Wszystko jakby szyte na Putina, nieprawdaż? Ale ten, prócz stosownego wykształcenia, kilku kobiet i epoletów ma całą Rosję, a kraj to – jak wiadomo – niemały. Jak się ma coś tak dużego, to można stracić głowę, bo rzeczy duże są w tej kwestii niebezpieczne. Już kilku przed Putinem straciło. Taki Iwan Groźny na przykład. Też miał jak Putin wszystko. Zaatakował i pokonał Chanat Kazański, potem Astrachański, jeszcze później Syberyjski. Poszerzył świętą Rosję na wschód. A i na zachód się udało. Choć tu trafił na twardą sztukę, polskiego króla Batorego. Pisał traktaty, uwodził kobiety, żenił się, rozwodził, gonił Żydów i bojarów i nawet udało mu się zorganizować pierwszą na Rusi policję polityczną, czyli „opryczninę", godnych poprzedników Feliksa Edmundowicza. Skutek? Piszą, że 100 tysięcy ofiar.
A jednak mając wszystkiego w nadmiarze, ruski car sfiksował. Ofiary to nie tylko zarżnięci przez „opryczników" biskupi i bojarzy, potopieni w Dźwinie połowieccy żydzi, ale i zabity w szale syn Iwan, a także żona Anna Dołgoruka, utopiona w jeziorze dzień po ślubie. Takim właśnie carem był Rurykowicz, który poszerzył granice państwa, reformował armię i nadawał prawa. Wielka postać, jakkolwiek by na to patrzeć!
Przypomniałem sobie o Iwanie w trakcie wielkiego show podczas inauguracji igrzysk olimpijskich w Soczi. Ta Rosja wyśniona, roztańczona, ulatująca w nieboskłon pastelowymi kopułami cerkwi to była chyba Rosja Iwana Groźnego – i Władimira Władimirowicza, dla i na którego życzenie całą tę szopkę wyreżyserowano.
Nie wątpię, że wśród wielkich poprzedników Iwan Groźny to postać ważna, ale mam wrażenie, że w wyobraźni Putina inny poprzednik zajmuje miejsce pocześniejsze. To Piotr I Wielki, również „leningradczyk", jak Władimir Władimirowicz. Ten, choć zafascynowany Zachodem, zachodnie standardy wprowadzał metodami samego Iwana IV, choćby budując nową stolicę kosztem tysięcy potopionych w bagnach chłopów. O tak, był car Piotr Romanow satrapą na skroś nowoczesnym i europejskim. Bojarom nahajką wybił z głów długie szaty i brody (te kazał swym urzędasom obcinać nożycami); kazał uczyć się tańców zachodnich i palenia tytoniu. Przy okazji reformował, co się da, administrację, flotę, armię, Cerkiew, alfabet, a nawet kalendarz. I walczył jak oszalały, z kim było można, by otworzyć Rosję na Bałtyk, a Turcję odepchnąć od Krymu.
Pierwsze się udało, drugie nie, a Polakom zapadł szczególnie w pamięć tak zwanym mordem połowieckim (1705), kiedy to po pijaku wtargnął z żołnierzami do unickiej katedry Mądrości Bożej w Połocku, własnoręcznie zamordował przeora, czterech zakonników rozkazał utopić w nurtach Dźwiny, po czym otworzył drzwiczki od tabernakulum, rozsypał na posadzkę przechowywane w nim hostie i efektownie je podeptał. Takim kozakiem był Piotr Wielki, reformator i budowniczy Nowej Rosji. Odpaliło jak Iwanowi? Może nie tak bardzo, ale też odpaliło. Jakże miało nie odpalić, to przecież Rosja!