Sztuka biografii

Sukces książki „Kapuściński non fiction" rozpoczął boom na biografie artystów. Wychodzi ich coraz więcej, stają się bestsellerami, bo często życie bohaterów bywa ciekawsze niż ich twórczość.

Publikacja: 01.08.2014 18:44

Anna Dymna o kocim spojrzeniu. Na biografię też nie żal oczu

Anna Dymna o kocim spojrzeniu. Na biografię też nie żal oczu

Foto: PAP, Maciej Sochor Maciej Sochor

Red

Napisanie dobrej biografii wymaga i czasu, i środków, a co za tym idzie, również odwagi wydawcy, który musi inwestować w podróże autora, badania archiwalne i długo czekać na efekty benedyktyńskiej pracy. Ale, jak widać, wydanie tych kilkudziesięciu tysięcy złotych ma sens. Nawet jeśli nie zawsze sprzedaż jest wysoka, to opłaca się jako inwestycja w markę. Tak stało się choćby z serią biograficzną Znaku. Po ukazujące się w niej książki można w zasadzie sięgać w ciemno, bo większość trzyma wysoki poziom, tak jak dwie wydane niedawno pozycje: „Beksińscy. Portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej i „Uparte serce" Kaliny Błażejowskiej o poetce Halinie Poświatowskiej.

A przecież i wcześniej pojawiały się w niej książki solidne, choćby „Cały ten Kutz" Aleksandry Klich, poświęcony Gałczyńskiemu „Niebezpieczny poeta" Anny Arno czy „Miłosz" Andrzeja Franaszka. Ale podobną strategię przyjmują też inne wydawnictwa: Iskry (świetne biografie Mariusza Urbanka poświęcone Tuwimowi, Brzechwie i Broniewskiemu) czy szukające swojego miejsca na rynku biografii Marginesy. Do tej pory znane głównie jako wydawca bestsellera Jaume Cabrégo „Wyznaję", teraz opublikowały „Dymną" Elżbiety Baniewicz.

Research od podszewki

Kapuściński non fiction" Artura Domosławskiego nie tylko był wielkim bestsellerem, co wiązało się z bardzo drobiazgowym prześwietleniem życiorysu pisarza i wynikającym z tego skandalem, ale też podwyższył standardy. Dziś artystyczne biografie nie mogą już być tylko laurkami, od tego są wywiady rzeki, których bohaterowie są współautorami, więc w pełni kontrolują tekst. Żeby odnieść sukces, nowi autorzy muszą pokazać nieprzyjemne uwikłania opisywanych postaci, negatywne strony ich osobowości, a przede wszystkim skupić się na dramatyzmie ich losu. Czytelników artystycznych biografii pociąga zapewne nie tylko ich „autentyzm" czy „realizm", ale może i najbardziej paradoksalna cecha tego gatunku – fakt, że często życie bohaterów wydaje się wręcz ciekawsze niż ich dokonania.

Z omawianych tu pozycji w największym może stopniu dotyczy to fenomenalnych „Beksińskich" pióra Magdy Grzebałkowskiej. Można bowiem spierać się o wartość malarstwa Beksińskiego seniora, a także o dokonania Tomasza, który prowadząc audycje radiowe, kształtował wprawdzie gusty muzyczne całego pokolenia, lecz  pozostawił po sobie przede wszystkim legendę i kongenialne tłumaczenia list dialogowych, w tym np. do „Latającego Cyrku Monty Pythona". Nie podlega jednak dyskusji, że Grzebałkowska stworzyła wstrząsające studium dwóch charakterów, podszytą tragedią opowieść o ojcu i synu, zakończoną na dodatek w sposób, który byłby chyba nie do przyjęcia, gdybyśmy mieli do czynienia z fikcją; najpierw samobójstwem Tomasza, a następnie morderstwem Zdzisława, które poprzedziła jeszcze śmierć Zofii Beksińskiej, matki pierwszego i żony drugiego.

Z punktu widzenia biografa Grzebałkowska była w komfortowej sytuacji – wraz ze śmiercią Zdzisława ród Beksińskich wymarł, nie ma nikogo, kto by protestował, kto mógłby się obrazić i podać autorkę do sądu za naruszenie dóbr osobistych. A jeśli nawet takie osoby się w książce pojawiają, co dotyczy zresztą przede wszystkim byłych miłości Tomasza, są starannie ukryte pod kolejnymi literami alfabetu. Autorka „Portretu podwójnego" nie stosuje dla swych bohaterów taryfy ulgowej, a jej relacja jest przenikliwa i dokładna.

Bohater ułatwił jej zadanie. Zdzisław Beksiński, autor ponad 30 opowiadań, w niemal kompulsywny sposób uprawiał bowiem korespondencję i choćby dla jej fragmentów warto do tej pozycji zajrzeć. W listach malarz jawi się bowiem jako człowiek samoświadomy, szczery w stopniu bliskim ekshibicjonizmowi, często bezwzględny, ale obdarzony poczuciem humoru i zmysłem obserwacji. O synu pisał: „Tomek jest fantastą z kompleksem niższości". Malarz wspomina o własnej nerwicy, która uniemożliwiała mu w zasadzie podróże, bo taka perspektywa przyprawiała go o problemy żołądkowe, a nawet o swych zabiegach, by po przeprowadzce z Sanoka do Warszawy zorganizować sobie zapas... papieru toaletowego. Najważniejsze jednak, że z biografii Grzebałkowskiej wyłania się obraz prawdziwego artysty, oddanego sztuce i gotowego do poświęceń.

Postać Tomasza, tragiczna i groteskowa jednocześnie, jest tu na drugim planie. Autorka pokazuje jego ataki histerii z powodu niedogrzanego obiadu czy nieudane amory, gdy w krótkim czasie „Kobieta Życia" zmienia się w „bubel genetyczny". Ale jednocześnie Grzebałkowskiej udaje się uchwycić drugą stronę osobowości Tomasza – izolację i wynikającą z niej rozpacz, która w przedziwny sposób łączyła się z umiejętnością kreowania nastroju. Po samobójczej śmierci za jego duszę modlą się nawet słuchacze Radia Maryja.

Eros i Thanatos

Inną metodę pracy przyjęła redaktorka „Tygodnika Powszechnego" Kalina Błażejowska, która nie tylko nie skryła się za swymi bohaterami, ale wręcz weszła między nich, tworząc hybrydę biografii z powieścią biograficzną. „Niektóre fragmenty tej książki są więc nie tyle pewne, ile prawdopodobne" – pisze autorka „Upartego serca" o swej metodzie twórczej. Tak jak w przypadku Beksińskich również o Halinie Poświatowskiej da się powiedzieć, że legenda zmarłej w wieku 32 lat artystki wyrosła wysoko ponad jej poezję.

Stanisław Grochowiak nie bez racji pisał, że jej wiersze były przełomowe, ponieważ wcześniej „wszystkie polskie pisarki erotyków [...] nosiły na sobie mundurki z pensji imienia Emilii Plater", a ona proponuje „skupienie uwagi na fenomenie własnego ciała". Ale w mniej udanych utworach czytamy rzeczy niedalekie grafomanii, które kiedyś pisywały do szuflady wyzwolone studentki polonistyki, a dziś pełno ich w internecie.

Urodziła się jako Halina Myga w 1935 roku, zmarła jako Halina Poświatowska w 1967 roku, po nieudanej operacji serca – między tymi dwiema datami rozciąga się opowieść Blażejowskiej, w której pod rękę idą ze sobą Eros i Thanatos. Jak echo powracają tu też inne motywy: śmiertelna choroba, której poetka nabawiła się w ciągu trzech dni spędzonych w piwnicy podczas radzieckiego szturmu w 1944 roku, kolejne pobyty w szpitalach i sanatoriach, a także nie mniejszy niż strach apetyt na życie. Bo Poświatowska jest stale głodna – świata, doznań i mężczyzn. Jednego z nich, spotkanego na pokładzie „Batorego" podczas podróży do USA, gdzie przeszła operację serca, uczyni bohaterem wiersza: „oparty o poręcz / był taki ładny / że poszłam z nim do łóżka". „Jak można spać z ciętym kwiatem, poezją, z tęczą?" – napisze z kolei o mniej szczęśliwym adoratorze. Autorce „Upartego serca" udaje się uniknąć pułapek, o którą w przypadku opisywania życia jej bohaterki nad wyraz łatwo – nadmiernego sentymentalizmu z jednej strony i przesadnego akcentowania damsko-męskich przygód Poświatowskiej z drugiej. Wszystko dzieje się tu jakby za zasłoną, nawet śmierć nadchodzi dyskretnie, jak w jednym z najlepszych utworów poetki: „Halina Poświatowska to jest podobno człowiek / i podobno ma umrzeć jak wielu przed nią ludzi/ Halina Poświatowska właśnie teraz się trudzi/ nad swoim umieraniem".

Skromność i blichtr

Dyskrecja to także cecha „Dymnej" Elżbiety Baniewicz, pozycji wydanej nadzwyczaj efektownie, cieszącej oko nie tylko licznymi zdjęciami jednej z najpiękniejszych polskich aktorek. Elżbieta Baniewicz stała przed trudnym zadaniem, bo postawiła sobie za cel spisanie biografii osoby wciąż żyjącej, a do tego niezwykle lubianej. Rzuca się w oczy, że sympatią darzy ją również sama autorka. Z pisaniem o dobru wiąże się oczywiście znany problem – w literaturze wypada ono niezbyt efektownie. W książce Baniewicz, może z wyjątkiem rozdziału o pierwszym małżeństwie Anny z Wiesławem Dymnym, człowiekiem, którego nazwisko aktorka będzie nosić przez całe życie i o którym pamięć będzie pielęgnować, nie ma nic sensacyjnego. Łatwo natomiast znaleźć dowody, że niezapomniana bohaterka filmowej „Doliny Issy" Konwickiego, jak rzadko kto w tym zawodzie potrafiła się wyzbyć pokusy egotyzmu. Świadczy o tym choćby wspomnienie o dniu, gdy podekscytowana młoda aktorka miała się znaleźć na okładce kolorowego pisma. „Później w szalecie miejskim zobaczyłam, że moja »twarz« z pierwszej strony, podzielona na czworo, wisi na gwoździu. Wtedy zrozumiałam...".

Największym walorem tej publikacji, nie licząc dokładnego omówienia ról granych przez aktorkę i opisów środowiska filmowo-teatralnego, są jednak dzieje przemiany Anny Dymnej – z przepięknej nimfy w dojrzałą kobietę potrafiącą się pogodzić z upływem czasu. W procesie tym, rozpisanym przez Baniewicz szczegółowo na kilkuset stronach, w niemałym stopniu udział miały dramatyczne doświadczenia osobiste – śmierć pierwszego męża aktorki czy seria wypadków, po których koledzy, słysząc karetkę na sygnale, mówili: „To na pewno Dymna znów miała wypadek". Mamy zatem do czynienia z lekturą budującą, utrzymaną w tonie zupełnie odmiennym od opowieści o Beksińskich czy Poświatowskiej.

We wstępie do „Upartego serca", biografii Haliny Poświatowskiej, Kalina Błażejowska wyznaje, że zbierała materiały dwa i pół roku – w Polsce, w Stanach i Kanadzie. Ten sposób pracy łączy redaktorkę „Tygodnika Powszechnego" z autorkami książek poświęconych Zdzisławowi i Tomaszowi Beksińskim oraz Annie Dymnej. Bo choć każda z tych pozycji operuje inną metodą konstruowania narracji, książki te charakteryzują się pedanterią, z jaką zbierano do nich materiały, i pieczołowitością, z jaką zostały spisane losy ich bohaterów. Publikacje te mają jeszcze jedną istotną cechę – jakby przy okazji kreślą też obraz PRL. Tego zadziwiającego państwa, w którym na porządku dziennym były niedowład, szarość i absurd, i gdzie mimo to – czy właśnie dlatego? – powstawała wspaniała sztuka, do której dziś możemy tylko powzdychać.

Napisanie dobrej biografii wymaga i czasu, i środków, a co za tym idzie, również odwagi wydawcy, który musi inwestować w podróże autora, badania archiwalne i długo czekać na efekty benedyktyńskiej pracy. Ale, jak widać, wydanie tych kilkudziesięciu tysięcy złotych ma sens. Nawet jeśli nie zawsze sprzedaż jest wysoka, to opłaca się jako inwestycja w markę. Tak stało się choćby z serią biograficzną Znaku. Po ukazujące się w niej książki można w zasadzie sięgać w ciemno, bo większość trzyma wysoki poziom, tak jak dwie wydane niedawno pozycje: „Beksińscy. Portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej i „Uparte serce" Kaliny Błażejowskiej o poetce Halinie Poświatowskiej.

A przecież i wcześniej pojawiały się w niej książki solidne, choćby „Cały ten Kutz" Aleksandry Klich, poświęcony Gałczyńskiemu „Niebezpieczny poeta" Anny Arno czy „Miłosz" Andrzeja Franaszka. Ale podobną strategię przyjmują też inne wydawnictwa: Iskry (świetne biografie Mariusza Urbanka poświęcone Tuwimowi, Brzechwie i Broniewskiemu) czy szukające swojego miejsca na rynku biografii Marginesy. Do tej pory znane głównie jako wydawca bestsellera Jaume Cabrégo „Wyznaję", teraz opublikowały „Dymną" Elżbiety Baniewicz.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy