Frans Timmermans nie zostanie przewodniczącym Komisji Europejskiej. Także z powodu konfliktu z Polską o tzw. praworządność, choć nie tylko, skoro zmobilizowała się przeciw niemu tak różnorodna koalicja. Donald Tusk przestrzegł, że nowa układanka unijnych stanowisk nie oznacza jednak odpuszczenia tego tematu przez europejskie instytucje. I takie można odnieść wrażenie – już choćby po tym, że Timmermans pozostanie w składzie Komisji jako wiceprzewodniczący. Ale i dlatego, że jest to do pewnego stopnia konflikt strukturalny.
Dopiero co Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zadał Polsce cios kwestionując odsyłanie sędziów Sądu Najwyższego na wcześniejsze emerytury. Werdykt jest symboliczny, bo władze PiS z tych przepisów akurat się wycofały. Niemniej stanowisko rzecznika TSUE, że podejrzane (czytaj: zagrożone) są inne zmiany związane z tzw reformą sądownictwa, symboliczne już nie jest. Gdyby wywrócono konstrukcję nowej Krajowej Rady Sądownictwa czy Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, w wymiarze sprawiedliwości zapanowałby niewiarygodny chaos, a pewność kursu na dyscyplinowanie tegoż wymiaru sprawiedliwości przez centrum polityczne, zostałaby podważona.
Czy kierownictwo PiS się tego obawia? Formalnie zignorowanie takich kolejnych wyroków nie jest zagrożone wielkimi karami – bo sprawy nie były prowadzone na wniosek Komisji Europejskiej. Ale politycy PiS zapewniali, że będą te wyroki szanować. Owszem, mandat polskich władz jest silny, a po ewentualnym wyborczym zwycięstwie będzie jeszcze mocniejszy. Nie zmienia to faktu, że otwarta wojna z orzeczeniami TSUE byłaby kłopotem.
Demokracja zagrożona?
Można argumentować, że TSUE sam sobie uzurpuje prawo do narzucania krajom członkowskim ustroju sądownictwa – czy to konstytucyjnego, czy zwykłego. To prawda, może to niepokoić inne państwa Unii, a na pewno powinno niepokoić nas – jeśli nie życzymy sobie sztucznej europejskiej federacji jako celu ostatecznego. Zbywanie tego frazesem, że TSUE tylko zastępuje polski Trybunał Konstytucyjny, to uciekanie od problemu.
Ale też powiedzmy sobie szczerze: na jakiej podstawie polska prawica oczekuje, że państwa zachodniej Europy, ba, nawet Stany Zjednoczone, będą przymykały oczy na takie ekscesy jak wygaszanie sędziowskich urzędów, jak przerywanie kadencji konstytucyjnych organów (w tym przypadku poprzedniej KRS) czy jak przekazywanie wyboru tejże KRS politykom? Można wskazywać na podobieństwo niektórych nowych rozwiązań do tego, co obowiązuje w Niemczech czy Hiszpanii, ale unijni urzędnicy czytają całość. A ona nawet w mediach związanych z obecnym rządem była przedstawiana nie jako suma technicznych zmian, ale jako idea rewolucyjnej przebudowy państwa – w 30 lat po końcu komunizmu.