywołane przez Romana Graczyka dokumenty SB).

O szacunek innych było tym łatwiej, że Wiesław Chrzanowski nie był człowiekiem demonstrującym swoje poglądy w sposób radykalny. Choć czasem kreowano go na twardego endeka, faszystę niemalże, trudno profesora uznać za ideowego spadkobiercę Romana Dmowskiego. Jeśli gdzieś można go sytuować, to raczej w tradycji chadeckiej – przedwojennego (i emigracyjnego) Stronnictwa Pracy.

To, że Chrzanowski był człowiekiem niekonfliktowym i umiarkowanym, mogło budzić ogromną osobistą sympatię, ale równocześnie nie oznaczało, że profesor był wielkim politycznym talentem i urodzonym przywódcą. Niewątpliwym sukcesem politycznym było Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe u progu lat 90., ale partia ta powstała, odpowiadając na duże społeczne zapotrzebowanie na obecność katolików w polityce, raczej wokół Wiesława Chrzanowskiego niż dzięki jego politycznej woli. Późniejszy jego brak zdecydowania, temperowanie bardziej bojowych kolegów partyjnych i seria politycznych błędów (najpoważniejszym z nich było pójście ZChN do wyborów 1993 roku w koalicji „Ojczyzna" zamiast samodzielnego startu) spowodowały, że partia szybko straciła impet i polityczną pozycję. Gwoździem do trumny tego politycznego tworu było namaszczenie przez profesora na jego następcę Ryszarda Czarneckiego, który – choć był inteligentny i błyskotliwy – niechętnie przyznawał się do jakichkolwiek poglądów.

Równie nieskuteczny okazał się też – z perspektywy lat – Chrzanowski jako mentor młodego pokolenia konserwatystów, którzy zrobili kariery po roku 1989. Żałosny przykład pokrętnych politycznych losów Michała Kamińskiego (który niegdyś lubił powoływać się na bliskie związki z profesorem i wspólne eskapady po górach) nie jest niestety jedyny.

Jednak uważny czytelnik może wyczytać takie oceny tylko między wierszami – Roman Graczyk wprost takich ocen nie feruje. Losy Wiesława Chrzanowskiego opisuje z dużą kindersztubą – taką, jaką szczycił się jego bohater.

Również ze strony konkurentów i przeciwników.

Graczyk pokazuje, że o Chrzanowskim z poważaniem potrafili mówić i pryncypialnie odrzucający jego poglądy Adam Michnik („ja mu klasy nie odmawiam"), i ostro konkurujący z nim w ZChN Jerzy Kropiwnicki („on miał największą klasę"). Kiedy się bliżej przyjrzeć, owa „klasa" oznaczała po prostu dobre przedwojenne wychowanie, które powodowało, że założyciel ZChN nigdy nie prowadził walki na wyniszczenie przeciwnika i – jak pochodzący z zupełnie innej politycznej bajki Jacek Kuroń – uważał, że świadectwem zwykłej ludzkiej grzeczności jest podejmowanie rozmowy z każdym, kto tego oczekuje. Choćby pod koniec lat 70., gdy debatował (publicznie, w obecności młodzieży z KIK i prywatnie – w swoim mieszkaniu) z Michnikiem na temat jego wydanej wtedy książki „Kościół – Lewica – Dialog"). Tak jak Kuroń gotów był podejmować dyskusję nawet z przesłuchującymi go oficerami bezpieki. Co zresztą nie skończyło się najlepiej, bo skutkiem serii takich grzecznych (być może nadmiernie) rozmów stało się zarejestrowanie Chrzanowskiego w 1974 roku jako tajnego współpracownika o kryptonimie „Spółdzielca" (wbrew intencjom późniejszego marszałka Sejmu i bez pożytku dla komunistycznych władz – co zaświadczają także i przywołane przez Romana Graczyka dokumenty SB).

Plus Minus
„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”: O śmierci i umieraniu
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Puppet House”: Kukiełkowy teatrzyk strachu
Plus Minus
„Epidemia samotności”: Różne oblicza samotności
Plus Minus
„Niko, czyli prosta, zwyczajna historia”: Taka prosta historia
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Katarzyna Roman-Rawska: Otwarte klatki tożsamości
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni